Nie obchodzą ich moje uczucia, ani
marzenia.
Ciągle wrzeszczą:"Idź się uczyć!",
Jakby to miało być sensem mojego istnienia.Nie wypuszczą mnie z tego rodzicielskiego więzienia.
Ciągłe kłótnie , wrzaski, krzyki!
Wpadam wciąż w te same wnyki.Ucieczka, nic nie pomoże.
Zlituj się nade mną Dobry Boże!
Niech nie wpajają mi swoich idei!
Do spowiedzi co niedzieli !
A ze szkoły marsz do książek!
I w pokoju mieć pożądek!My ci wybierzemy szkoły, studia...
Acz ja artysty duszę posiadam. Chce pisać, książki, wiersze, dużo gadać.
Chce podróżować!
Los mi może męża podarować....Teraz cicho w kącie chlipie i...
Ten wierszyk sobie piszę.
Może kiedyś me marzenia pójdą w końcu do spełnienia.Nie chce być lekarzem, ni weterynarzem.
Chce pisać powieści i to jest moim celem.
Chce by czytelnik zatopiony w lekturze, nie czuł jak czas szybko płynąć może.
Chce by przeżywał razem z bohaterem, gdy ten ogląda telenowelę.
Czy ja proszę o zbyt wiele?
Jednak oni tego nie rozumieją i ciągle się pienią.
"Ile ty masz dziecko lat? To nie zawód!"-powtarzają
"W tych czasach trudno o dobrą prace. A na myśli same kołacze!"-dogadują.A gdzie szczęście? Gdzie pożądek?
Chyba mi się urwał wątek.Przykro i smutno, gdy z marzeń drwią
I me życie wg. własnych zasad ustawiać chcą.Ja marzenia swoje mam. Wysnuwam z nich genialny plan.
Nie potrzebny mi majątek.
Chce się spełniać, mieć czasem wolne. Pisać, marzyć.
A nie pracować w świątek-piątek; mieć rodzinę na 102, tak to jestem cała ja.