14 ♣

30 3 0
                                    


Obudziłam się rano przyklejona policzkiem do stołu, jezu, naprawdę tu spałam? Westchnęłam i podniosłam się na nogi. Zamierzałam dziś  i tak zostać w domu i się pouczyć, ale nie zamierzałam zasnąć na stole do chuja. Wskoczyłam szybko pod prysznic i równie szybko się ubrałam. Okryłam się jeszcze kocem, bo przez ten deszcz na dworze i pomimo tego, że w mieszkaniu miałam ciepło jakoś i tak było mi zimno.  Rozsiadając się na kanapie znowu sięgnęłam po książkę i zaczęłam powtarzać sobie w głowie zawarte w niej informacje, po części myślałam, że mnie to wykończy doszczętnie, ale coś już z tego łapałam.  Po godzinie czytania nadeszła pora w której zaczynałam być głodna. Odłożyłam jakże ciekawą książkę od prawa i zajrzałam do lodówki po czym szybko się skrzywiłam. Oczywiście nic tam nie było. Ciężkie życie studenta - pomyślałam. Nie miałam innego wyjścia jak tylko się ubrać i pójść do sklepu. Tak też zrobiłam, zamknęłam drzwi i udałam się do marketu który był niedaleko. Oczywiście jak zwykle zapomniałam parasola, a ta kurewska pogoda chyba mnie nienawidziła dlatego też do marketu weszłam jak zmokła kurwa, dosłownie, z włosów kapała mi woda.  Wzięłam koszyk i przechadzając się po sklepie i wrzucałam potrzebne mi produkty.  Stojąc przy półce z puszkami chciałam wziąć kukurydzę, ale niestety byłam za niska więc całymi siłami próbowałam dosięgnąć tą cholerną puszkę chociażby paznokciem i wtedy licząc na mój pseudo refleks złapać ją w locie. Stałam tam chyba jak ta idiotka z pięć minut, nie dość że mokra, to jeszcze kurwa kukurydzy dosięgnąć nie mogła. Nagle zauważyłam, że jakaś postać dużo wyższa ode mnie podaje mi owy produkt. Zdziwiłam się ale uniosłam głowę, aby podziękować i mina mi zbladła.

- Trzymaj, ruda. - uśmiechnął się pokazując dołeczki, zaraz, czy on kiedykolwiek miał te dołeczki? I cholera, ta figura? A gdzie cholerny chudy badyl chudszy od mojej kotki która miała anoreksję? On zaczął lecieć na sterydach czy co?

- Dzięki, Jake.

- Dawno żeśmy się nie widzieli, ostatnim razem byłaś jakaś.. bardziej sucha.

- Zabawne, a ty byłeś bardziej chudy i jakiś mniej uprzejmy.

- Czemu Ty zawsze musisz szukać we wszystkich czegoś złego? Ru.. Lucy. Zmieniłem się, jestem innym człowiekiem, bardziej dojrzałym.

- Ekhem, bardziej dojrzałe to są chyba te pomidory co masz je w koszyku. - wskazałam na czerwoniutkie pomidory i zauważyłam jak próbował uśmiechnąć się w ten charakterystyczny cwany sposób który znałam, ale teraz ten uśmiech naprawdę nie wyglądał tak samo, może faktycznie coś się w nim zmieniło?

- A skoro już mowa o pomidorach,  to może dasz się zaprosić na obiad? Albo chociaż na kawę? Dawno żeśmy się nie widzieli, co ty na to?

- Widzimy się na uczelni, czasem.

- Nie chciałabyś pogadać, co się zmieniło? Przecież nie zrobię Ci krzywdy.

- Och. - zrobiło mi się głupio, naprawdę. Kiedy powiedział, że nie zrobi mi krzywdy pomyślałam, że poczuł się jak jakiś pierdolnięty gwałciciel, szczerze mówiąc nie chciałam spędzać z nim czasu, ale chyba po prostu wypadało.

- To jak, zgadzasz się? Zrobimy zakupy i najwyżej potem Cię podwiozę, żebyś nie musiała ich dźwigać ponownie.

Skinęłam głową, nie wiedziałam czy robię dobrze, szczerze chciałam uciec, ale zaraz, miałam się zmienić, jakby wyglądało kiedy wypierdoliłabym ze sklepu jak poparzona? Pewnie nie dość, że Jake by wszystkim rozpowiedział, a przynajmniej tak myślę, to do tego ludzie którzy pracują w tym markecie już za każdym razem kiedy by mnie widzieli patrzyli by na mnie jak na jakąś schizolkę.  Nie chciałam tego, ale najwyżej będę po prostu żałować i po prostu zmienię miejsce kupowania jedzenia, żeby więcej go nie spotkać.  Kiedy skończyliśmy robić zakupy, Jake wziął je ode mnie i schował do bagażnika. Auto ojca, musiał chyba je dostać za zdaną maturę czy coś. Przyglądałam mu się, nadal nie mogłam uwierzyć, że tak się zmienił, jakoś na uczelni tak mu się nie przyglądałam, zresztą wymiana zdań "Hej, hej" nie była jakaś super rozwinięta więc szczerze nie miałam nawet okazji. Dziwił mnie tylko ten kolczyk w ustach, po chuj on sobie to zrobił? No i ten styl ala punkowca czy rockmena czy chuj wie czego, choć wyglądał schludnie, co było na daną chwilę dziwne.

- Co nic nie mówisz, ha?

- Po co ci ten obskurny kolczyk? - wskazałam palcem a on od razu go dotknął znowu tak dziwnie się uśmiechając.

- Lubie go, Ty nie masz rzeczy które lubisz?

- Można to nazwać rzeczą? To przecież przebija ci cholerną wargę.

- Może i tak, ale zobacz, ty ścięłaś włosy, a ja zrobiłem sobie kolczyk, każdy chce zmiany.

- Wcale nie ścięłam ich dla zmiany.

- Serio? Od kiedy pamiętam, to będzie chyba jakieś 10 lat zawsze miałaś włosy za tyłek ruda, a teraz? Ledwo wychodzą Ci za ramiona.

- Huh, znudziły mi się - wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę ścięłam je dlatego, że za każdym razem przypominały mi o tym debilu. Serio, zawsze powtarzał tylko albo "roszpunka" albo "ruda" a swojego koloru zmieniać nie chciałam, to zostało tylko ścięcie, czasem tego żałowałam.

- No widzisz, znudziły Ci się, a mi znudziła się prosta twarz. Bo zobacz, Ty jesteś charakterystyczna, rzucasz się w oczy bo masz rude włosy, a ja postanowiłem być charakterystyczny  dzięki temu kolczykowi.

- To Cię nie boli? Boże, jak można zrobić sobie taką krzywdę!

- Krzywdę? Krzywdą jest to jak patrze na twoje  włosy których praktycznie nie ma, uwierz mi to dopiero krzywda!

- Huh, dlaczego?

- Bo były ładne, Lucy. - znowu ten uśmiech, już gubię się czy mówi szczerze czy mną gardzi, ale serio, on mówiłby cokolwiek szczerze?

Nie odezwałam się już więcej, chciałam dojechać na miejsce, zjeść ten cholerny obiad, wypić kawę i wrócić do domu, odizolować się, nie wiem, zapaść pod ziemie kurwa wykopać bunkier bylebym tylko znowu nigdzie na niego nie wpadła.  Nim się obejrzałam, byliśmy na miejscu. Nie zdziwiłam się, własny dom. Znaczy, pewnie jego rodziców czy coś, no bo gdzie byłoby go na to stać, ale on zawsze miał wszystko czego chciał więc naprawdę nie było co tu podziwiać i pytać jak na to zarobił, bo nie zarobił. Weszliśmy do środka, pięknie umeblowane wielkie mieszkanie typowego bad boya w środku deszczowego miasta, przeorany temat.

- Ładnie tu. - mruknęłam z lekkim uśmiechem zdejmując kurtkę. Nie chciałam żeby uznał, że znowu chcę się z nim kłócić, bo serio jakoś nie miałam o co.

- Serio podoba Ci się? Jak kupowałem meble myślałem, że tylko mi się to spodoba, ale widać, chyba trafiłem w jakieś trendy czy coś - zaśmiał się zdejmując buty. Umeblował dom sam? Wybrał meble? Kim jest ten człowiek?

- Jest ładnie, estetycznie i widać, że o to dbasz, nie mam co tu krytykować tak szczerze. - złapał się za serce jakby miał dostać zaraz zawału i znowu  ujrzałam uśmiech, tylko jakby.. zgrywający?

- No nie wierzę, ruda Lucy nie ma się do czego przyczepić, chyba zapisze do na kominie. Żartuje, czego się napijesz? A obiad zaraz zrobię. Dziś będzie ravioli z pomidorami, serem i bazylią, pasuje pani?

- Ekhm, tak, pasuje. Kawy.

Udałam się za nim do kuchni która też była bardzo ładnie urządzona, czy on miał kiedykolwiek taki gust? Usiadłam na jednym z trzech krzesełek barowych i przyglądałam się jak wsypuje mi kawę do kubka, natomiast sobie saszetkę herbaty. Nie minęła chwila a ja obserwowałam popijając kawę jak robi obiad. W sumie mogłam zaproponować, że mu pomogę, ale bałam się, że będzie próbował sypnąć mnie mąką albo coś takiego. Nagle odwrócił się i z kolejnym zagadkowym uśmiechem usłyszałam.

- To jak tam ogólnie? Masz kogoś? - Na te słowa prawie oplułam się kawą. Co go to kurwa obchodzi? Wiedziałam, że zawitanie w tym miejscu to była jedna cholerna pomyłka. Pomocy.


***

Helouu, witam, proszę bardzo nowe cośki, mam nadzieję, że na razie jest okej ^^

Czy Jake serio się zmienił?! AAAAA!

Buziaki, K xx

Twitter || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz