★4★

708 117 3
                                    

W końcu mogłaby pokazać się zima, po całym tym roku. Po kilku godzinach włóczenia się po mieście znowu jestem na rogu. Żałuję, że nie wzięłam kurtki. Jest jedenasta wieczorem, prawie dokładnie ta sama pora, kiedy to się stało. Księżyc świeci jasno na niebie, oświetlając zdjęcia Miny. Nie mogę oderwać wzroku. To tylko zlepek zabezpieczonych folią zdjęć, ale na nich jest żywa. Wydaje się taka realna, jakby tylko na chwilę wyjechała z miasta, a kiedy wróci, to wszystko okaże się tylko złym snem. Koszmarem.

Stoję przed słupem, z rękami założonymi na piersiach. Znając moje szczęście, zaraz pokaże się strażnik i opieprzy mnie za to, że przebywam po godzinach na terenie szkoły, ale musiałam przyjść. Właściwie nie wiem, czemu dwa miesiące aż tyle znaczą, ale to pewnie jak zastanawianie się nad tym, dlaczego znaczenie ma każda sekunda, która minęła od tamtej strasznej nocy. Na skraju krzaków leży duży kamień. Przysiadam nad nim i przebiega mnie dreszcz. Gdyby była tu Mina, zapaliłybyśmy razem papierosa i wsunęłybyśmy sobie ręce pod ubranie, żeby było nam cieplej. Uśmiecham się, zatracając w myślach o jej skórze... aż dociera do mnie, że gdyby Mina tu była, nie trzęsłybyśmy się z zimna na tym głupim rogu. Przyciskam dłonie do oczu.

Słyszę pisk opon w oddali, podnoszę wzrok i widzę reflektory samochodu. Skręca za rogiem na czerwonym świetle. Zjeżdża na niewłaściwe pas i jedzie prosto na mnie. Ktoś krzyczy. Zamykam oczy. Podmuch wiatru uderza mnie w twarz, dociera do nosa...

Samochód przyśpiesza w deszczu. Jest zielone światło. Wkładam jej do ust papierosa, ale zapalniczka wyślizguje mi się spomiędzy palców i upada jej gdzieś pod stopy. Zdejmuje dłoń z mojego uda i śmiejąc się nerwowo, sięga po nią. Światło zmienia się na czerwone. Wciska hamulec, ja chwytam kierownicę. Strugi deszczu rozpływają się na boki na przedniej szybie. Nie słyszę jej krzyku.

Otwieram oczy. Tylne światła są małe, znikają w oddali. O chodnik trzykrotnie uderza puszka po piwie, aż w końcu zatrzymuje się na środku jezdni. Biorę oddech.

Piątkowa impreza.

Opieram się o słup, ukryty w cieniu, jaki rzuca black księżyca. Wiatr się wzmaga, przeszywa mnie do szpiku kości. Ulica jest pusta, ale mrugając, wpatruję się w miejsce, gdzie zniknął pojazd. Miałam nadzieję, że uderzy w słup i zabije także mnie.

Do cholery, co się ze mną dzieje?

Przechadzam się w tę i z powrotem przed pluszowymi misiami, liścikami i zwiędłymi kwiatkami.

Może Jimin miała rację... Może powinnam je posprzątać. Psychiatra mi jej nie zwróci. Ani nie zdejmie ze mnie winy za wypadek.

Całe ciało boli mnie od wspomnień. Rozpaczliwie chcę z nią porozmawiać. Ona by zrozumiałaco czuję, zawsze rozumiała. Wiedziałyśmy co myśli druga. Ja kończyłam jej zdanie, ona uprzedzała moje myśli. Wypełniała pustkę, dzięki niej czułam się kompletna.

- Momo?

Mina? Zatrzymuję się i odwracam do słupa. Ciemność za nim przecina nowe światło, Mrużę oczy, spodziewając się, że zobaczę kolejny samochód, ale to nie te światła. To inny blask.

Nie jest skierowany w moją stronę i nie znajduje się na jezdni.

- Momo!

Znowu ten głos. Obracam się, i jeszcze raz.

Nikogo nie ma.

Ale widzę światło. Robię kilka kroków w bok, bo wydaje mi się, że blask bije zza drewnianego filara. Pożar?

Podchodzę do niego szybko, ale kiedy dżinsami ocieram się o krzaki, zamieram. Jeden po drugim włosy stają mi dęba. Nie ma płomieni.

Zza słupa bije zielony blask.

Stoi w nim dziewczyna.

Dziewczyna, która jest przezroczysta.

- Momo!

Jej skóra, ubranie i włosy są przezroczyste, zabarwione na zielono w tym dziwnym świetle. Przez jej ciało obserwuję liście na drzewach, poruszające się na wierze.

Zwariowałam.

Czuję się tak, jakbym połknęła kulę armatnią, ale podnoszę wzrok i spoglądam w jej twarz, czekając, aż przeobrazi się w coś demonicznego i potwornego, bo widziałam dość horrorów, żeby wiedzieć, że tego właśnie powinnam się spodziewać. Na razie pozostaje pod postacią dziewczyny, ale ma dziwny wyraz twarzy. Na policzkach widzę ślady jakby po łzach.

To z pewnością nie jest Mina. Nie wiem, kto to jest.

Wpadam w panikę, usiłuję wymyślić, co robić. Najbardziej logicznym posunięciem byłaby ucieczka... Lewa noga świerzbi mnie, żeby biec, ale prawa się nie zgadza. Uraz zawsze wygrywa. Jednak na razie nie ma potrzemy uciekać ani walczyć.

Dziewczyna stoi nieruchomo, wpatrując się we mnie.

- Momo?

Nie jestem pewna, co odpowiedzieć zjawie, która zna moje imię, więc tylko kiwam głową.

Składa ręce z głośnym klaśnięciem i ociera twarz.

- O mój Boże.

Nagle zaczynam rozumieć - mam halucynacje. Jednak zwariowałam. Sięgam do kieszeni po telefon, żeby zadzwonić do doktora Yoochuna, ale zanim zdążę poukładać sobie w głowie, jak mu to wytłumaczyć, dziewczyna mówi coś, co mnie szokuje.

- Jesteś... jesteś duchem?

Waham się, mierzę ją wzrokiem z góry na dół. Nadal jest przezroczysta, lekko zielona, ale jej ubranie wygląda w miarę normalnie. Ma na sobie kozaki i krótką spódniczkę, a do tego dżinsową kurtkę. Rozpuszczone włosy opadają jej na ramiona. Dla pewności przyglądam się mojej zupełnie materialnej ręce. Jestem duchem?

- A ty? - pytam.

Moja zjawa zagryza wargę.

Dlaczego nie objawiła mi się Mina?

Nagle w mojej głowie pojawia się inna myśli: ten przejeżdżający samochód - może nie skręcił w porę? Może nie potrącił? Czyżbym była martwa? Moje życzenie się spełniło?

A skoro jestem martwa, to gdzie jest Mina?

Wiatr targa mi włosy, przedziera się przez materiał koszuli. Na pewno mam halucynacje. Jest mi stanowczo za zimno, żebym mogła być nieżywa. Robię krok i wsuwa ręce do kieszeni. Dziewczyna stoi dalej, ociera twarz, milczy.

- Pytałam, czy jesteś duchem? - Pytam ponownie.

A ona marszczy brwi, to urocze, bo stoi pomiędzy mną a szkołą i przez jej czoło widzę salę do plastyki. Drżą jej wargi. Sięga do kieszeni i wyciąga coś w moją stronę. Robię krok w tył, zastanawiam się chwilę, na wszelki wypadek gdyby jednak nie była wytworem mojej wyobraźni, i mrużę oczy. W dłoni trzyma metaliczny zielony prostokąt. Na przedzie dużymi literami wygrawerowane są moje inicjały.

Duch trzyma zapalniczkę, którą wyrzuciłam rano.

Jasna cholera.

- Momo...

- Skąd ją masz? - warczę. - Skąd w ogóle wiesz, jak mam na imię?

Krzywki się i zasłania oczy dłońmi.

Uciekam. Nie myślę nawet o dawnej kontuzji, aż jestem w połowie ulicy. W głowie mam tylko: wiej, wiej, wiej, uciekaj. Ale czy można uciec od własnego umysłu? Ból przeszywa każdą kość mojej prawej nogi, mięśnie odmawiają posłuszeństwa. Zaciskam zęby tak mocno, że ścięgna szyi zaczynają boleć mnie tak mocno jak noga. Odwracam głowę, przerażona, że zobaczę zjawę, która biegnie za mną ulicą.

Ale jestem sama.

Momo×Sana ✖ Because Of YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz