#Troubles

50 6 0
                                    

Hej! Wybaczcie, że dopiero dzisiaj aktualizuję rozdział, nie sądziłam, że on się Wam nadal nie wyświetla... Mam nadzieję, że tym razem się uda go dodać :)
Przyjemnego czytania i szczęśliwego Nowego Roku!

----------------

^Mellisa POV^

Świt. Jedna z najpiękniejszych pór dnia. Uwielbiam obserwować, jak kolejne promienie słońca budzą nowy dzień. Siedzę na plaży w moim ulubionym zakątku na granicy z lasem. Rozmyślam o ostatnich godzinach, które minęły mi dwojako. Z jednej strony było świetnie, spędziłam czas z moim chłopakiem na jego imprezie, mogłam się pobawić i wyluzować, a z drugiej strony… Sama już nie wiem, co było gorsze – te wszystkie prześmiewcze spojrzenia i uśmieszki przyjaciół Tristiana, których on nie widział, czy pewien fałszywy brunet, którego nie potrafię wyrzucić ze swojej głowy. Z początku nie przeszkadzało mi to, że Ti nie spędza ze mną całego czasu. Wiedziałam, że musi zająć się gośćmi i przyjaciółmi, a ja nie bardzo miałam ochotę udawać, że do nich pasuję. Aby umilić sobie chwile spędzone samotnie, wypiłam kilka drinków. No, może trochę więcej niż kilka. Nie liczyłam ich, chciałam się oderwać od wszystkiego i wszystkich. Później już tylko tańczyłam, śmiałam się i bawiłam. Już nie przeszkadzały mi głupie spojrzenia ludzi ze szkolnej elity. Byłam sobą, no może w niewielkim stopniu, ale jednak. Mój cudowny stan nieważkości przerwał Calum... Sama nie wiem, po co poprosiłam go, żeby pomógł mi znaleźć Tristiana. Ale zrobiłam to, a on wykorzystał moment. Po raz kolejny postarał się, abym poczuła się upokorzona. Nie jestem w stanie zliczyć tych wszystkich chwil, gdy on lub jego koledzy z drużyny utrudniali mi życie, naśmiewając się ze mnie. W pewien sposób zmusił Ti'a, żeby przyznał się do chodzenia ze mną. A ja nie chciałam, żeby tak się to stało. Chciałam dać mu czas i zobaczyć, kiedy oraz czy w ogóle powie komuś o mnie. Dalsza część wieczoru była tylko gorsza. Nikt nic nie mówił, ale czułam się tam niechciana. Nie pomogły nawet kolejne wypite procenty. Mój stan nieważkości znikł na dobre... W pewnym momencie po prostu stamtąd wyszłam. Nikomu nic nie powiedziałam, zabrałam tylko butelkę jakiegoś alkoholu i ruszyłam powoli w stronę morza. Na szczęście Ti mieszka bardzo blisko plaży, więc bardzo szybko znalazłam się na miejscu. Przysiadłam na pnie drzewa, które przewróciło się podczas jednej z wichur. Siedzę tu już jakiś czas, ale jest mi dobrze. Znowu jestem tylko ja i moje myśli… Czuję się bezpiecznie, bo to jest coś, co znam. Coś, do czego jestem przyzwyczajona. Uśmiecham się delikatnie i wpatruję w linię horyzontu.
Ciszę przerywa odgłos przedzierania się przez krzaki. Spoglądam w prawo i widzę kolorową czuprynę pomiędzy liśćmi. Zaskoczona wstaję, dokładnie w tym samym momencie, gdy spomiędzy roślinności wyłania się chłopak. Nie jestem pewna, skąd go kojarzę, ale wiem, że już go spotkałam. Chłopak wygląda zabawnie, ponieważ w jego włosach zostało wiele gałązek i listków. Nie udaje mi się powstrzymać i wybucham niekontrolowanym śmiechem. Tym samym zwracam jego uwagę na siebie… Chyba nie jest zadowolony, że się z niego śmieję, ale nie jestem w stanie przestać. Chcę do niego podejść, ale potykam się o niewidoczną gałąź. Nim upadam, chłopak łapie mnie za ramiona. Speszona spoglądam w jego szeroko otwarte oczy. Nadal chichoczę, ale znacznie słabiej. Udaje mi się wykrzesać trochę sił i cicho mu dziękuję za pomoc. W ramach rewanżu, wyciągam z jego włosów niepotrzebne dodatki. Kilka gałązek się zaplątało, ale szybko udaje mi się ich pozbyć. Nie czuję się na siłach, aby wracać do domu, dlatego ponownie przysiadam na swojej „ławeczce”. Czerwonowłosy przysiada się do mnie i zarzuca mi na ramiona swoją bluzę.
- Masz – mówi cicho – bo się jeszcze się przeziębisz…
- Dzięki… - odpowiadam z uśmiechem i odwracając się w stronę oceanu, pytam – co tu robisz? Nie jesteś na imprezie Tristiana?
