Trochę czasu minęło, ale oto jest, kolejny rodział. Nie-epistolarny i nieco dłuższy, i zdecydowanie nie to czego można było spodziewać się po serii listów quasi-romantycznych. (I moje problemy z, a raczej brak umiejętności, pisania dialogów)
Dla mnie jest to punkt bez odwrotu, tutaj ostatecznie żegnam się z canonem (czy raczej jego iluzją) i całkiem odpływam na morza What If. I mam nadzieję, że nie tylko ja uważam taką wersję Thedas za interesującą.
A dla tego kto policzy wszystkie uśmiechy Anory mam... Duh, nic nie mam niestety :'D
***
Koniec lata zawsze był w Denerim tak nieznośnie gorący. Spalona ziemia i wypłowiałe trawniki. I nawet bliskość morza nie pomagała. W Denerim nie wiało, nie padało, tylko grzało, a powietrze było suche.
Zupełnie inaczej niż w Amaranthcie, czy Wysokożu.
Słońce już zachodziło, tworząc długie cienie i barwiąc niebo, na dosyć złowieszczy odcień pomarańczu.
Falka stała więc oparta o chłodny kamień kolumny, czekając aż szambelan znów otworzy drzwi i oznajmi, że królowa chce ją widzieć. Czekała z nikłą nadzieją, że Anora jednak odłoży to spotkanie na później. Albo, że nigdy się nie odbędzie.
Bo było coś niepokojącego w listach Anory i w tym jak gorąco zapraszała do pałacu i na Zjazd Możnych. Jakby nie tyle zapraszała, czy nawet nalegała, co żądała. Jednak nawet to zdawało się mniejszym problemem. Koronowane głowy zwykle czegoś żądają. Falka miała raczej obawy, że spotkanie okaże się zwyczajnie, ale i boleśnie, niezręczne.
Posiadanie starszego kochanka nie było wcale skandaliczne. Podobnie posiadanie kochanka będącego jednocześnie ojcem Królowej. Problematyczne, ale nie na tyle by robić z tego wielką tajemnicę. Jednak Falka była o całe pięć lat młodsza od Anory i teraz cała ta sytuacja zaczynała się skomplikować...
- Jej wysokość chce was widzieć, Komendancie. - Szambelan marszczył nos jakby przez chmurę perfum, którymi był spowity mógł poczuć cokolwiek nieprzyjemnego. Ale otworzył szeroko drzwi i ukłonił się głęboko, zgodnie z protokołem. Dłonią zaprosił do środka.
Królewskie komnaty były iście fereldeńskie w wystroju, dużo rzeźbionych w drewnie ogarów i gobeliny przedstawiające ważne, historyczne chwilę. Jak, na przykład, udział Popielnych Wojowników w kampaniach króla Kalenhada.
Królowa siedziała za masywnym biurkiem, pisała jakiś dokument czy list, nie podnosząc wzroku, gdy weszli do gabinetu.
Szambelan ukłonił się, z jakiegoś powodu posłał Falce ostrzegawcze spojrzenie (na co ona odpowiedziała jedynie uniesieniem brwi), i kłaniając się po raz kolejny opuścił pomieszczenie.
Anora w końcu odsunęła od siebie papiery, wstała i tym pełnym gracji krokiem podeszła do Falki.
- Gvalch'ca! - Zawołała, obejmując w uścisku zupełnie zbitą z tropu kobietę.
- Um, ciebie też dobrze widzieć... - Odparła, usiłując odwzajemnić tę nagłą czułość, jednak Anora już się odsunęła, trzymała ją tylko na długość ramion, uważnie studiując twarz. - Ale...
- Wiem, wiem, nie używasz pełnego imienia. Może to i dobrze? Brzmi podejrzanie elfio. - Uśmiechnęła się lekko, jednak bez cienia wesołości. Bardziej jakby wbijała szpilę, drobną złośliwość. I zaraz odsunęła się zupełnie, odwróciła zamiatając zielonymi spódnicami. - Napijesz się ze mną herbaty?
- Chętnie.
Wcześniej, przed tym wszystkim, Falka nie przyjaźniła się z Anorą. Couslandowie rzadko bywali w Denerim, Mac Tirowie jeszcze rzadziej w Wysokożu, Anora była nieco starsza, a poza tym Falka miała Delilę i to wystarczało. Ale nie były też wrogami, w zasadzie starały się nie wchodzić sobie wzajemnie w drogi, jakiekolwiek by one nie były.
CZYTASZ
DAO - Sześć monet [fCouslandxLoghain]
FanfictionPiąta Plaga się skończyła, ale to nie znaczy, że jej Bohaterka, jest w końcu wolna. Wciąż ma zobowiązania i brak chwili wytchnienia, jedynie tyle by napisać do przyjaciela. Falka Cousland musi dojść do porozumienia ze sobą w kwestii tego co chce, a...