Rozdział 8. - Wielki Początek

26 5 0
                                    

W końcu nadszedł długo wyczekiwany dzień. To już dziś zaczyna się wielka przygoda. Ma ona szczególne znaczenie dla naszego przybysza z przyszłości, który nie zna okolic i będzie to dla niego nowe doświadczenie w jego skromnym, dotychczasowym życiu. Główny bohater jest jednak nastawiony pozytywnie, mimo iż zdaje sobie sprawę, że może na niego czyhać dużo niebezpieczeństw. Czuję jednak, że wszystko, co przez ostatni czas wydarzyło się w jego życiu nie dzieje się bez przyczyny. Poniekąd cieszy się, że akurat to on otrzymał tak wspaniałe wyróżnienie móc przenieść się w czasie do nowych, nieznanych mu miejsc, poznać nowych ludzi. W głębi duszy wie, że wzmocni to w znacznym stopniu jego osobowość i charakter. Po powrocie do domu przestanie być chłopcem grający na komputerze, a stanie się prawdziwym, dojrzałym mężczyzną.

Poranek, miejsce zbiórki.

- Na kogo jeszcze czekamy? Czy wszyscy na pewno wszystko zabrali to co mieli? - zapytał Karim.
- Brakuje jeszcze tylko...oo! Jest i nasza zguba. Idzie Dohn! - rzekł Victor.
- Już jestem moi najdrożsi. Bardzo was przepraszam za spóźnienie, ale miałem jak zwykle dużo spraw do załatwienia i musiałem posprzątać swój dom, a także ogarnąć wszystko to co miałem ze sobą zabrać. Wybaczcie mi zatem moje spóźnienie. Myślę że nasza podróż będzie bardzo ciekawa, ale przede wszystkim bezpieczna. O tak! Bezpieczna! Bezpieczeństwo jest bardzo bardzo ważne jest najważniejsze, abyśmy cali i zdrowi...
- Ehm ehm... Bardzo się cieszymy, że już przybyłeś - przerwał mu Mertu. Nie przejmuj się czasem, bo i tak mamy go pod dostatkiem. Zatem wszyscy już są. Hassan, Mohamed i Ahmed to nasi ochroniarze którzy będą dbali o nasze bezpieczeństwo podczas całej wyprawy choć miejmy nadzieję, że ich broń nie będzie nam potrzebna. Prawda panowie? - rzekł Karim.
- Naturalnie, jednak nigdy nie można być niczego w stu procentach pewnym. Tym bardziej, że w pobliżu Doliny Królów toczą się walki tamtejszej ludności o ziemię. Nie będziemy przejeżdżać bezpośrednio w miejscu starć, ale nigdy nie wiemy, gdzie może czyhać na nas zło - rzekł jeden ze strażników.

- Dokładnie, ostrożności nigdy za wiele - dodał Soph.

Wszyscy uczestnicy wyruszyli w otchłań pustynnego piasku. Jechali pełni nadziei na dobrą podróż z zamierzanym efektem końcowym. Promienie saharyjskiego Słońca dawały swe znaki. Upał powodował, że wielbłądy męczyły się szybciej niż zazwyczaj. Trzeba je było napoić. Na szczęście po dwugodzinnej, monotonnej wędrówce podróżni natknęli się na mały stawek.

Dookoła niego rosły gęste kępy traw i paproci. Słońce odbijające się w krystalicznej wodzie idealnie oddawało gorący klimat Egiptu. Błyszczące w wodnej tafli wydawałoby się wskazywać drogę ku lepszej przyszłości. Nieopodal wznosił się także gruby, stary baobab. Po piasku od czasu do czasu zauważyć można było pełzające skorpiony i inne drobne zwierzęta. Bohaterowie zeskoczyli ze zwierząt, aby rozprostować swoje kości. Nagle usłyszeli dziwne i bardzo podejrzane dźwięki zza krzaków rosnących po drugiej stronie małego jeziorka. Z nutą grozy, a jednocześnie zaciekawieni zaczęli powoli zbliżać się wzdłuż brzegu do miejsca hałasu. Z wielką ostrożnością i przygotowaną bronią zbliżali się wolnymi krokami. W jednej chwili zmuszeni zostali natychmiast odwrócić się i zacząć uciekać. Zza zarośli wyskoczyło wielkie zwierzę wydające przerażające ryki. Hassan i Ahmed dzięki swojemu szybkiemu refleksowi zapobiegli tragedii. Szybko wyciągnęli łuk i przebili głowę gepardowi.

- Masz bardzo szybki refleks - docenił z ulgą Soph.

- W moim przypadku to jest wpisane w codzienność. Taka jest moja rola - odrzekł z dumą Hassan.

- Całe szczęście, że jest już po wszystkim i wszyscy jesteśmy cali i zdrowi. Ten gepard zapłacił za swoje. Dobrze, że wzięliśmy ze sobą spory zapas broni, bo jak widać może ona być nam jeszcze kilka razy potrzebna - dodał Mertu.

- Oby jak najrzadziej. Jest dopiero południe pierwszego dnia wyprawy, a my już musieliśmy użyć broni. Miejmy nadzieję, że następne dni i kolejne tygodnie naszej wyprawy odbędą się bez zbędnych niespodzianek. Jest sam środek dnia, a co za tym idzie zapewne nam wszystkim jak i wielbłądom nie jest łatwo. Co powiecie na mały odpoczynek przy tym baobabie? Myślę, że podróżowanie o tej porze dnia nie jest dobrym pomysłem - skomentował Karim.

- Masz rację, przy tak upalnej pogodzie jak dziś lepiej jest odpocząć - przytaknął Victor.

Wszyscy bohaterowie rozsiedli się dookoła baobabu. Wewnątrz był on cały pusty, jednak nikt nie odważył się wejść do środka. Zielone liście będące na górze wysokiego drzewa dawały idealne schronienie przed promieniami słonecznymi. Wielbłądy z wielkim zapałem zajęły się wypijaniem wody z jeziorka. Emocje związane z całą przygodę zaczęły powoli opadać. Rozkoszując się ciepłym powiewem wiatru, siedząc w cieniu i słuchając przelatujących wysoko nad ich głowami sępów, bohaterowie ucięli sobie miłą pogawędkę.

- Jakie mamy plany związane z noclegiem? - spytał z zaciekawieniem Victor.

- Wieczorem powinniśmy dotrzeć do niewielkiej wioski Ul Makbura. Tam mieszka mój stary, dobry znajomy - Rahned, który będzie w stanie zapewnić nam nocleg w swoim domu na jedną noc. Resztę nocnych snów będziemy musieli spędzać pod gołym niebem. Po zmroku, na pustyni znacznie się ochładza, jednak nie na tyle, aby nie można było wytrzymać. W dodatku, każdy zabrał ze sobą co nie co do okrycia - rzekł Karim.

- Racja, zatem powinno być wszystko w porządku. Musimy być bardzo czujni. Za kilka godzin, tuż przed Ul Makbura żyje zagorzałe plemię Persfadystów. Im lepiej się nie narażać. Potrafią się zdenerwować i zaatakować przejezdnych bez mocnego powodu, ot tak poprostu mogą przebić Ci głowę na wylot - rzekł Nub.

- To doprawdy przerażające. Powinniśmy być zatem szczególnie ostrożni w ich rejonie. Kim oni tak właściwie są dokładniej? - spytał z zaciekawieniem i jednocześnie lekkim przerażeniem w głosie Victor.

- To pradawne plemię, które kiedyś miało swoje niezależne państwo, jednak w pewnym okresie czasu je straciło. Oszczędzając zbędnych i nudnych wykładów z historii, Persfadyści zostali zdominowani w wojnie o ziemię przez Egipcjan i zmuszeni przyjąć ich język, religię, kulturę i inne obyczaje. Ci, którzy się podporządkowali, a było ich niewielu, żyją właśnie tam, gdzie będziemy za niedługo przejeżdżać. Nie są pozytywnie nastawieni do przejezdnych. W czasie zakłady tego ludu większość z ich wyginęła, nielicznym udało się też uciec i schronić poza Egiptem. Jednak lud pozostały w Egipcie i zamieszkujący okolice nieopodal, trzyma wrogie stosunki z przypadkowymi ludźmi. Traktują to jako pewien akt zemsty za ich przodków. Jedynie do przedstawicieli władz są nastawieni dobrze. Musimy zatem bardzo na nich uważać - opowiedział Soph.

- Dokładnie! Ostrożność to podstawa! Czy wszyscy są już gotowi do dalszej podróży? Fajnie się gawędzi pod tym drzewem, ale nasz faraon sam się nie odwiedzi - rzekł entuzjastycznie Dohn.

- Masz rację, proponuję, żebyśmy zabrali już wielbłądy i ruszyli w dalszą drogę. Ukrop już nie co ustał, więc będzie już w porządku - powiedział Karim.

- Zatem w drogę! - odrzekła zgodnie reszta załogi.

Bohaterowie wsiedli na swoje wielbłądy i ruszyli w dalszą podróż ku lepszej przyszłości.

Powrót do EgiptuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz