Oh my god, am I in space? (6)

211 27 28
                                    


- Okej... twoi rodzice należą do rosyjskiej mafii? - spytał Louis, nie mogąc oderwać wzroku od pokaźnej wielkości willi, znajdującej się tuż przed nim.

- Nie, są płatnymi zabójcami. - odparł loczek, zamykając delikatnie drzwi swojego samochodu. Zaśmiał się uroczo, kiedy szatyn wbił w niego oszołomiony wzrok, a jego usta rozchyliły się lekko w zdziwieniu. - Mama jest chirurgiem, a tata zarządza firmą nieruchomościową. - wyjaśnił, a chłopak kiwał głową, wpatrując się w niego z lekką nutą zazdrości.

Harry wyjął z bagażnika plecak Louisa oraz swój i zaczął kierować się w do frontowych drzwi. Drugi niepewnie podążał za nim, co i rusz, rozglądając się dookoła. Nie miał pojęcia, że chłopak jest aż tak bogaty, i zastnawiał się jak udało mu się to tak dobrze ukryć. Miał ten samochód, to fakt, ale Louis pomyślał, że po prostu odkładał sobie na niego jakiś dłuższy czas. Nie znał się na motoryzacji, więc nie był pewnien ile takie auto może kosztować.

Kiedy znaleźli się już w przestronnym, wyłożonym marmurową posadzką, przedsionku, Harry wziął od Louisa kurtkę, i powiesił na wieszaku, ze swoją robiąc to samo. Następnie gestem ręki, zaprosił chłopaka w głąb domu, w kierunku kuchni, gdzie wskazał mu wysoki stołek barowy, na którym ten niepewnie usiadł. Całe pomieszczenie było urządzone rękami profesjonalnych projektantów, i cóż, trzeba było przyznać, że odwalili kawał dobrej roboty. Louis czuł się niepewnie, co było dla niego czymś zupełnie niespotykanym i niecodzinnym. Nie miał pojecia czym mogło to być spowodowane, przecież Harry jest tylko jego kolejnym, potencjalnym celem, z którym w dodatku idzie mu wyjątkowo szybko, przynajmniej tak mu się wtedy wydawało.

- Napijesz się czegoś? Albo może jesteś głodny? Bez urazy, ale mam wrażenie, że czeka nas sporo nauki. - spytał Harry, bez przerwy się do niego uśmiechając, i cholera, niech lepiej przestanie, bo jeszcze raz Louis zobaczy któryś z jego dołeczków, nie wytrzyma i po prostu się na niego rzuci.

- Jasne. - wyrzucił z siebie po chwili. Pare sekund później marzył tylko o tym, żeby zapaść się pod ziemie. Co do cholery, się z nim dzieje? - To znaczy... herbata będzie w porządku.

Harry pokiwał wolno głową, i wyjął dwa kubki z szafki, znajdującej się tuż nad nim. Później wrzucił do nich dwie torebki Earl Grey'a i nastawił wodę, a Louis niemal rozpływał się, obserwując jego umięśnione plecy, przykryte tylko luźną, czarną koszulką z krótkim rękawem.

- Nikogo poza nami nie ma teraz w domu? - zagaił, podczas gdy Harry wlewał wrzątek do kubków.

- Nie, jesteśmy sami. - odparł, stawiając przed Louisem niebieski kubek w kwiaty. Z czystej ciekawości przyjrzał się temu należącemu do zielonookiego, uznając za cholernie urocze to, że miał na nim napis ,,Harry", otoczony milionami serduszek i innych pierdół. Stop, Louis nie używa słowa urocze, nawet w myślach.

- Masz może mleko? - spytał szatyn.

- Mleko. - powtórzył Harry, jakby chciał upewić się czy dobrze usłyszał. Chłopak pokiwał twierdząco głową. - Pijesz herbatę z mlekiem? - zdziwił, w drodze do lodówki.

- Nie pije herbaty bez mleka.

Louis uzupełnił swój napój o ukochane mleko, a Harry przyglądał się jego ruchom z uniesionymi brwiami. Mleko i herbata? To jest w ogóle legalne? - No nic, chodźmy na górę, to może uda nam się skończyć przed wieczorem.

*

- CHYBA ŻARTUJESZ! BOŻE TOMMO, NIE WIERZE! - Zayn nie mógł opanować śmiechu, kiedy następnego dnia, w drodze do szkoły, szatyn opowiedział mu co wydarzyło, a raczej, co NIE wydarzyło się poprzedniego dnia.

St. Lewis High School  | 1D + Larry Where stories live. Discover now