Od pogrzebu mamy minął tydzień. Nadal się z tym nie pogodziłam. Nie chodziłam do szkoły, mało jadłam, nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Przez cały ten czas Kihyun nie odstępował mnie na krok. Był jak taka przylepa, której nie dało się pozbyć. Dzisiaj też był przy mnie.
— Jisoo! — zawołał, kołysząc się na boki. — Musisz coś zjeść, bo się rozchorujesz — dodał, przeczesując swoje włosy dłonią.
— Nie jestem głodna — burknęłam, podciągając kolana pod brodę.
— Wmawiaj sobie dalej. Jeżeli tego nie zjesz — powiedział, wskazując ruchem głowy na miskę z zupą. — To już nigdy tutaj nie przyjdę i nie zamienię z tobą ani jednego słowa.
— Zostawisz mnie jak wszyscy, krótka piłka. Teraz przynajmniej masz wymówkę — rzuciłam, wypuszczając powietrze z płuc.
— Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli — odparł szybko, unosząc ręce w geście obronnym.
Wzruszyłam ramionami i pochwyciłam łyżkę, która leżała na stoliku.
— Sam to ugotowałeś? — zapytałam, badawczo przyglądając się temu, co znajdowało się w misce.
Kihyun energicznie pokiwał głową, szeroko się uśmiechając.
— Gotowałem to z miłością! Cały czas myśląc o tobie! — zawołał wesoło, wiercąc się na kanapie.
— Hamuj się trochę, błagam — jęknęłam, wywracając teatralnie oczami.
— A zjesz to dla mnie? — zapytał, przysuwając się bliżej i mrugając oczami.
— Zjem to, bo szkoda mi pracy, którą w to włożyłeś — odpowiedziałam, zabierając się za jedzenie.
Ten tylko zaklaskał dłońmi i wrócił na swoje miejsce.
Zupa była przepyszna, naprawdę. Nie spodziewałam się, że ta przylepa potrafi tak dobrze gotować.
— Więcej nie zjem, serio — powiedziałam, odsuwając od siebie naczynie.
— To i tak dobrze! W końcu coś zjadłaś. Bardzo się cieszę — odparł, szczerze się uśmiechając.
— Kihyun — rzuciłam po chwili, splatając razem swoje ręce na kolanach.
— Hm? — mruknął, spoglądając z zaciekawieniem.
— Jak było z tobą? — zapytałam, zaciskając dłonie w pięści.
— W sensie? — zaśmiał się, wyczekująco na mnie patrząc.
— Kiedy straciłeś ojca. Jak wtedy było z tobą? — odpowiedziałam, biorąc głęboki wdech.
Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Mentalnie strzeliłam sobie z liścia.
— Wiesz, ze mną było troszkę inaczej niż z tobą. Byłem wtedy praktycznie sam, bo mama załamała się po tym i też potrzebowała pomocy, nawet większej niż ja — zaczął, uważnie dobierając kolejne słowa. — Miałem wtedy wszystko gdzieś. Szkołę, znajomych, nawet własne zdrowie. Jadłem minimalne ilości posiłków, a całą frustrację wyładowywałem, grając. Konkretnie w kosza — dodał, przecierając twarz dłonią. — Grałem wieczorem, kiedy boiska były już puste. Potrafiłem spędzić kilka godzin na kozłowaniu i rzucaniu do kosza. Cały żal, który zamieniał się we frustrację, ulatywał jak powietrze z balonu. Kiedy czułem się wkurzony, wychodziłem pograć w kosza. Kiedy chciałem z kimś pogadać, przytulić się, też wychodziłem pograć w kosza. Taka odskocznia. Mój własny lek.
— Nie wiem, co powiedzieć — szepnęłam, oblizując wargi.
— Nie musisz mówić niczego. To przeszłość. Coś, co już więcej nie wróci i się nie powtórzy. Dlatego nie chcę dopuścić, żebyś przechodziła przez to samo — powiedział, uśmiechając się. — I nie dopuszczę do tego. Nie pozwolę.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk otwieranych drzwi.
— Jisoo, wróciłem — krzyknął ojciec, gdy tylko wszedł do środka.
— Dobrze — odpowiedziałam, przecierając oczy ze zmęczenia.
— Idź, prześpij się, później zadzwonię do ciebie — powiedział Kihyun, wstając ze swojego miejsca.
— Dziękuję za wszystko, naprawdę — odparłam, wysilając się na uśmiech.
— Zawsze do usług. Już mówiłem — zaśmiał się, przeczesując swoje włosy ręką. — Nie pozwolę ci utonąć. Do później — po tych słowach posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i zniknął na korytarzu.
Gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, przyłożyłam dłonie do policzków, nabierając powietrza do płuc.
— Coś się stało? — zapytał ojciec, stając w progu salonu.
— Nie, wszystko w porządku — odpowiedziałam, mijając go.
Pobiegłam do swojego pokoju, następnie zamykając się w nim. Podeszłam do okna, odsłaniając firankę. Księżyc leniwie wyłaniał się zza chmur.
— Mamo — szepnęłam, ściskając mocniej zasłonę w dłoni. — Chyba zaczynam go lubić — dodałam jeszcze ciszej, patrząc na księżyc. — Naprawdę zaczynam go lubić.
~~~~~~~~~~~~~~
Przybywam z nowym rozdzialikiem!
Wiem, że jest krótki, za co przepraszam ;-;
Mam nadzieję, że się Wam spodobał!
I mam też nadzieję, że z uśmiechami rozpoczęliście nowy rok szkolny!
Do usłyszenia wkrótce!~
CZYTASZ
I can be your hero
FanfictionWyobrażaliście sobie kiedykolwiek, jak to jest, gdy wasze życie traci sens? Powoli, rzeczy, które budowaliście przez lata, upadają. Wszystko lega w gruzach, w jednej sekundzie. ~~~ #7 w Opowiadanie - 161217