★29★

281 55 8
                                    

Koło północy układam Minę do snu i obiecuję, że przyjdę po nią jutro o dziewiątej wieczorem. Zamykam za sobą okno i idę powoli na ulicę. Kiedy moja stopa dotyka asfaltu, wypuszczam powietrze z płuc. Nie wiedziałam, że wstrzymuję oddech. Czuję się pusta, niepewna, zupełnie wykończona. Czały czas odtwarzam w myślach ten wieczór, ale za każdym razem, kiedy dochodzę do Miny - mojej Miny - stojącej na szczycie trybun, ogarnia mnie zwątpienie. Muszę iść prosto do łóżka, jeżeli jutro ma coś ze mnie być, ale na końcu jej ulicy skręcam w prawo. Po dziesięciu minutach dochdzę do miejsca, w którym powinnam być. Przed domem Sany.

Oglądam się przez ramię i dopiero potem wciskam dzwonek. Czuję się głupio, jak paranoika, a to nie ułatwia mi sprawy. Mina była dziś tak zdenerwowana - na pewno coś mi umknęło. A Sana jest jedyną osobą, którą mogę spytać. Powtarzam sobie, że to nic złego, że tu jestem, bo przecież chodzi mi o nas. Gybym się domyśliła, co jest grane, mogłabym to naprawić i Mina byłaby szczęśliwa.

Sana jest dziś w piżamie, chociaż po oczach widzę, że nie spała. Ma na sobie luźne szare spodnie w pingwiny i obcisła koronkową błękitną koszulkę, która nie za bardzo pasuje do spodni. Tego się nie spodziewała, jestem zmieszana. Szłam tu po to, żeby spytać o Minę, żeby spróbować zrozumieć, co jej się dziś stało, ale na widok Sany myśli mi się rozbiegają i tchórze.

- Jak tam Sanha? Poprawiło mu się?

- Dobrze... Śpi. - Waha się, przygląda mi się przez długą chwilę i jestem pewna, że udaje jej się zajrzeć pod ten mój uśmiech, który udaje, że wszystko jest w porządku. - Chcesz herbaty?

Przez cały wieczór  yłam spięta, teraz w końcu pozwalam sobie na chwilę rozluźnienia. Herbata. Żadnych dramatów ani żądań, po prostu Sana i jej otwarte drzwi.

★★★

W kuchni obracam się na jednym z dziwacznych żółtych krzeseł jak z ery kosmicznej, a Sana nalewa wody do czajnika. Opiera się biodrem o szafkę, czekając, aż czajnik się napełni. Nie patrzy na mnie, za to ja uważnie jej się przyglądam. Stawia dwa kubki, wybiera herbarę, dosypuje cukru, nawet na mnie nie zerkając. O nic nie pyta, zachowuje się tak, jakby w ogóle nie była skrępowana moją obecnością. Siadam na drżących dłoniach.

- Miałam wpaść wcześniej, sprawdzić, co u Sanhy.

Wzrusza ramionami.

Krzywię się. Właściwie nie ma powodu, żebym się tym przejmowała, ale to, jak mnie zbywa, jakby nie miało dla niej żadnego znaczenia, trochę mnie wkurza. Obserwuję niebieski płomień migoczący na kuchence, aż czajnik zaczyna gwizdać. Sana nalewa wrzątek do kubków, czeka, aż herbata naciągnie i wsypuje mi do środka dwie łyżeczki cukru, wcale nie pytając mnie o zdanie.
Uśmiecham się, kiedy dociera do mnie, że wie, jaką herbatę lubię.

- Dzięki. - Obejmuję kubek jedną dłonią.

- Mama zawsze powtarzała, że nie ma takiego problemu, którego nie złagodziłaby filiżanka herbaty. - Uśmiecha się i wzrusza ramionami. - Pewnie już to słyszałaś.

- Ja nie - zaprzeczam.

Marszczy nos, kiedy to mówi.

- Była Angielką. Kiedyś tam pojadę, do miejscowość, z której pochodziła. Chcę zamieszkać na angielskiej wsi, czytać książki i zapraszać ludzi na dobrą herbatę. - Przerywa, kiedy jej głos robi się rozmarzony. - Przepraszam.

- Nie przerywaj, brzmi ciekawie.

- Czasami mam wrażenie, że się powtarzam. - Patrzy na mnie z rozbawieniem.

Momo×Sana ✖ Because Of YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz