Rozdział XIV

65 9 1
                                    

Do sali weszli moi bracia i Shana. Nogi się pode mną ugięły i upadłam na kolana. Nie wiedziałam ich tak długo... a teraz spotykam ich na zjeździe... wektorów. Wokół mnie zebrał się mały tłumek. Wtedy moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Marcusa. Jego oczy były opuchnięte i usta spękane. Kiedy mnie zauważył na początku na jego twarzy malował się szok, a potem... ulga. Podniosłam się za pomocą ręki Barona. Holiday stanęła obok mnie przestraszona. Na przemian pytali się mnie czy wszystko w porządku, ale ja stałam jak zahipnotyzowana.
- Muszę wyjść.- powiedziałam roztrzęsiona. Czemu moje emocje do nich były takie silne. Zawsze byłam z nimi mocno związana, a jednak teraz dopiero zaczęłam o nich rozmyślać. Nie wiem kiedy, ale podszedł do nas Lucka przestraszony tym co przed chwilą zrobiłam. Baron coś do niego mruknął na co fioletowo włosy przytaknął i wziął mnie pod ramiona.
- Wszystko będzie dobrze.- powiedział chłopak i zaczął się kierować do wyjścia.- Co się stało?- nie mogłam odpowiedzieć. Miałam tak ściśnięte gardło, że żadne słowo nie dało rady się przez nie przecisnąć. Kiedy byliśmy niedaleko moich braci dopiero zauważyłam, że każdy z nich ma podkrążone oczy i są one lekko zaczerwienione. Kiedy pozostała trójka mnie zauważyła, od razu do mnie podbiegli.
- Lika!- krzyknął szczęśliwy Robert, a Norbert zamknął mnie w swoich umięśnionych ramionach. Kilka łez popłynęło po mojej twarzy.- Strasznie tęskniliśmy!- krzyczał zszokowany, a ja tylko lekko łkałam. Marcus stał obok nas nic nie mówiąc. Kiedy chłopaki się ode mnie oderwali podeszłam powoli do blondyna, ale on odskoczył jak oparzony.
- Dlaczego uciekłaś?- zapytał się łamiącym głosem, a ja stałam jak wmurowana nie mogąc nic odpowiedzieć.- Odpowiedz!- pierwszy raz w życiu mój brat podniósł na mnie głos.- Aż tak nas nienawidzisz! Uciekłaś sobie jak nigdy nic! My nie śpimy myśląc gdzie możesz być! A ty co?! Siedzisz sobie jak gdyby nigdy nic z nowymi przyjaciółmi! Nawet nie było cię stać na głupiego SMS'a! Jesteś żałosna!- krzyknął wychodząc z sali. Bardzo zabolały mnie jego słowa. Jestem HIPOKRYTKĄ! Myślałam, że wpadnie mi w ramiona! Zostawiłam ich samych nic nie mówiąc.
- Muszę wyjść Lukas.- mruknęłam do niego i złapałam kurczowo jego ręki.- Chłopaki pogadamy później.- przytaknęli zgodnie, a Shana miała łzy w oczach. Zignorowałam ją i ruszyłam w stronę drzwi.
To wszystko...
Było błędem...
To ż tu przyjechałam...
Mam dość...
Zostawiłam Lucasa na korytarzu mówiąc, że źle się czuję. Zrozumiał to i nie naciskał na mnie. Przytuliłam go na pożegnanie i zamknęłam drzwi. Usiadłam na swoim łóżku podłamana całą sytuacją.
Po półgodzinie byłam już zbyt zmęczona rozmyślaniami, dlatego zdjęłam sukienkę i nie zakładając piżamy zakopałam się w pościeli.

-Oni  cię nie rozumieją- mruknęła Manika i przeczesała moje włosy długimi, czarnymi paznokciami.- Chciałabym z tobą zostać na zawsze.- mruknęła do mnie. Poczułam mdłości myśląc o ostatnim śnie w którym rozszarpałam moją siostrę.
- Przeprszam.- powiedziałam skruszona i podniosłam się na łokciach. Znajdowałam się w dużym ciemnym pokoju bez okien. Manika od naszego ostatniego spotkania bardzo się zmieniła. Jej włosy stały się jak smoła, oczy stały się jakby wklęśnięte i puste. Jej dłoni były blisko mnie, jakby potrzebowały mojego ciepła. Nigdy wcześniej nie była taka natarczywa.
- Mani czy coś się stało?- dziewczyna jakby oprzytomniała i zabrała rękę. Podniosła na mnie wzrok z lekkim uśmiechem.
- Nie, dawno cię nie widziałam.- przejechała palcem po moim policzku robią małą rankę. Oblizała paznokieć z kropli krwi i wróciła do mnie wzrokiem.- Musisz wracać, bo Marcus strasznie się o ciebie martwi.- nieprzytomnie przytaknęłam głową i opadłam na poduszkę.
- Zobaczę cię jeszcze kiedyś?- zapytałam niepewnie. Dziewczyna zaśmiała się gardłowo, a jej czarne włosy opadły kaskadami na jej twarz.
- Kiedy będę cię potrzebować krwineczko.- powiedziała do mnie jak do dziecka i położył mi rękę na czole.- A teraz śpij.- jak na zawołanie moje powieki opadły, a ja sama odpłynęłam do krainy Morfeusza.

-Lika!- usłyszałam rozpaczliwe wołanie mojego brata. Otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą duży biało-rudy pysk. Podskoczyłam przestraszona, ale kiedy za wilkiem zobaczyłam czupryny Miszy i Marcusa, uspokoiłam się.
- Mamy problem.- powiedział Norbert i wtedy poczułam okropne pieczenie na policzku i zapach krwi.
_=-_=-_=-_=-_=-_=-
Wiem, że rozdział miał być wczoraj, ale nie miałam weny. Na szczęście wena wróciła więc jest rozdział, może krótszy, ale jest. Liczę na gwiazdeczki!
~Lidka

WatahaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz