Call to my lawyer (7)

208 30 9
                                    



Harry czuł się lekko zawiedziony, kiedy po zakończeniu lekcji odzyskał telefon, a na jego ekranie nie widniało żadne nowe powiadomienie. Zaczął się martwić, że może Louis źle zrozumiał jego poprzednią wiadomość i uznał go za dziwaka, postanawiając już mu nie odpisywać. Z drugiej strony to przecież on pytał Harrego o zdanie na temat żuków, a to chyba również można postrzec za dość dziwne.

- Harry, nie wiesz może gdzie podziali się Louis i Niall? - głos pana Davidsona wyrwał go z zamyślenia, kiedy zupełnie nieświadomie szedł w kierunku wyjścia z sali.

- Nie mam pojęcia. - odpowiedział szczerze, zruszając ramionami.

- Dziwne, że nie ma akurat tej dwójki, która nie oszukujmy się, najlepiej sobie z matematyką nie radzi.

- Tak, to bardzo dziwne... Ale ja nic nie wiem, nie widziałem ich dzisiaj. - skłamał, bo przecież doskonale pamiętał, że spotkał się dzisiaj z szatynem na parkingu, a charakterystyczna, blond czupryna Nialla, mignęła mu na którymś z korytarzy, przed pierwszą lekcją. Nikt nie udowoni mu, że kłamie a przecież ostatnim co chciałby teraz zrobić jest, bez względu na co robi, wpędzenie Louisa w kłopoty. Louisa i Nialla, oczywiście.

- No nic... mam ich sprawdziany, a zauważyłem, że się przyjaźnicie, więc może mógłbyś je im przekazać kiedy się z nimi spotkasz? - Harry wychylił się, żeby spojrzeć na dwie kartki papieru, po czym posłał nauczycielowi dość zażenowane spojrzenie.

- Um... Zrobili chociaż jedno zadanie? - spytał z niedowierzaniem. Kartki były zupełnie czyste

- Tak, podpisali się. - po tych słowach zapadła dość niezręczna cisza. - Albo wiesz co, skreśle ich nazwiska i dam te egzemplarze następnym klasom. Papier nie rośnie na drzewach.

- W sumie to rośnie. - wtrącił cicho Harry, jednak nauczyciel zdawał się go nie słyszeć. -To mogę już iść? - spytał, kiedy przez poprzednie parenaście sekund nic nie mówił.

- Tak, oczywiście.

*

- Jechał pan za szybko, w dodatku widzę, że pańscy koledzy nie mają zapiętych pasów bezpieczeństwa, zresztą podobnie jak pan. Prosze pokazać prawo jazdy.

W tym momencie Zayn zapomniał jak się mówi. Jego gardło momentalnie zamieniło się w istną Saharę, w głowie miał totalną pustkę. Z lekko rozchylonymi ustami, wpatrywał się tępo w grubszego policjanta i próbował za wszelką cenę skleić parę sensownych zdań, jednak stres paraliżował go od środka, zwłaszcza, że pan Malik nie nosi przecież przy sobie prawa jazdy.

- Ja... Ja nie mam go przy sobie. - wyjąkał, co chwilę nerwowo zerkając na tylne siedzenia i modląc się, żeby mężczyzna nie załuważył, że jego koledzy są nadzwyczajnie weseli, nawet teraz, kiedy byli w totalnej dupie.

- To bardzo mi przykro, ale będziemy musieli pojechać na komendę, jednak teraz proszę pokazać mi jakiś inny dokumnet potwierdzający pana tożsamość. - burknął leniwie, zupełnie tak, jakby miałe tę formułkę wyuczoną na pamięć. Zayn czył się gorzej niż żałośnie, wygrzebując ze swojego portfela pięciokrotnie wypraną już legitymacje szkolną, ze zdjęciem z pierwszej klasy, na którym wyglądał jak palant. Policjant spojrzał na niego spod uniesionych brwi, parskając cichym śmiechem. - A więc Kayn...

- Zayn. - poprawił go. - Tam jest ,,Z''. - dodał ciszej, wiedząc, że wcale sobie nie pomaga.

- Niech pan zrozumie, to nie jest nawet jego samochód. - wtrącił się, Louis, a mulat momentalnie odwrócił głowę w jego stronę, posyłając spojrzenie, nie mówiące nic innego jak: ,,Co do kurwy?"

St. Lewis High School  | 1D + Larry Where stories live. Discover now