8

3K 171 17
                                    

MARCO

Imprezowanie z Mario to był zły pomysł.
Czy stwierdziłem to po kacu?
Nie.
Stwierdziłem to gdy tylko zobaczyłem wściekły wzrok Belli przewiercający mnie na wylot.
Cholera, czułem się paskudnie.
- Wiedziałeś, że masz trening następnego dnia - powiedziała niemal na mnie warcząc.
Siedziałem we fotelu w jej aktualnym biurze i trzymałem się jedną dłonią za skronie.
Miałem wrażenie, że głowa mi zaraz wybuchnie. - Aż tak nie zależy ci na grze? Wystarczy jedno słowo, załatwię ci to u trenera.
- Chce grać - mruknąłem patrząc na nią.
To zabrzmi źle ale złość sprawiała, że była jeszcze piękniejsza.
- Więc to pokaż.
To chyba była najtrudniejsza decyzja jaką ostatnio podjąłem ale alkohol jeszcze nie wyparował z mojego ciała, zgłupiałem.
Podniosłem się z fotela krzywiąc się niemiłosiernie i podniosłem swoją torbę z ciuchami do ćwiczenia.
- Co dzisiaj robimy?

Zacząłem żałować, szczerze w tym samym momencie w którym bezlitośnie  kazała mi biegać dookoła boiska.
Każdy krok wydawał mi się usuwać spod stóp i tylko czekałem na moment aż grunt usunie mi się spod stop i upadnę na twardą murawę i będę mógł w końcu umrzeć.
Aż stało się coś niesamowitego.
Na moją głowę spadło parę kropel głowy, a za nimi zaczęło lać.
Stałem jak kompletny kretyn gapiąc się w niebo i pozwalając aby lodowaty deszcz rozgrzewał moje rozgrzane ciało, odczuwając niesamowitą ulgę.
- Marco! - odwróciłem się gdy usłyszałem wołanie Belli.
Stała w tunelu z którego wychodziliśmy na boisko.
Wychodzili to bardziej poprawne słowo. - Rozchorujesz się!
Po naszej małej sprzeczce przed treningiem postanowiłem robić co zechce, bo szczęśliwa Bella sprawiała, że moje życie było prostsze.
Wbiegłem pod zadaszenie niemal od razu dostając w twarz ręcznikiem.
Wytarłem nim włosy i twarz oddychając głęboko po biegu.
- Twoje poświęcenie jest imponujące - pochwaliła mnie ze śmiechem, a ja byłam skłamał jeśli bym powiedział, że mi to nie schlebiało.
Nawet jeśli wiedziałem, że żartuje.
- Każda mi to mówi - rzuciłem, a ona śmiejąc się mnie popchnęła.
Nie kontrolując się chwyciłem ją za ręce dostrzegając, że jest wystarczajaco blisko abym mógł ją pocałować.
Szczerze nawet nie wiedziałem czemu w ogóle chciałem to zrobić, to było jak impuls popychany alkoholem.
Gdy zamierzałem się już nachylić usłyszałem przesłodzony głos, który sprawił, że włosy na moim karku się zjeżyły.
- Marco!
Tylko nie to...

***
Jak wam się podoba opowiadanie do tej pory misie?
Reszta maratonu jutro wieczorem xx

New Culè » neymar ✐ #Wattys2017Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz