Słońce zaszło już kilka godzin temu, a świat przykrył mrok. Dzieci, które za dnia biegały wesoło po podwórku i bawiły się w berka, spędzały czas w domu z rodzicami, jedli wspólną kolację, bawiły się lub już nawet kładły się do snu otulone ciepłymi kołderkami.
Nieco starsze dzieci, które nie lubią takiego określenia, dopiero teraz rozpoczynały spotkania. Wychodzili ze znajomymi, aby zabawić się, zaznać wolności i choć na chwilę uwolnić się od rodzicielskiej kontroli.
Nie wszyscy jednak preferowali taki sposób spędzania wakacji. Niektórzy... można powiedzieć, że uważali się za bardziej dojrzałych od swoich rówieśników i robili wszystko, aby udowodnić swoją przewagę nad nimi.
-Descendo- zaklęcie niszczące, przechylanie obiektów. -dziewczyna wykonała ruch różdżką, jednak nie rzuciła zaklęcia, gdyż wiedziała, że czarodziej, który nie ukończył 17 lat nie może używać magii poza murami Hogwartu.
Beznadzieja.
Zacisnęła zęby, słysząc kolejny raz denerwujący ją hałas.
-Możesz być ciszej?! -zastukała kilka razy w sąsiednią ścianę.
Nie słysząc rezultatu, wybiegła z pokoju, kierując się do drzwi obok. Nie tracąc czas na pukanie podeszła do brata i postukała go po ramieniu.
-Przestaniesz w końcu hałasować?!
-Przecież ja nie nie robię. -chłopiec wzruszyła ramionami i kontynuował swoją grę na gitarze.
Naburmuszona dziewczyna zdjęła spore słuchawki, które miał na uszach.
-To, że ty tego nie słyszysz, nie znaczy, że inni też.
-Ej, oddaj to!
-Nie możesz znaleźć sobie innego miejsca na próby? Próbuję się uczyć.
Hugo przewrócił oczami i wyrwał siostrze słuchawki z dłoni.
-Przecież są wakacje.
-W przeciwieństwie do ciebie, ja dbam o swoje stopnie i o przyszłość. -wskazała na siebie z dumą, jakby właśnie objęła ważne stanowisko w ministerstwie.
-Mogłabyś czasem trochę wyluzować.
-Czas na przyjemności będzie dopiero, wtedy kiedy zdam Owutemy na przyzwoitym poziomie...
Chłopiec wciąż patrzył na siostrę zniesmaczony i jednocześnie był znużony jej podejściem.
-... praca w ministerstwie jest niezwykle ważna, ale także trudno dostępna.
-Po co w ogóle chcesz tam pracować? Musi być tam strasznie nuuudnooo.
-Zrozumiesz, jak będziesz starszy. -opiekuńczo poczochrała go po głowie, nie zważając na jego protesty. -Proszę, zrób to dla mnie i bądź troszkę ciszej. -uśmiechnęła się, odwracając się w drzwiach.
-I tak miałem zrobić sobie przerwę. -stwierdził dumnie, odkładając instrument.
-Dziękuję.
Siadając ponownie przy biurku, Rose spojrzała na zegar wiszący nad nim.
-Już tak późno? -ziewnęła i przewróciła strony, na sześćdziesiątą ósmą. -No dobrze, na czym skończyłam...
Ogromna posiadłość i pięknymi ogrodami stała od pokoleń w tym samym miejscu zamieszkiwana przez jeden ród czarodziejów czystej krwi. Lata ich świetności przemijały wraz z odejściem Czarnego Pana, lecz ostatni potomkowie dbali o tradycje rodzinne i nie opuszczali domu, mimo iż wielu nie wiązało z nim dobrych wspomnień, podobnie jak oni sami.
Mroczny dwór zamieszkiwała obecnie mała rodzina, składająca się z trzech osób. Rodzice mężczyzny nie chcieli dłużej pozostać w tym miejscu. Wyjechali poznawać świat, chcąc zapomnieć o przeszłości. Nie czuli się bezpiecznie we własnym domu, w końcu pomagali w odnalezieniu swoich dawnych sprzymierzeńców.
Dwa skrzaty krzątały się po kuchni i od czasu do czasu wymieniały między sobą kilka zdań. Nie przeszkadzało to jednak ich właścicielom. Czarodzieje już dawno przestali traktować ich jak niewolników. Dostawali wypłaty, urlopy, a to wszystko dzięki działalności organizacji WESZ. Oczywiście nie przyjęło się to we wszystkich miejscach, ale świat wciąż się rozwijał, a w ludziach budziła się empatia do tej rasy.
W dużej jadalni panowała cisza, którą przerywał jedynie brzdęk sztućców. Atmosfera wydawać by się mogła nieprzyjemna, lecz była ona zupełną normalnością dla domowników. Kobieta patrzyła troskliwie na syna, który dłubał tylko w swoim talerzu, ale nie wziął ani jednego kęsa.
-Nie smakuje ci, kochanie? Może chcesz coś innego?
-Nie jestem głodny. -spojrzał na ojca, który zajadał się wykwintnym posiłkiem. -Czy mogę już...?
-Pójdziesz, kiedy skończymy. Ała! -spojrzał z wyrzutem na żonę, która nadepnęła mu obcasem na palec. -No dobrze, możesz iść.
-Dziękuję. -młody Malfoy odszedł, zostawiając rodziców samych.
Astoria ze smutnym uśmiechem patrzyła na oddalającego się nastolatka, a kiedy zniknął za drzwiami, odwróciła się do męża.
-Dlaczego jesteś dla niego taki oschły? -Draco westchnął, odkładając na chwilę sztućce.
Nie lubił wracać do tego tematu. Wiedział, że nie może powiedzieć wszystkiego żonie. Informował ją, tylko kiedy mu na to pozwalano, ale nawet w sytuacjach tajnych dbał o bezpieczeństwo swojego jedynego potomka. Nie chciał przyznać się nawet przed sobą, ale obawiał się, że jeśli Scorpius wyjdzie gdzieś sam w obecnej sytuacji, nie wróci już do domu.
-Wychowuje go. Niech wie, że nie zawsze możemy dostać to, czego chcemy. Mój ojciec nigdy...
-No właśnie! Myślałam, że to twoje doświadczenia sprawią, że go zrozumiesz. -zamrugała szybko. -Nie powinien ciągle siedzieć sam w swoim pokoju.
-On już nie jest dzieckiem.
-Tym bardziej powinien spędzać czas z rówieśnikami. -rzekła, akcentując każde słowo.
-Zawsze może pójść do Carmerów, mieszkają na sąsiednim wzgórzu.
-Proszę cię. -kobieta posłała mu sceptyczne spojrzenie. -Ich synowie są nie do zniesienia, jeden gorszy od drugiego. Scorpius nie będzie zadawał się z tymi nadętymi bufonami.
-Skąd u ciebie tyle nienawiści? -uśmiechnął się rozbawiony.
-Matki tak mają, jeśli w grę wchodzą ich dzieci.
-Wciąż nie widzę powodu, dla którego to miała to być moja wina.
-To dlatego, że nie pozwoliłeś mu pojechać do przyjaciela! -krzyknęła szeptem, patrząc ze złością na męża.
-Przyjaciel... -blondyn prychnął, krojąc krwisty stek. -Scorpius musi się nauczyć, że w życiu są ważniejsze rzeczy, niż...
-Draco Malfoy!
-Za bardzo się przejmujesz...
-Powinieneś wspierać swojego syna, a nie podcinać mu skrzydła.
-Astorio...- spojrzał poważnie na żonę, która natychmiast umilkła. -Przecież nie zamykam mu drzwi przed nosem.
-Ale również nie udzielasz mu zgody na wyjście... -przerwała, myśląc o czymś namiętnie. -Czy ty sugerujesz mu, że ma się wymknąć?
-Co? Skąd ci to przyszło do głowy?!
-Ty i twoje wychowanie!- kobieta była cała czerwona na twarzy, a dym niemal wylatywał jej z uszu. -Chcesz sprowadzić naszego syna na złą drogę, tak?!
-Kobiety... -blondyn przyłożył rękę do głowy, która rozbolała go od wrzasków żony.
Czasem po prostu nie potrafił się z nią porozumieć. Astoria często przekręcała jego słowa w głowie i odbierała je, jakby miały całkowicie inne znaczenie.
-W takim razie co proponujesz? -był ciekaw, co tym razem wymyśliła.
Kobieta zamilkła na chwilę. Draco zadowolony z obrotu spraw, mógł spokojnie zająć się jedzeniem, lecz na jego talerzu nadal zostało pół porcji. Po kilku minutach kobieta uśmiechnęła się szeroko.
-Urządzimy spotkanie. Scorpius spotka się ze znajomymi, a my równocześnie będziemy mieć go na oku.
Blondyn uniósł brew, upijając łyk czerwonego wina.
-Chcesz go śledzić?
-Oczywiście, że nie! Oh pracujesz razem z ojcem Albusa, może warto byłoby nawiązać bliższy kontakt. Może uda ci się nakłonić na spotkanie również Ministra Magii? -uśmiechnęła się, a mina jej męża zmarkotniała.
-Chcesz wplątywać w to jeszcze Granger?
-O ile wiem to teraz nazywa się Weasley i tak. W ich rodzinie jest sporo dzieci... nastolatków.- poprawiła się szybko. -Proponuję, abyś zamienił z nim parę zdań i zakopał dokładnie topór wojenny. Zrobię przepyszny obiad na ich przyjazd. Będziesz zachwycony!
-Chyba oszalałaś?
-Myślałam, że nie nienawidzicie się już.
-No tak, ale...
-Uspokój się Draco i dorośnij. Chyba nie chcesz, aby nasz syn oszalał i został jakimś pustelnikiem?
-Nie. -mruknął niechętnie.
-Chyba ten jeden raz możesz się poświęcić. -widząc jego skwaszoną minę, dodała. -Zrobisz to dla mnie?
-Niech ci będzie. -zgodził się w końcu i z impetem włożył sobie kawałek mięsa do ust.
-Jesteś kochany. -Astoria wstała ze swojego miejsca i objęła szyję swojego męża, a następnie złożyła na jego policzku soczysty pocałunek, przez co zostawiła mu na policzku szkarłatny odcisk.
CZYTASZ
Uczucie w nienawiści | Rose&Scorpius -ZAWIESZONE
FanfictionRodziny Weasley oraz Malfoy nigdy nie darzyły siebie sympatią. Jedni uważani za zdrajców krwi, a drudzy za sługusów Czarnego Pana. Można szczerze powiedzieć, że się nienawidzą. W podobnych sytuacjach byli ich wszyscy potomkowie. Darzyli siebie nawza...