- Przyszedłem poszukać Caluma, bo gdzieś znikł. Kiedyś wspominał, że lubi przychodzić na plażę pomyśleć, więc chciałem sprawdzić to miejsce. – Wyjaśnił, przyglądając mi się. – A ty, dlaczego tu jesteś? Widziałem cię wcześniej na imprezie, coś się stało?
- Yhm, nie, nic się nie stało. Ja… ja… - nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Nie znam go na tyle, żeby móc mu się zwierzać. Zanim jednak zdążę przemyśleć to, co chcę powiedzieć, słowa same wypływają z moich ust. – Nie czułam się tam dobrze. Nie pasuję do tych ludzi, sama nie wiem, dlaczego próbowałam pokazać sobie, że tak nie jest. Nigdy nie byłam i nie będę taka, jaką oni chcieliby mnie widzieć. Nigdy, nigdzie nie będę pasować… - wylewam z siebie żale, czując jak w moich oczach wzbierają łzy. Nie kontroluję swoich odruchów, dlatego bezmyślnie opieram się o ramię chłopaka.
- Mel… Mogę do ciebie mówić Mel? – pyta chłopak, a ja kiwam głową na zgodę. – Super, a teraz mnie posłuchaj. To normalne, że tak się czujesz. Każdy w liceum tak ma, ja także. I Calum, i Luke, i Tristian… Nawet Nicholas, który jest przecież królem szkoły. Tak naprawdę, wszystko zależy od tego, czy znajdziesz kogoś, przy kim czujesz się dobrze i komu możesz zaufać. Jasne, niejednokrotnie nadziejesz się na te niewłaściwe osoby, ale jeśli chociaż przez moment czułaś się przy nich szczęśliwa, to dlaczego miałabyś tego żałować? Musisz zrozumieć, że przede wszystkim liczy się to, żebyś zaakceptowała samą siebie i nie zgubiła się w tej szkolnej dżungli. Mój starszy kumpel, powiedział mi kiedyś, że należy być tylko sobą, nie przejmując się tym, co myślą inni. Bo bycie sobą, jest cholernie fajne…
- Skąd wiesz, że inni też tak się czują? Wymieniłeś Caluma, Tristiana i Nicholasa z taką pewnością, a przecież nie wydaje się, żeby też czuli się niechciani. Caluma, bo znasz i w sumie przy dłuższej obserwacji można zauważyć, że coś jest nie tak, ale co z pozostałymi? – jestem zaskoczona, bo nie spodziewałabym się, że Tristian i Nick też mogą czuć się tak, jak ja.
Czyżby byli aż tak dobrymi aktorami? Ciężko mi w to uwierzyć. Chociaż… Gdy jesteśmy sami, oni zachowują się zupełnie inaczej niż w szkole. To z tymi chłopakami nawiązałam relację, nie ze szkolnymi gwiazdkami. Mam wrażenie, że mój cały świat wiruje, przez co nie potrafię się na niczym skupić. Moje myśli rozlatują się, niczym domek z kart na wietrze, a ja czuję, jak do gardła podchodzi mi wypity alkohol. Nim zdążę ostrzec chłopaka, pochylam się do przodu i wymiotuję. Michael, w końcu przypominam sobie jego imię, łapie moje włosy i odciąga je do tyłu. Równocześnie, stara się maksymalnie ode mnie odsunąć, żebym przez przypadek i jego nie pobrudziła. Jest mi cholernie wstyd. Kiedy kończę opróżniać mój żołądek, chłopak pomaga mi wstać i odejść kawałek od drzewa. Wychodzimy na piasek, gdzie rześki wiatr owiewa nasze twarze.
- Dziękuję za pomoc i przepraszam cię, że musiałeś to widzieć. – Kajam się przed zielonookim.
- Nie ma sprawy, to się może zdarzyć każdemu… - uśmiecha się lekko, czym mnie zaskakuje i dodaje – może lepiej będzie, jak odprowadzę cię do domu, hm?
- Tak szczerze mówiąc, nie chcę jeszcze wracać do domu. – Przyznaję cicho i podnoszę wzrok na mojego towarzysza.
- Okay, to… Hm, co powiesz na spacer po mieście? Pójdziemy obrzeżem, koło starego magazynu, a potem cię odprowadzę… Zgoda? – proponuje czerwonowłosy. – Musisz mi tylko powiedzieć, gdzie mieszkasz.
- Zgoda, ten spacer brzmi świetnie – uśmiecham się i po chwili namysłu, dodaję – wiesz, gdzie mieszka Hawks?
- Wiem, chyba cała szkoła to wie… - odpowiada i przypatruje mi się uważnie – mieszkasz gdzieś w pobliżu niego?
- Nie. Mieszkam w tym samym domu, co on. – Mówię i widzę zaskoczenie na twarzy Michaela.
Jestem wdzięczna chłopakowi, że nie wypytuje mnie o Nicka. W tej chwili, nie jestem w stanie czegokolwiek wyjaśniać. Zresztą, nie mam na to najmniejszej ochoty. Nadal osłabiona, chwiejnym krokiem ruszam wzdłuż plaży. Czerwonowłosy idzie tuż obok mnie. Przez chwilę oboje milczymy, ale cisza szybko staje się uciążliwa. Żeby rozładować napięcie, Michael zaczyna opowiadać o sobie i swoich przyjaciołach. Chętnie go słucham, a czasem nawet dopytuję o jakieś szczegóły dotyczące tego, jak się poznali, albo jak lubią spędzać czas.
Nasz spacer zajmuje nam sporo czasu, ale wcale się nie nudzimy. Wręcz przeciwnie, bez większych problemów, rozmawiamy praktycznie o wszystkim. Nie zwracam większej uwagi na to, co mówię. Nasza rozmowa jest swobodna, intuicyjnie wyczuwamy, kiedy należy zmienić temat. Przez cały czas sporo się śmieję, ale nie jest to już śmiech pijanej dziewczyny. Nawet, jeśli jestem jeszcze lekko wstawiona, najgorszy okres już mam za sobą. Nie jestem pewna, czy ma to związek z akcją na plaży, czy czuję się lepiej po spacerze. Jedno jest pewne, nie żałuję tego, że spotkałam dzisiaj Michaela. Gdy jesteśmy blisko starego magazynu, wskazuję chłopakowi wejście i bez słowa kieruję się w tamtą stronę. Przechodzimy przez opustoszały plac i wchodzimy do ruin.
- Jesteś pewna, że to bezpieczne, tak tutaj wchodzić? – pyta się zaniepokojony Mike.
- Jasne, często tu bywam. To miejsce jest fantastyczne. Lubię spędzać tu czas, bo mało, kto odważy się tu zajrzeć. Nawet bezdomni tu nie bywają, dlatego mam spokój i gdy potrzebuję pomyśleć, przychodzę tutaj. – Mówię cicho i przechodzę przez kolejne pomieszczenia. W końcu docieram w miejsce, do którego się kierowałam.
- Tutaj, albo na plażę, tak? – pyta chłopak
- Tak. – Odpowiadam, przyglądając się materacowi na końcu pomieszczenia. Z zadowoleniem zauważam rozciągniętą sylwetkę bruneta. Jego klatka miarowo się unosi, ale nie jestem pewna czy śpi, czy tylko rozmyśla z zamkniętymi oczami. Kilka kroków za mną idzie, chyba nieco wystraszony Michael. Nie przejmując się niczym podchodzę bliżej i zwracam się do leżącego nastolatka. – Wiedziałam, że cię tu znajdę… Chyba powinnam być na ciebie zła, za zajęcie tego miejsca, no i za tą akcję na imprezie, ale powiedzmy, że dziś jest dzień dobroci dla dupków, więc ci odpuszczę. – Mówię głośno i wyraźnie. W pewnym stopniu chcę mu dokuczyć, ale też chcę mieć pewność, że mnie usłyszał. Jak na zawołanie brunet zrywa się z materaca i staje przede mną.
- Co ty… Co wy tu robicie? – pyta zaskoczony.
- Michael był tak dobry, że postanowił mnie odprowadzić do domu. W ramach rewanżu, chciałam mu pomóc odnaleźć ciebie. I spójrz! Udało mi się… - nieco zjadliwie się odzywam, ale nie potrafię inaczej. Calum mnie zranił tej nocy i przebaczenie mu nie będzie łatwe. Odwracam się w stronę zielonookiego i z lekkim uśmiechem wyjaśniam. – Wspominałeś na plaży, że go szukasz. Pomyślałam, że jak już jesteśmy w pobliżu, to możemy sprawdzić czy nie ma tu twojej zguby.
- Oh, ymm – zakłopotany Michael chyba nie wie co powiedzieć. Cholera, nie chciałam, żeby czuł się skrępowany! Przenoszę spojrzenie na Caluma, który też się nie odzywa.
- Oj no, przecież chciałam dobrze… – mówię, spoglądając na sufit – nie stójcie jak te kołki! Może ja was teraz zostawię, pogadacie sobie, czy coś. Miłego, chłopcy! – w ułamku sekundy podejmuję decyzję i czym prędzej opuszczam magazyn.
Cóż, teraz muszę wrócić do domu sama. Spoglądam na telefon, chcąc sprawdzić, która jest godzina. Przy okazji zauważam kilka nieodebranych połączeń i smsów od Nicholasa oraz Meredith. Nie będę do nich oddzwaniać, ale przeczytam chociaż te smsy. Ostatni, a zarazem pierwszy, który otwieram jest od Nicka.

Od: Nicholas
„Nie odbierasz telefonu, gdzie ty, do cholery, jesteś?! Thomas wrócił pół godziny temu z delegacji i cię szuka… Gdzie ty jesteś?!”

Cholera… Teraz to się dopiero zacznie. Smsa wysłano godzinę temu, a to oznacza, że mam poważne kłopoty. Cholera, do kwadratu! Nawet nie sprawdzam wcześniejszych wiadomości, tylko od razu ruszam do domu. Boże, miej mnie w opiece, przecież Thomas mnie zabije, gdy tylko wejdę do domu!

-----------
PS: Dzięki yosoyyosoyyosoy  za zwrócenie mojej uwagi na brakujący tekst rozdziału ;)

Broken Hearts | *Zawieszone do odwołania*Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz