Stukałam nerwowo czubkiem buta o jasne, wyłożone w kuchni płytki, co chwila doglądając gotujących się potraw.
— Nerwicy dostanę z tym człowiekiem — burknęłam pod nosem, zabierając się za krojenie marchewki. — Wyślij po jedną rzecz, a przepadnie na dwie godziny. I jeszcze i tak nie kupi tego, co potrzeba.
Przełożyłam skrojoną marchewkę do miski, następnie zajmując miejsce na krześle, przy stole. Wytarłam ręce o fartuszek, przeklinając przy tym pod nosem.
Wyjęłam telefon z kieszeni, wybierając magiczne dziewięć cyferek. Przyłożyłam urządzenie do ucha, przyglądając się podniszczonemu już lakierowi na paznokciach na lewej ręce. Pierwszy sygnał. Drugi sygnał.
— Gdzie ty się, do cholery, podziewasz? —warknęłam, nie czekając na reakcję z jego strony.
— Kochanie, wysłałaś mnie po ten dziwny składnik — zaczął, a w jego głosie słychać było nutkę rozbawienia.
— To liść laurowy Kihyun, liść laurowy — powiedziałam zrezygnowana, uderzając otwartą dłonią w czoło.
— No właśnie, to coś. Nigdzie tego zielepactwa nie sprzedają.
Jęknęłam sfrustrowana, przymykając oczy.
— Błagam cię, wracaj do domu i już tego nie szukaj, okay? — rzuciłam, podnosząc się z krzesła. Zaraz przypalę obiad.
— To ja zaraz będę — odparł, po czym sygnał się urwał.
Ten człowiek był niemożliwy. Dźwignęłam się z krzesła, z powrotem podchodząc do kuchenki. Przerzuciłam marchewkę do garnka, energicznie mieszając gotujący się tam wywar. Minęło pięć lat. Pięć lat, od kiedy się poznaliśmy. A tutaj proszę, nadal jesteśmy razem. Spojrzałam na obrączkę na moim palcu serdecznym, wzdychając. Pięć lat, a tak dużo się wydarzyło.
Mój ojciec odebrał prawa rodzicielskie Yoonie i sam zaopiekował się Hoseokiem. Chłopczyk zrozumiał, że jego mama była zła, jednak nie poznał całej tragicznej historii, tylko jej urywki. Poza tym wyrasta na naprawdę mądrego i ładnego chłopca. Kihyun śmieje się, że jak dorośnie, to będzie tak przystojny, jak on. Jasne.
Wspomniana wcześniej Yoona wyszła z więzienia, ale jej życie już nigdy nie będzie takie samo. Znalazła pracę, mężczyznę, jednak nie przelewa się jej zbytnio.
No i na końcu jestem ja i Kihyun. Trzy lata, po moim jakże pięknym i przesłodkim wyznaniu miłości na dachu szpitala w Sylwestra, pobraliśmy się. Od dwóch lat jesteśmy małżeństwem i muszę przyznać, że jestem naprawdę szczęśliwa.
— Już jestem! — z zamyślenia wyrwał mnie głos Kihyuna. Wychyliłam głowę przez drzwi kuchni, posyłając mu mordercze spojrzenie.
— Dłużej się nie dało? — zapytałam, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
— Jasne, że się dało — odparł, szeroko się uśmiechając. — Ale chciałem wrócić do moich księżniczek — dodał, rzucając w moją stronę jakąś siatką.
Posłałam mu pytający spojrzenie, podnosząc wyżej reklamówkę.
— To to zielepactwo. Jak wracałem, to wstąpiłem do takiego małego sklepiku. I popatrz! — zawołał, wyciągając pięć paczek liścia laurowego. — Kupiłem na zapas!
Pokiwałam rozbawiona głową, wracając do kuchni. Dorzuciłam trochę liścia laurowego do wywaru, następnie chowając pozostałe paczki do szafki. Kihyun przyszedł zaraz za mną, zajmując miejsce na krześle.
CZYTASZ
I can be your hero
FanfictionWyobrażaliście sobie kiedykolwiek, jak to jest, gdy wasze życie traci sens? Powoli, rzeczy, które budowaliście przez lata, upadają. Wszystko lega w gruzach, w jednej sekundzie. ~~~ #7 w Opowiadanie - 161217