(A/n oficjalnie ostatni rozdział przed epilogiem, enjoy!)
Trybuny w dość szybkim tempie zapełniają się spragnionymi krwi (w przenośni lub nie) widzami. Taehyung natomiast siedzi tuż przy pustym jeszcze ringu, zapisując notatki. Nie może się wręcz doczekać, by po raz kolejny zobaczyć Jungkooka w akcji, jednak tym razem nie przed telewizorem, a już na żywo. Może i od zawsze wolał podziwiać ten sport z oddali, ale także ojciec nigdy nie chciał go zabrać. Według pana Kima nie jest to sport dla "takich pedałków jak Taehyung".
Lecz teraz wszystko się zmieniło, a przynajmniej czerwonowłosy ma takie wrażenie, bowiem rodzic od jego przylotu wręcz koło niego skacze, pyta o samopoczucie i zapewnia, że napawa go duma z obu wychowanków. W końcu od ukazania się artykułu jego syn stał się całkiem rozpoznawalny, a o młodym bokserze od dawna trąbi cała Korea. Nawet jeśli Tae ma wrażenie, że cała ta euforia ojca spowodowana jest faktem, iż zaginiony przed samym finałem Jungkook nagle postanowił się zjawić, to skłamałby mówiąc, że nie robi mu się cieplej na sercu przez takie zachowanie.
Może faktycznie pan Kim zrozumiał, że mimo wszystko Taehyung jest jego synem i powinien go kochać bez względu na orientację? Może rzeczywiście zdążył zatęsknić?
Tak, wyjazd dziennikarza do Bostonu przyniósł mu wiele dobrego, zupełnie jakby do każdego wkoło dotarło, że życie bez tego pyskatego dzieciaka obok jest nudne i jałowe. Ale i sam Taehyung pojął, że jego miejsce na ziemi jest tutaj, w Seulu, a nie na drugim końcu świata. Nieważne, jak wspaniały jest Minjae, jak tolerancyjna jest jego matka, jak bogaty jest jego ojczym, ani jak prestiżowy jest uniwersytet, na który został w Bostonie przyjęty. To po prostu nie dla niego. I choć zdaje sobie sprawę z tego, że multum osób zabiłoby własną rodzinę dla takiej szansy, to on jednak nie zamieniłby tych kłótni z tatą, tego obserwowania walk z perspektywy komentatora, tej ciasnej kawalerki w centrum, ani tego napakowanego bokserzyka na nic innego.
- To ja powinienem cię teraz masować, Guk - wzdycha starszy i odkłada swój notes na bok, czując silne dłonie, przyjemnie ugniatające jego plecy.
- Nah, ja się w ogóle nie stresuję. Co będzie, to będzie. Poza tym, ty tu jesteś, to wystarczający powód do szczęścia i duża dawka motywacji - odpowiada bokser, by następnie zająć miejsce obok i rzucić przelotne spojrzenie na ring. - Na dodatek twój ojciec jest jakiś... miły? Nie wiem, ale kiedyś za taką akcję dostałbym w mordę. I bez przerwy gada o tobie, no wiesz, że cieszy się, iż znów jesteś w domu.
- Nie było mnie tak krótko, a już ktoś zdążył porwać mi ojca i go podmienić? - śmieje się Taehyung, w głębi duszy jednak czując radość. - W każdym razie, chyba musisz teraz się rozgrzewać, czy coś.
- Mój przeciwnik jeszcze nie dotarł, także spokojnie - Jungkook macha ręką i zagląda w notes swojego chłopaka (bo chyba tak już może o nim mówić, prawda?). - Hiszpański? Uczysz się hiszpańskiego? - pyta zdziwiony, przyglądając się kartce zapełnionej zdaniami w obcym języku.
CZYTASZ
knockout ﻬ taekook
Fanfic❝With your love nobody can drag me down.❞ [ukończone] boxing!au; fluff; +18; top!jk: trochę rak as always