Cały tydzień jest dla Jeona wyjątkowo ciężki. Po zeszłej imprezie postanowił wziąć się w garść, co niezbyt skutecznie mu się udaje. Niby trenuje, niby już nie bierze i ponoć odpokutował swoim wysiłkiem tego potwornego minusa u pana Kima, ale coś jest nie tak..
Nie czuje już tylu pokładów energii, jak niegdyś, jak jeszcze przed półfinałem. Obawia się, że to wszystko wina uzależnień, ale może chodzi o coś zupełnie innego?
Jest skłócony z Hoseokiem, osobą, która przecież zawsze była dla niego oparciem. Przyjaciel go wspierał, zagrzewał do walki i zabierał na najlepsze imprezy po każdej z nich. Czasem Jungkook miewa wrażenie, że do tej pory traktował go jak psa - wygrasz, a działka i niezapomniane noce w klubach są twoje. Bokser naprawdę już się tym zmęczył i choć z jednej strony za nim tęskni, z drugiej odpowiada mu taki spokój.
Odzyskał telefon, a wszystkie blizny zdają się za chwilę zagoić. Coraz mniej boli, coraz więcej pamięta, ale brak mu jakiejkolwiek motywacji. Zamiast skupiać się na ćwiczeniach, wysiłku, radach swojego trenera, on woli wypytywać go o rzeczy z jego życia prywatnego, czego nigdy nie zwykł robić. Tak szczerze, to miał głęboko w nosie innych, a mimo tego, że pan Kim jest od maleńkości jego bohaterem i, zaraz po Hobim, najważniejszą osobą w jego życiu, nie za bardzo interesowały go fakty z jego życia poza ringiem i salą treningową. No, aż do teraz.
"Um, a ile ma lat?"
"Studiuje? A co takiego?"
"Dlaczego wcześniej tutaj nie przychodził?"
"Lubi boks? Ogląda?"
I tak bez końca. Właśnie takimi pytaniami zasypuje ojca Taehyunga na każdym kroku, tak że starszy ma już po dziurki tych podchodów, a tematy o swoim dziecku sprytnie omija. To podburza Jungkooka jeszcze bardziej, determinuje go, by wiedzieć więcej i więcej.
Nie to, żeby nagle zaczął jakoś bardziej interesować się tym chłopakiem, broń Boże szaleć za nim, ale zwyczajnie musi mieć choćby podstawowe informacje o tej męskiej suce. Jak to mówią, miej przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.
Pragnie się na nim za wszystko odegrać - spuchnięty policzek, obrzygane ciuchy do wyrzucenia i niezapomniana trauma własnych wymiocin na całym ciele, a na dodatek obolałe krocze. Mały cwaniak urządził go lepiej, niż niejeden postawny mężczyzna w trakcie walki. Wyprowadził go z równowagi, a teraz jak na złość nie chce opuścić jego głowy.
Bez przerwy słyszy w niej ten uroczy, uroczo wkurwiający śmiech, a przed oczami ma tę rozradowaną, co prawda piękną, ale jednak sarkastycznie się do niego szczerzącą twarzyczkę. Nie wspominając już o włosach, bo o nich bokser mógłby napisać długą charakterystykę. Czerwone, takie miękkie, a gdy wtedy przeczesał je swoimi palcami, to naprawdę miał jakieś dziwne rozdwojenie. Z jednej strony chciał za nie agresywnie pociągnąć, nieważne czy przez ogólne podniecenie, czy jednak ze złości, a z drugiej pragnął miziać je w nieskończoność. Doprawdy, tak miękkich nie ma nikt, zdążył zauważyć, bo choć przeleciał tyle kurw, ani jedna nie miała tej czupryny tak ciekawej, tak.. idealnej? Sam już nie ma pojęcia, co myśleć o tym całym Taehyungu, jego zachowaniu, charakterku i wyglądzie.
CZYTASZ
knockout ﻬ taekook
Fanfiction❝With your love nobody can drag me down.❞ [ukończone] boxing!au; fluff; +18; top!jk: trochę rak as always