Uczniowie ze stołówki wylewają się na główny korytarz, jak zwykle. Cięcia budżetowe albo niegospodarność przy sprzedaży wypieków zmusiły szkołę do maksymalnego wykorzystania istniejącej przestrzeni zamiast rozbudowy. Smutne, że prawie wszyscy wolą jeść tutaj, na ponurym, staroświeckim korytarzu niż przy stołach w oświetlonej stołówce, przesiąkniętej zapachem starej pizzy. Większość ludzi, ze mną włącznie.
W ścianie są nisze, w których znajdują się podwójne drzwi, prowadzące do auli. Są zawsze rozchwytywanym miejscem, bo zapewniają prywatność, ale udje mi się zająć jedną z nich wystarczająco wcześnie. Dwie dziewczyny oglądają się przez ramię, kiedy siadam. Milkną, a ja wyczuwam, że jedna się we mnie wpatruje. Krzyżuję nogi i nie podnoszę wzroku. Druga coś szepcze i słyszę, jak zapinają plecaki. Rozluźniam się trochę - zbierają się.
Nagle jedna z nich podchodzi i klęka przy mnie.
- Hej... - Jest ruda, ma twarz w kształcie serca. Nie kojarzę jej. Pewnie pierwszoklasistka albo jakaś stuknięta drugoklasistka. Odwracam głowę i nie reaguję. - Chciałam tylko powiedzieć... - ciągnie cicho - że mi przykro. Nie znałam jej, ale to naprawdę smutne. Była taka ładna.
Włosy wpadają mi do oczu. Nie podnoszę wzroku, nie zachowuję się tak, jakby dziewczyna tu była. Jest przy mnie przez niezręczne pół minuty i czeka na reakcję, a ja przyglądam się płytkom na podłodze i marzę o tym, żeby ludzie przestali udawać, że ich to obchodzi. W końcu do niej dociera. Po cichu podnosi torbę i dołącza do koleżanki.
- Widzisz? - odzywa się druga.- Teraz mi wierzysz?
Znikają w głębi korytarza. Oddycham z ulgą.
Nie jem. Mina i ja na ogół jedliśmy lunch poza szkołą, a przynajmniej wychodziłyśmy na zewnątrz zapalić.
Dopiero co wyznaczono mi lekturę na koreański, więc wyjęłam ją z plecaka. Nie wiem, o czym jest, ale ludzie o wiele mniej chętnie zaczepiają człowieka, jeżeli sprawia wrażenie zajętego. To jedyna część dnia, kiedy nie widzeę rogu ulicy. Z otwartą książką usiłuję zniknąć w mojej kryjówce, czekając, aż przerwa się skończy.
Podskakuję, kiedy obok mnie na podłogę z hukiem spada plecak. Jimin. Zapomniałam, że mówiła coś, żebyśmy się spotkały na lunchu. Wracam do ksiąki i staram się wyglądać tak, jakbym naprawdę była pogrążona w lekturze, aż w końcu orientuję się, że trzymam książkę do góry nogami. Jimin też to zauważa, wyciąga szkicownik i milczy.
Z obiadowgo szumu wybijają się nieprzyjemne głosy, które odciągają moją uwagę od "czytania". Sehun i Luhan idą na przedzie grupy moich dawnych kumpli z drużyny - byłam jedyną dziewczyną w zespole piłkarskim w naszej szkole - torując drogę na przejściu.
- Ej, chiquita! - Sehun woła na Jimin.
- Co jest, lalusiu? - odpowiada.
- Hej, Hirai! - krzyczy do mnie Luhan.
Odwracam wzrok.
Gdyby była ze mną Mina, nawet bym ich nie zauważyła.Kiedy odchodzą, nie ruszam się. Jimin rysuje nieobecna. Wyciąga batonik energetyczny i zaczyna go przeżuwać.
Nie mogę uwierzyć, że nadal je takie rzeczy. Kiedyś nie zagrałabym bez tego meczu, ale smakują jak czekoladowe trociny. Opiera się w ciemnej wnęce, żuje i rysuje, a ja mogę jedynie siedzieć obok niej bez słowa.
- Słuchaj, Momo. - odzywa się nagle. - Mogę ci jakoś pomóc?
- Nic mi nie jest. - Prostuję się.
Odkłada ołówek i spogląda na mnie spode łba. Napinam się, a ona to widzi.
- Ja tylko... cały czas widzę cię tam na rogu. To nic dobrego, stara.
To różni Jimin od reszty dziewczyn - tylko z nią nadal się przyjaźnie, tylko ona pozostała moją przyjaciółką.
Teraz ją za to nienawidzę.
- Nic mi nie jest. Nic mi nie będzie - powtarzam.
Jimin kręci głową.
- Myślałaś o tym, żeby może pościągać te rzeczy stamtąd? - pyta ściszonym głosem.
Podnoszę głowę i po raz pierwszy spoglądam jej w oczy.
Wystarcza jej jedno spojrzenie na moją twarz i zaczyna się wycofywać.
- Tylko pomyślałam... że może to nie pomaga?
Zaciskam zęby. Obydwie byśmy pożałowały, gdybym się teraz odezwała. Biorę plecak i ruszam przed siebie. Dzwoni dzwonek i przestrzeń wokół mnie zaczyna zapełniać się napierającymi na mnie ludźmi. Przeciskam się do mojej szafki na drugim końcu budynku, żeby wyciągnąć podręcznik do historii. Kiedy w końcu udaje mi się dotrzeć na miejsce, dwa razy mylę szyfr i muszę powiedzieć sobie liczby po cichu, żeby je wpisać.
17...08...31.
Przy trzeciej próbie zamek puszcza i szafka się otwiera. Książka leży na górze stosu papierów. Kiedy po nią sięgam, miga mi przed oczami dłoń, która znowu zatrzaskuje drzwi. Palce spoczywają rozpostarte na metalowej płaszczyźnie przed moimi oczami. Na szyi czuję gorący oddech o zapachu frytek. Odwracam się i mój wzrok pada na rozdęte nozdrza Sehuna. Przypomina byka, a ja stoję pomiędzy nim a rzędem czerwonych szafek. Ręką zagradza mi drogę ucieczki. Spogląda na mnie z góry, zagryzając wargi, bez mrugnięcia. Odwracam wzrok. Dwa lata temu mogłabym być nim. Dwa miesiące temu nie przejełabym się tym. Śmieje się i przybija piątkę z Luhanem nad moją głową. Patrzę jak odchodzą. Sehun podskakuje , żeby dosięgnąć sufitu. Idą przez pustoszejący korytarz, jakby należał do nich.
Zostawiam moją szafkę, nie przejmując się dzwonkiem, ruszam z powrotem. Nie zerkam nawet na sekretarki, które mijam po drodze. Wychodzę na zewnątrzy, byle dalej od tej pieprzonej szkoły.
CZYTASZ
Momo×Sana ✖ Because Of You
FanfictionMomo nie potrafi się pogodzić ze śmiercią swojej dziewczyny. Mina była wszystkim co dobre w jej życiu: - Pomagała jej się pozbierać po kontuzji, która położyła kres marzeniom o piłkarskiej karierze. - Była przy niej, kiedy rozpadła się jej rodzina...