07

8.3K 369 83
                                    


Po dwóch dniach mogłam już wyjść ze skrzydła szpitalnego. Ron, Harry i Seamus chodzili za mną cały czas. Nigdzie nie mogłam pójść sama. Nawet gdy szłam do toalety to chłopaki stali przed drzwiami nasłuchując czy nic mi się nie stało. Było mi miło, że się tak o mnie troszczą, ale zaczynało mnie to denerwować. Zwłaszcza, że nadal nic nie jadłam. Każdy gryz kończył się zwymiotowaniem, ale przynajmniej przestałam chudnąć.

Usiadłam na kanapie zmęczona tym wszystkim. Jedyne co chciałam to szczerze porozmawiać z kimś kto nie uczestniczy w świecie magii. Potrzebowałam tego. Potrzebowałam Toma.

- Harry, przynieś mi proszę pergamin i pióro. - powiedziałam, a chłopak wykonał moją prośbę

Zaczęłam pisać.

Drogi Tom'ie,

Odwiedź mnie, proszę. Potrzebuję Cię.

Twoja Hermiona

Przywołałam sowę i wysłałam list. Nie napisałam wiele, ale wiedziałam, że Tom zrozumie.

Patrzyłam się na zegar, który wybił godzinę dziewiętnastą. Jutro wreszcie wracam na zajęcia. Musiałam odpocząć.

- Idę spać. - powiedziałam, a chłopaki chcieli ruszyć za mną do dormitorium - Nie. Bez jaj. Będziecie przy mnie czuwać nawet gdy będę spać?!

- To idź spać do nas. Mamy przecież wolne łóżko. - oznajmił Harry

- Nie będę wam przeszkadzać. - powiedziałam, ale tak naprawdę nie chciałam tam spać ze względu na Rona, ponieważ przez moją chorobę zaczęłam z nim spędzać więcej czasu.

Poszłam do dormitorium , które tej nocy było puste, bo dziewczyny miały piżama party u Puchonów. Miałam, więc ciszę i spokój. Położyłam się na łóżku. Chciałam zasnąć, lecz mój mózg uznał za o wiele ciekawsze wpatrywanie się pościel niż udanie się do krainy snów. Jednak po godzinie wpadłam w objęcia Morfeusza.

...

Obudziłam się z krzykiem. Na moim czole były krople potu, a po policzkach płynęły łzy. Siedziałam na łóżku ciężko dysząc. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Wtem wparował do pokoju Ron i Seamus, a tuż za nimi zaspany Harry.

- Hermiona nic ci nie jest? - zapytał zmartwiony rudy

Nie odpowiedziałam. Tylko patrzyłam się na nich ze łzami w oczach.

- Spokojnie to tylko sen. - powiedział Seamus podchodząc i mnie przytulając

Popatrzyłam na zegar i bez słowa wstałam z łóżka. Podeszłam do szafy i zaczęłam wybierać w co się dzisiaj ubiorę. W końcu zdecydowałam się na zwykłe jeansy i czerwoną bluzkę. Wzięłam ubrania i poszłam do łazienki. Zamknęłam drzwi na klucz i stanęłam przed lustrem. Faktycznie wyglądałam jak upiór. Byłam przeraźliwie blada. Wszystkie kości można było zauważyć jednym spojrzeniem na mnie. Jak mogłam tego nie zauważyć wcześniej? Czemu Harry i Ron nic mi nie powiedzieli o tym jak wyglądam? Miałam tylko nadzieję, że polepszy mi się.

Weszłam pod prysznic i umyłam się mydłem o zapachu jaśminu. Gdy ciepłe strumyki wody płynęły po moim ciele to myślałam o moim koszmarze. Znowu śniło mi się pole bitwy, lecz tym razem przegraliśmy. Voldemort zabił wszystkich. Nikt nie pozostał żywy, oprócz mnie. Nawet Draco zginął. To było okropne. Na szczęście to tylko był sen.

Później ubrałam się w wybraną kompozycję i spojrzałam w lustro. Ubrania na mnie wisiały jak na wieszaku.

- Lepiej nie będzie. - powiedziałam wzdychając i wyszłam z łazienki

Nie robiłam sobie dzisiaj makijażu. Moja cera jest dobra, a na bladość żaden mój podkład by mi nie pomógł. W ogóle nie wiedziałam, dlaczego zaczęłam się malować. Nie potrzebne mi to było. Rozumiem na specjalne okazje, ale na co dzień było mi to zbędne.

Weszłam do pokoju. Nikogo nie było. Chłopaki musieli już pójść do siebie. Wzięłam szatę Gryffindoru i wyszłam kierując się do pokoju wspólnego. W pomieszczeniu było pełno ludzi. Powiedziałabym, że na pewno trzy roczniki. Wszyscy o czymś wspólnie rozmawiali, ale gdy zauważyli, że jestem w pokoju to ich głosy od razu ucichły. Popatrzyłam się na nich ze zdziwieniem i podeszłam do Harry'ego.

- Idziemy na śniadanie? - zapytałam

- Hermiona, to ty pójdź, a my za chwilę cię dogonimy. - powiedział

Zdziwiła mnie ta odpowiedź. Przecież wszędzie za mną chodzili, a teraz chcą się spóźnić na śniadanie i mnie nie pilnować, czy w ogóle tam dotrę. Wzruszyłam tylko ramionami i wyszłam na korytarz.

Szłam korytarzem. Nikogo nie było. Ciszę przerywały tylko uderzenia moich butów o posadzkę. Pusto. Weszłam do Wielkiej Sali. Całe stół Gryffindoru był pusty. To było przerażające. Usiadłam na moim miejscu i nalałam sobie soku dyniowego. Nagle przede mną usiadł dobrze znany mi blondyn.

Ty szlamo... ~ DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz