Eight

2.3K 281 41
                                    

Od pogrzebu mamy minął tydzień. Nadal się z tym nie pogodziłam. Nie chodziłam do szkoły, mało jadłam, nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Przez cały ten czas Kihyun nie odstępował mnie na krok. Był jak taka przylepa, której nie dało się pozbyć. Dzisiaj też był przy mnie.

— Jisoo! — zawołał, kołysząc się na boki. — Musisz coś zjeść, bo się rozchorujesz — dodał, przeczesując swoje włosy dłonią.

— Nie jestem głodna — burknęłam, podciągając kolana pod brodę.

— Wmawiaj sobie dalej. Jeżeli tego nie zjesz — powiedział, wskazując ruchem głowy na miskę z zupą. — To już nigdy tutaj nie przyjdę i nie zamienię z tobą ani jednego słowa.

— Zostawisz mnie jak wszyscy, krótka piłka. Teraz przynajmniej masz wymówkę — rzuciłam, wypuszczając powietrze z płuc.

— Dobrze wiesz, że nie miałem tego na myśli — odparł szybko, unosząc ręce w geście obronnym.

Wzruszyłam ramionami i pochwyciłam łyżkę, która leżała na stoliku.

— Sam to ugotowałeś? — zapytałam, badawczo przyglądając się temu, co znajdowało się w misce.

Kihyun energicznie pokiwał głową, szeroko się uśmiechając.

— Gotowałem to z miłością! Cały czas myśląc o tobie! — zawołał wesoło, wiercąc się na kanapie.

— Hamuj się trochę, błagam — jęknęłam, wywracając teatralnie oczami.

— A zjesz to dla mnie? — zapytał, przysuwając się bliżej i mrugając oczami.

— Zjem to, bo szkoda mi pracy, którą w to włożyłeś — odpowiedziałam, zabierając się za jedzenie.

Ten tylko zaklaskał dłońmi i wrócił na swoje miejsce.

Zupa była przepyszna, naprawdę. Nie spodziewałam się, że ta przylepa potrafi tak dobrze gotować.

— Więcej nie zjem, serio — powiedziałam, odsuwając od siebie naczynie.

— To i tak dobrze! W końcu coś zjadłaś. Bardzo się cieszę — odparł, szczerze się uśmiechając.

— Kihyun — rzuciłam po chwili, splatając razem swoje ręce na kolanach.

— Hm? — mruknął, spoglądając z zaciekawieniem.

— Jak było z tobą? — zapytałam, zaciskając dłonie w pięści.

— W sensie? — zaśmiał się, wyczekująco na mnie patrząc.

— Kiedy straciłeś ojca. Jak wtedy było z tobą? — odpowiedziałam, biorąc głęboki wdech.

Uśmiech momentalnie zniknął z jego twarzy. Mentalnie strzeliłam sobie z liścia.

— Wiesz, ze mną było troszkę inaczej niż z tobą. Byłem wtedy praktycznie sam, bo mama załamała się po tym i też potrzebowała pomocy, nawet większej niż ja — zaczął, uważnie dobierając kolejne słowa. — Miałem wtedy wszystko gdzieś. Szkołę, znajomych, nawet własne zdrowie. Jadłem minimalne ilości posiłków, a całą frustrację wyładowywałem, grając. Konkretnie w kosza — dodał, przecierając twarz dłonią. — Grałem wieczorem, kiedy boiska były już puste. Potrafiłem spędzić kilka godzin na kozłowaniu i rzucaniu do kosza. Cały żal, który zamieniał się we frustrację, ulatywał jak powietrze z balonu. Kiedy czułem się wkurzony, wychodziłem pograć w kosza. Kiedy chciałem z kimś pogadać, przytulić się, też wychodziłem pograć w kosza. Taka odskocznia. Mój własny lek.

— Nie wiem, co powiedzieć — szepnęłam, oblizując wargi.

— Nie musisz mówić niczego. To przeszłość. Coś, co już więcej nie wróci i się nie powtórzy. Dlatego nie chcę dopuścić, żebyś przechodziła przez to samo — powiedział, uśmiechając się. — I nie dopuszczę do tego. Nie pozwolę.

Naszą rozmowę przerwał dźwięk otwieranych drzwi.

— Jisoo, wróciłem — krzyknął ojciec, gdy tylko wszedł do środka.

— Dobrze — odpowiedziałam, przecierając oczy ze zmęczenia.

— Idź, prześpij się, później zadzwonię do ciebie — powiedział Kihyun, wstając ze swojego miejsca.

— Dziękuję za wszystko, naprawdę — odparłam, wysilając się na uśmiech.

— Zawsze do usług. Już mówiłem — zaśmiał się, przeczesując swoje włosy ręką. — Nie pozwolę ci utonąć. Do później — po tych słowach posłał mi jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i zniknął na korytarzu.

Gdy usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi, przyłożyłam dłonie do policzków, nabierając powietrza do płuc.

— Coś się stało? — zapytał ojciec, stając w progu salonu.

— Nie, wszystko w porządku — odpowiedziałam, mijając go.

Pobiegłam do swojego pokoju, następnie zamykając się w nim. Podeszłam do okna, odsłaniając firankę. Księżyc leniwie wyłaniał się zza chmur.

— Mamo — szepnęłam, ściskając mocniej zasłonę w dłoni. — Chyba zaczynam go lubić — dodałam jeszcze ciszej, patrząc na księżyc. — Naprawdę zaczynam go lubić.



~~~~~~~~~~~~~~

Przybywam z nowym rozdzialikiem!

Wiem, że jest krótki, za co przepraszam ;-;

Mam nadzieję, że się Wam spodobał!

I mam też nadzieję, że z uśmiechami rozpoczęliście nowy rok szkolny!

Do usłyszenia wkrótce!~

I can be your heroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz