Wstyd i pośmiewisko, ale się udało

757 33 4
                                    


Scorpius przez kilka kolejnych dni myślał nad ważną dla niego sprawą. Niestety nic mu nie przychodziło do głowy. 

-Jak mam pomóc Rose w dostaniu się do drużyny Quidditcha? -Nie wiedział, jak ma to zrobić, a tak bardzo chciał wywołać na jej twarzy uśmiech. Fakt, że pochodził z innego domu, jeszcze bardziej utrudniało mu zadanie. Slytherin i Gryffindor. Odwieczni wrogowie, od zawsze i na zawsze.

-Dobra. Eliminacje są dopiero za dwa tygodnie. Na pewno coś uda mi się wymyślić.-z pozytywnym nastawieniem wszedł do Wielkiej Sali, gdzie niektórzy uczniowie jedli już śniadanie. 

Chłopak przejechał wzrokiem po wszystkich obecnych. Uwiesił spojrzenie na samotnie siedzącej dziewczynie z bujnymi ognistymi włosami, które były związane w kucyk, ale i tak kilka niesfornych pasemek, które nie chciały współgrać z fryzurą, opadały jej na twarz. Siedziała pochylona nad książką, opierając się o blat stołu na jednej ręce. Jej wyraz twarzy wykazywał największe skupienie, więc chłopak stwierdził, że prawdopodobnie przerabia materiał z któregoś przedmiotu. 

Kroki przyśpieszyły, a serce zabiło szybciej. Nie mógł odwrócić oczu i przestać zachwycać się jej urodą, która dla większości była przeciętna. On jednak widział w niej coś więcej. Jeszcze nieodkrytą bratnią duszę, która niecierpliwie czeka, aż on zrobi pierwszy krok . Nie potrafił jednak przełamać tego niewidzialnego muru, który został wybudowanych pomiędzy nim już na pierwszym spotkaniu, kiedy to Rose nie chciała siedzieć z nim w przedziale. Nie miał do niej o to żalu, ponieważ doskonale rozumiał jej zachowanie. Jest Malfoyem. To tylko nazwisko, ale i tak ludzie już wiedzieli o nim wszystko. Raczej nie o nim, ale o jego ojcu, do którego często go porównywali, lecz nie mieli do tego żadnych podstaw. Oceniali go jak książkę po okładce, której nie przeczytali nawet wstępu.

Scorpius tak zapatrzyła się w dziewczynę, że nie zwrócił uwagi, gdzie idzie. Los chciał, że na jego drodze pojawił się początek stołu Gryfonów i niefortunnie na niego wpadł, ale na szczęście utrzymał równowagę i nie zaliczył gleby, co byłoby wielkim ośmieszeniem.  Zwrócił niestety na siebie uwagę wszystkich obecnych w sali łącznie z Rose, która patrzyła na niego z wysoko uniesionymi brwiami.

Blondyn miał ochotę zapaść się pod ziemię. Jego policzki przybrały barwę dojrzałego pomidora, a języka zaczął mu się plątać i nie mógł wykrztusić żadnego sensownego słowa. Ośmieszył się na oczach wszystkich. Będą myśleli, że jest nic niewartym ofermą. Najbardziej w tamtej chwili żałował, że ognistowłosa wszystko widziała. Jej opinii obawiał się dużo bardziej niż kogokolwiek innego.

Westchnął głęboki i ignorując spojrzenia uczniów, dotarł do swojego stołu, zajmując miejsce naprzeciwko swojego przyjaciela. Albus powstrzymywał się, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Widział dokładnie całe zdarzenie. Nie wiedział jedynie, dlaczego jego przyjaciela tak bardzo interesuje jego kuzynka. Chłopak nie wytrzymał i parsknął cicho śmiechem. Scorpius od razu na niego popatrzył. Jego twarz była cała czerwona, a spojrzenie próbowało zabić bruneta.

-Proszę bardzo, śmiej się do woli.-rzekł sarkastycznie.-Już gorzej być nie może.-Albus popatrzył na niego rozbawiony. Wiedział dobrze, że jego przyjaciel bardzo się przejmuje takimi drobnymi sprawami, więc postanowił go trochę pocieszyć.

-Nie martw się, przecież nic się nie stało...

-Tak, poza tym, że jestem pośmiewiskiem.-mruknął smutnie.

-Hej pamiętasz? Jutro wszyscy wyjeżdżają na Święta. Najwyższa pora, aby wcielić plan w życie.-Chociaż młody Potter nie był do końca przekonany do tego pomysłu, to chciał odwrócić uwagę blondyna. Po części żałował, że podsunął mu ten pomysł. Scorpius przez kilka ostatnich dni nawijał w kółko o tym samym, co zaczynało być dla Albusa męczące, ale czego się nie robi dla przyjaciół.

Uczucie w nienawiści | Rose&Scorpius -ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz