Przetarłam usta z kropelek kawy które wyleciały mi z ust na jego słowa i przekręcając oczami w mój charakterystyczny sposób próbowałam ugryźć się w język aby nie powiedzieć nic niemiłego. W końcu, może chciał być dla mnie miły? Choć szczerze w to wątpiłam.
- Nie, nie mam nikogo. Pomijając tonę kurzy na szafkach w moim mieszkaniu które mi towarzyszą to jestem sama. No i jeszcze jest Louis za ścianą, ale jego nie zaliczam do żyjących towarzyszy - pokazałam lekki uśmiech ale naprawdę miałam ochotę wylać na niego wrzątek.
- Lou? Ten Lou o którym myślę!? - klasnął w dłonie, a ja kolejny raz tego dnia pożałowałam, że cokolwiek mu powiedziałam.
- No tak, chłopak małej M, twój ziomek ze szkoły?
- Oh, to cudownie się składa. Mam wspaniały pomysł.
- Tak? - ukryłam moją skwaszoną minę w kubku kawy i tylko przyglądałam się Jake'owi jak gestykuluje i opisuje swój jakże genialny pomysł.
- Za tydzień przyjeżdża do mnie znajomy z Northampton, pomyślałem, że może spotkamy się i powspominamy stare czasy skoro masz z nim kontakt? - szlag. Wiedziałam że tak będzie, no bo przecież nie mogłam zjeść tego cholernego obiadu, przetrawić to w myślach i nigdy więcej się z nim nie spotkać, tak? To byłoby za łatwe? Kurwa.
- Nie ma sprawy, w sumie muszę jeszcze pogadać z Lou, ale myślę.. że nie będzie miał chyba nic przeciwko.
- No to super. Wymienimy się telefonami i będziemy w kontakcie. Super Lucy, można na tobie polegać. - stop. Można na mnie polegać? Co on się z choinki urwał? Skąd pomysł, że w ogóle pojawię się na tym spotkaniu? Z doświadczenia wiem, że spotkania, imprezy lub inne gówna z Jake'm kończyły się moim pięknym wkurwieniem, dlaczego tym razem miałoby być inaczej? I jeszcze jakiś jego ziomek z bogatego miasta? Będzie kurwa ciekawie.
Podałam mu swój numer telefonu z bólem. Naprawdę, nic mnie chyba tak nie bolało jak odnowienie kontaktu z tym palantem który starał się, albo może był trochę odmieniony. Zjedliśmy obiad, porozmawialiśmy o starych czasach a on wciąż przekonywał mnie, że jest inny i że wtedy był nieodpowiedzialnym głupkiem, ale jak zły człowiek może się tak kurewsko zmienić w osiem miesięcy, przecież to nie tania telenowela. Kurczowo patrzyłam na zegarek bo naprawdę chciałam stamtąd wyjść, może i był miły, ale samo patrzenie na niego prowokowało moje wymioty.
- Uh, Jake. Było mi bardzo miło, ale muszę się zbierać, muszę uczyć się na kolokwium a trochę się zasiedziałam. - wzruszyłam ramionami robiąc nadętą minę, a on znowu uśmiechnął się tak kurewsko zagadkowo.
- Dobrze, to zbieramy się, odwiozę Cię.
Ubraliśmy się i zapakowaliśmy do auta. Dziękowałam sama sobie, że jednak umiem nie okazywać jak bardzo mam chęć komuś zarzygać siedzenie, choć to nie od jedzenia, bo było naprawdę dobre, zresztą jakoś zawsze miał do tego smykałkę, to musiałam przyznać. Pokierowałam go pod mój blok i kiedy się zatrzymał usłyszałam.
- To co, jesteśmy w kontakcie, tak? Nie zapomnij zapytać Louisa co sądzi o piątku za tydzień.
- Dobrze, nie zapomnę, dzięki bardzo. Otwórz mi tylko bagażnik.
Usłyszałam charakterystyczny dźwięk otwierania tylnej klapy i już miałam wysiadać kiedy na policzku poczułam ciepło. Pocałował mnie w cholerny policzek.
- To do zobaczenia i obyś dała radę z tego kolosa.
- Ekhm, tak, dzięki, pa.
Wypadłam z samochodu jak poparzona, jednak tak, żeby nie uznał mnie za świruskę, zabrałam swoje zakupy z jego bagażnika, zamknęłam klapę i pomachałam mu na pożegnanie, żeby nie było, że jestem nieuprzejma. Poczekałam chwilę, aż odjedzie po czym odwracając się na pięcie popędziłam na górę waląc w drzwi Lou. Otworzył mi w ręczniku i ze szczoteczką w zębach co nie powiem trochę mnie speszyło, ale to w tej chwili nie było ważne. Przepchnęłam się rzucając torby przy drzwiach i z rumieńcami na twarzy krzyknęłam.
