Kiedy Scott obudził się następnego ranka poczuł coś zupełnie innego. Nie przytulał się już do malutkiego Stilesa, tylko do nastolatka z brązowymi włosami. Najpierw zszokowany patrzył na chłopaka, który w najlepsze spał.
- Stiles! - krzyknął McCall, potrząsając nim. Dopiero teraz zauważył, że był nagi, ale nie przeszkodziło mu to w rzuceniu się na niego.
- Boże, Scotti - jęknął brunet, patrząc na niego nieprzytomnie. - Daj spokój, głowa mnie boli.
Wilkołak dalej go ściskał, uśmiechając się szeroko. Nie mógł się doczekać jego powrotu. Brakowało mu go.
Dopiero po kilku minutach puścił przyjaciela.
- Wróciłeś - powiedział, kładąc się obok niego. Stiles uśmiechnął się i położył dłoń na jego ramieniu. - Pamiętasz coś?
Stilinski westchnął cicho.
- Nie pamiętam tylko dwóch ostatnich dni, a tak wszystko. Dzięki za opiekę - mruknął, a Scott wyczuł w tym prawdziwą wdzięczność.
Wciąż miał jeszcze okazję, by wyjawić mu swoje uczucia. Cieszył się, że nie pamiętał jego wyznania i mógł prosto w oczy to powiedzieć.
McCall wstał i podszedł do szafy. Wyciągnął w miarę małe ubrania i rzucił je Stilesowi.
- Ubierz się, zrobię ci śniadanie.
Stiles uśmiechnął się, podnosząc się lekko. Przetarł zaspane oczy, a później jęknął cicho.
- Dalej boli mnie głowa - westchnął.
- Jak zjesz to dam ci tabletkę i porozmawiamy.