Loghain,
Z jakiegoś powodu w Redcliff czekało na mnie wiele pism i listów, ale jedynie dwa które ty wysłałeś się dla mnie liczyły. Dziękuję.
To o czym piszesz w pierwszym... Cieszę się, że jesteś osobą z którą mogę dzielić się swoimi przemyśleniami nawet listownie. W obozie, przy blasku ognia ludzie mają zwykle inną perspektywę, potem w domowym zaciszu już nie potrafią być tak otwarci na pewne tematy. Miałam właśnie nadzieję, że nasza korespondencja będzie równie żywa i barwna jak gdybyśmy siedzieli naprzeciw siebie w Denerim.
I mam nadzieję, że wybaczysz mi, że tak pochopnie oceniłam zachowanie Anory. Sądziłam, że ją znam, jednak okazuje się, że się myliłam. Chyba przerzuciłam na nią swoje własne zachowanie, to co zrobiłam bym będąc na jej miejscu. Wiem, że to zakrawa na hipokryzję, ale kochałam swojego ojca i jako córka chroniłabym go przed "zgubnym wpływem małolaty".
Cieszę się, że tak się z Anorą różnimy. To właśnie dlatego ja wędruję z mabari po lasach, a ona włada państwem.
Z kolei twój drugi list sprawił, że chciałam jak najszybciej sięgnąć po pióro. I już byłam gotowa pisać, lecz zdałam sobie sprawę, że nie wiem tak naprawdę co mam napisać. Zadajesz w nim takie pytania, że choć stawiasz hipotetyczne odpowiedzi, muszę się sama nad tym zastanowić. Oboje wiemy, że ta sytuacja nie jest komfortowa, że to coś zupełnie nowego i nam obojgu nieznanego. I z jednej strony, tak, wszystko we mnie krzyczy, że chcę tego spróbować, a z drugiej... Wciąż mam w głowie słowa Alistaira.
Nie zamierzam żałować żadnej z decyzji podjętych podczas Zjazdu Możnych. Uważam, że zrobiłam wszystko co mogłam, że tak jest najlepiej. Nie starałam się wybierać mniejszego zła ani nikogo zadowolić. I teraz przez to, że zostałam zmuszona do wzięcia na siebie takiej odpowiedzialności część tych decyzji mści się na mnie. Jednak nic z tego bym nie zmieniła.
Nie powinnam, ale nie potrafię nie czuć się winną ucieczki Alistaira.
Może naprawdę coś między nami było, może to było tylko przywiązanie wynikłe z tego, że tuż po śmierci Duncana byliśmy zdani tylko na siebie. Nie wiem. I prawdę mówiąc nie chcę już wcale o tym myśleć, chcę to zostawić za sobą. Staram się.
To jedna z rzeczy które mnie hamują. Teraz był jeszcze mój obowiązek wobec Morrigan...
Wiem Loghain, że służba w Szarej Straży nie jest sposobem w jaki chciałeś spędzić resztę życia. Naprawdę wiem o tym i rozumiem. Jednocześnie jednak nie potrafię wyjść z podziwu w jaki sposób przyjąłeś ten obowiązek. Masz w sobie niezwykłą siłę. Mi zajęło to miesiące, nie tylko oswojenie się z myślą, ale przyznanie, powiedzenie na głos, że jestem kimś więcej niż Falką. Czułam się tym osaczona, jednak teraz jestem już w pełni gotowa na bycie Szarym Strażnikiem. A ty?
Pytam, bo nasze życie byłoby o wiele bardziej skomplikowane niż byśmy tego chcieli. Nie wiem jakie będzie, ale raczej brak w nim stabilizacji i spokoju.
Myślę, że ten temat wymaga rozmowy, prawdziwej nie listownej. I chyba wiem gdzie i kiedy mogłoby się to wydarzyć.
Inne listy które zostały do mnie wysłane do Redcliff to była między koperta z insygniami Weisshaupt. Bractwo postanowiło uczynić mnie Komendantem Szarych w Fereldenie. Mam w ciągu tygodnia wstawić się w Twierdzy Czuwania w Amarancie.
Myślę, że jest w tym niezwykła ironia, że akurat te ziemie, należące przecież jeszcze do niedawna do Howe'ów, zostały przekazane bractwu.
Planuję objąć to stanowisko i mam nadzieję, że pojawisz się tam, choć na chwilę, byśmy mogli znów się spotkać i pić porzeczkowe wino przy kominku.
Nawet teraz będę musiała wyruszyć o świcie by zdążyć na czas przejść przez Bannorn. Chyba, że Teagan użyczy mi konia, co byłoby raczej nierozsądną prośbą.
W Redcliff wraz z wiosną ociepliły się stosunki i tym razem została zaproszona na zamek. Arl i arlesa powitali mnie, wskazali miejsce przy stole i nie odezwali się słowem przez cały wieczór. Prowadziłam nieco wymuszoną konwersację z Teaganem, który po kolacji chciał zaprosić mnie na lampkę wina i przyznał się, że faktycznie posiada moją miniaturkę. Zaskakuje mnie jego wytrwałość. Jednak tym razem raczej nie czytał mojej korespondencji. Być może uznał, że to za dużo pieczęci do podrabiania.
Natomiast sam cel mojej wyprawy...
Gdy dotarłam do Azylu był, tak jak zresztą podejrzewałam, zupełnie opuszczony. Morrigan tam była, ledwie tydzień przede mną. Musiała mieć jakieś problemy na szlaku, albo jednak postanowiła wkroczyć do Głuszy? Mieszkała przez parę nocy w jednej z chat, może jednak czekała aż się pojawię, a ja się spóźniłam? Nie wiem. Zostawiła mi jedynie list. Nie mogę przytoczyć jego zawartości, dość, że przekonała mnie w nim, że nie powinnam przekraczać gór i szukać jej. Dała mi do zrozumienia, że poradzi sobie sama, że odnajdzie mnie, gdy będę jej potrzebna. Pozostały te wszystkie pytania, ale ufam jej i wierzę, że pewnego dnia i na nie odpowie.
Możesz myśleć, że to wszystko było na darmo, lecz nie znasz Morrigan tak dobrze jak ja, by móc ocenić moje starania.
Sam Azyl, zimą gdy śnieg zalega 3-metrowymi zaspami wydaje się w końcu spokojny. Jakby ta zima była czymś na co to miejsce czekało od lat. Na oczyszczenie. Wstąpiłam do świątyni i modliłam się. Nigdy nie uważałam się za bardzo religijną, wierzyłam w Andrastę i Stwórcę jak każdy inny w Fereldenie. Jednak tu, to miejsce ma specjalną moc. W samotności spędziłam godziny, a kolejne wiersze Pieśni Światła, kiedyś wyuczone w dzieciństwie, same spływały mi na język.
Mam wrażenie, że teraz jestem wystarczająco silna by znów zmierzyć się z pomiotami. Ba, może nawet jeszcze jednym Arcydemonem?
Przyjedź do mnie, do Twierdzy Czuwania. Będę czekała.
Twoja,
Falka.
CZYTASZ
DAO - Sześć monet [fCouslandxLoghain]
FanfictionPiąta Plaga się skończyła, ale to nie znaczy, że jej Bohaterka, jest w końcu wolna. Wciąż ma zobowiązania i brak chwili wytchnienia, jedynie tyle by napisać do przyjaciela. Falka Cousland musi dojść do porozumienia ze sobą w kwestii tego co chce, a...