- Kurwa!
- Hej, Luc, co jest?
- Pamiętasz może.. jak osiem miesięcy temu pozbyłam się części ludzi z mojego życia?
- No.. coś tam wspominałaś, zresztą osiem miesięcy temu nie odzywaliśmy się do siebie słowem, bo pomimo związku z Mary byłaś jakaś niemiło do mnie nastawiona a co?
- Uh. A to. Wypierdoliłam ich ze swojego życia, żeby nigdy więcej ich do niego nie wpuścić!
- No dobra.. i co? I teraz chcesz mnie wywalić ze swojego życia, czy jak? - słyszałam jak się sepleni przez szczoteczkę którą uporczywie trzymał w ustach. Zdenerwowana jego wymową wyjęłam mu ją szybko z ust i wrzuciłam na szafkę. Zdziwił się, chyba naprawdę się zdziwił, chyba pierwszy raz byłam przy nim tak wkurwiona.
- Nie, nie Ciebie debilu. Uh. Po kolei. Jake stwierdził, że chyba może się ze mną zaprzyjaźnić, a wiesz co jest kurwa najgorsze? Zaprasza nas do siebie za tydzień na przyjacielskie spotkanie ziomeczków, kurwa mać.
- Co? Jake? Ten Jake o którym myślę? Przecież nie utrzymujemy już takich dobrych kontaktów.
- Haha. Może i nie, ale najwyraźniej chce je odnowić, a wiesz co jest najgorsze? Kurwa ze mną też. Tylko nie wiem czy to kolejna jego gra czy jakiś pieprzony żart czy cokolwiek.
Byliśmy zmieszani, brunet przez moment zastanawiał się co powiedzieć, ale w końcu siedzieliśmy na stołkach on zamyślony, a ja wkurwiona jak osa.
- Nie pójdę tam, za nic.
- Przecież nikt Cię do tego nie zmusi. Ale, zobacz z drugiej strony. Jak to odbębnisz to przecież więcej nie będziecie musieli się spotkać, a jeśli to ominiesz.. to pewnie będzie chciał się z Tobą skontaktować i będzie truł dupę czemu Cię nie było, zresztą, zawsze tak robił. - Cholera. I tu miał rację, jak miałam to ominąć? Jeśli ominęłabym jedno spotkanie, to przecież namawiałby mnie na inne i skończyło by się to źle. Tym bardziej, że wiedział gdzie mieszkam. W co ja się wpakowałam. Westchnęłam.
- Piątek, za tydzień. Ma mi potem podać godzinę. Adres.. znam.
- Co? Ale skąd? - poczułam jego wzrok na mojej twarzy i znów moje usta skrzywiły się bo znowu zrozumiałam, że wpakowałam się w wielkie gówno.
- Nie ważne. Idę się uczyć.
Przepchałam się przez niego gdyż próbował mnie zatrzymać, wzięłam torby i trzasnęłam jego drzwiami jednocześnie sięgając po moje klucze aby otworzyć swoje drzwi. Wpadłam do domu zdejmując buty, a zakupy położyłam na blacie po czym szybko zdjęłam płaszcz. Usiadłam na sofie chowając głowę w nogach. Nie chciałam o tym myśleć, miałam się zmienić, a przecież wszystkie kurewskie rzeczy na świecie mi to utrudniają. Spojrzałam w telefon, a mina mi zbladła. Dwie nieodczytane wiadomości.
SMS od Jake Clinton:
Hej Lucy, daj znać co powiedział Louis na spotkanie, miłej nocy, xx J.
SMS od Lou :):
Żartujesz? Najpierw wchodzisz mi do domu gdy jestem mega nagi, a potem tak po prostu wychodzisz?! ;) Just kiddin'! Luc, będzie git. Trzym się, do jutra. #boskiLouis :3
W tamtej chwili miałam ochotę pieprznąć telefonem o ziemię, a sama się pod nią zapaść. Pieprzona przeszłość lubi zataczać koło, no way, nie poddam się. Jedno spotkanie, tyle dam radę. Jedno, nic więcej.
***Lecimy dalej c:
Nie mogę uwierzyć, że to juz 15 część i że znowu nie mam słomianego zapału, że nie chcę tego rzucić, ale znowu czuję magię w tym opowiadaniu, oby tak dalej!
Czy Lucy dobrze robi? :o
Do zobaczenia w następnym, wasza K xx
CZYTASZ
Twitter || h.s
FanficMiałem zły dzień, zły wieczór, mam złe życie. Jestem Lucy. Jestem najbardziej wredną, okrutną i co najważniejsza najbardziej zagubioną dziewczyną na tym chorym świecie. ○ Opowiadanie zawiera nie cenzuralne słowa.