Zero

127 14 2
                                    

- Czy ty jesteś Zero?

Lelouch nie mógł uwierzyć własnym uszom. Anthea już wie? Był pewny, że to kiedyś nastąpi, ale nie teraz! Już i tak zżerały go wyrzuty sumienia za to co się stało z ojcem Shirley. Nie miał pojęcia co zrobić. Thea nienawidziła Zero. Spojrzał jej w oczy. Nie były one wypełnione nienawiścią, lecz strachem. Strachem, że osoba, na której jej tak bardzo zależy może okazać się tym, kogo miała zabić. Jeśli jej powie to tak jakby złamał ich obietnicę. Nie! Nie mógł jej tego zrobić. Musiał być wiarygodny albo znowu ją straci. To była tylko jego walka. Nie powinien jej w to wciągać. Westchnął.

- Czasami chciałbym nim być. Patrzeć jak wszyscy w Imperium głowią się a odpowiedź jest tak blisko. Jednak później myślę o Nunally. Nie mógłbym jej narazić na takie niebezpieczeństwo. Nie chciałbym też z tobą walczyć. Bardzo się zmieniłaś przez te lata.

- Oboje się zmieniliśmy. Dlaczego nie możemy żyć tak jak kiedyś? - mówiąc to Anthea zakryła twarz.

- Hej, Brytania cię potrzebuje - Lelouch położył rękę na jej ramieniu.

- Nie prawda - Thea otarła łzy. - To ciebie potrzebuje.

Zapadła niezręczna cisza. Lelouch zrozumiał dlaczego dziewczyna nie jest już taka jak dawniej. Wiedziała, że on zmieniłby Imperium na lepsze. Już jako dziecko była bystra. Wstąpiła do wywiadu, żeby chronić innych podobnych do niego.

- Zagramy w szachy?

   ~ ~ ~

*Zagramy w szachy?*

Dlaczego to powiedziała? Nie ufała mu? Nie powinno go to jednak dziwić. Zapewne spodziewała się, że nie powie jej prawdy, a to był najlepszy sposób na sprawdzenie go. Całe szczęście Sayko przerwała im rozmowę. Co on sobie myślał? Walczyli po przeciwnych stronach. Była wrogiem, ale gdyby umarła... Nie mógł sobie tego wyobrazić. Było tylko jedno wyjście. Musieli ją pojmać. Thea teraz służy jego ojcu i musiał się z tym pogodzić. Obecnie najważniejsza była Shirley i niedobitki Japońskiego Frontu Wyzwolenia. Niedługo czekała go kolejna bitwa. Musiał się na tym skupić. Jednak wcześniej wysłał Ohgiemu rozkaz schwytania Anthei Blackwood. Żywej.

   ~ ~ ~

Była dopiero druga lekcja, a Anthea już umierała z nudów. Parę dni temu odbyła się bitwa, w której Cornelia nie pozwoliła jej uczestniczyć pod pretekstem rannego ramienia. Thea uważała, że nic jej już nie jest, ale księżniczka nie ustępowała. Walka zakończyła sie remisem. Villetta zaginęła, a Diethard przeszedł na stronę Japończyków. Swoją drogą dawno nie widziała Leloucha i Shirley, a przecież był jej winny partię szachów. Chciała sprawdzić czy mu dorównała. Postanowiła zajrzeć po lekcjach do Nunally. Jak tylko zadzwonił dzwonek, prędko spakowała swoje rzeczy i już miała wyjść kiedy zaczepiła ją Kallen.

- Thea, możemy pogadać?

- Jasne, chociaż teraz trochę się spieszę.

- To zajmie tylko chwilkę.

- Dobrze, o co chodzi?

- Chodź za mną.

Anthea nie protestowała, nawet jeśli to miała być pułapka. Posiadała przecież swoją niezwyciężoną broń. Dotarły do pustej pracowni chemicznej. Kallen zamknęła drzwi.

- To o czym chciałaś pogadać?

- Chodzi o Leloucha. Wy się znacie trochę dłużej... i chciałam zapytać... Napewno nic między wami nie ma?

- Już mówiłam, jesteśmy tylko przyjaciółmi.

- Ulżyło mi - Thea zaczęła podchodzić do drzwi. - Jest jeszcze coś. Wiesz co mogłabym zrobić, żeby mu się spodobać?

- Hyym... - Anthea miała dosyć takich historyjek. - Nic nie przychodzi mi do głowy. Wybacz ale naprawdę się spieszę.

Thea podeszła do drzwi. Nim jednak zdążyła je otworzyć poczuła uderzenie w tył głowy, a obraz przed jej oczami sie zamazał. Jak mogla dać sie tak zaskoczyć? Upadła na podłogę. Nim całkowicie odpłynęła zdążyła jeszcze usłyszeć męski głos.

   ~ ~ ~

Anthea nie wiedziała jak długo była nieprzytomna. Nadal bardzo bolała ją głową i nic nie widziała. To drugie było spowodowane opaską na oczach. Zero zachował wszystkie środki bezpieczeństwa. Pomimo braku wzroku, Thea mogła bez problemu stwierdzić, że w pomieszczeniu nie ma nikogo oprócz niej. Siedziała chwilę próbując rozplątać więzy, co nie było zbyt proste. Jak to jest, że bohaterowie tych wszystkich filmów i książek radzą sobie z nimi bez problemu? Starania przerwała jej rozmowa dobiegająca z korytarza. Drzwi też widocznie nie były pancerne skoro słyszała dokładnie każde słowo.
- Dobrze się spisałaś, Kallen.Nie rozumiem tylko dlaczego Zero kazał nam ją przyprowadzić, a nie zabić - głos brzmiał dokładnie tak samo jak ten sprzed utraty przytomności.

- Napewno wie co robi - to w stu procentach była Kallen. Jak bardzo ona jest zapatrzona w Zero?

- Wiem, ale trudno jest wierzyć w kogoś, kogo twarzy nie znamy.

Niezwykle fascynującą rozmowę przerwały im kroki. Nowo przybyła osoba prawie weszła do pokoju.

- A ty nie bierzesz udziału w bitwie, C.C.?

- Mam przypilnować naszego więźnia, a wam radziłabym się pospieszyć - po tych słowach dwujka z nich odeszła, a C.C. weszła do pomieszczenia.

- Witaj C.C. skoro już tu jesteś to może zdejmiesz mi tę opaskę? Znacznie lepiej się rozmawia, kiedy widzi się twarz drugiej osoby.

- Dobrze wiem co chcesz osiągnąć.

- Ach tak? A co powiesz na małą współpracę? - lepiej trafić nie mogła. Mając C.C. po swojej stronie wygra te wojnę bezproblemu.

- Nie jestem aż tak zdradliwa.

- A gdybym tak mogła spełnić warunek umowy twojej z Zero?

- A więc wiesz wszystko... Czy naprawdę jesteś aż tak potężna żeby zabić nieśmiertelnego?

- Sama możesz się przekonać - owszem, Thea posiadała jedną z największych możliwych mocy, ale nie uśmiechało jej się bycie nieśmiertelną.
Tę jakże miłą wymianę zdań przerwał im sygnał z nieokreślonego urządzenia.

- Zdaje się że musisz iść. Jeśli jednak chcesz umrzeć daj mi coś do przecięcia sznurów. Nie wymagam wiele.

Pomimo, że Anthea nadal nic nie widziała, wiedziała że C.C. prowadzi wewnętrzną bitwę. Ostatecznie jednak zwyciężyła.

Kiedy tylko Thea oswobodzila się z więzów postanowiła śledzić wiedźmę. Jak widać Cornelia poradziła sobie bez problemu i przypadła Zero do muru. C.C. skoczyła z dachu. Teraz juz tylko podążać za nią a dotrze do Zero. Nareszcie zobaczy jego twarz, a potem... no właśnie, co potem? Znowu wykona kolejne zadanie i będzie musiała wrócić do stolicy? A co z Lelouchem i Nunnally? Musi ich tu zostawić? Nie zniesie tego. Są dla niej jak rodzina. Nie! Nie może teraz o tym myśleć. Imperium jest ważniejsze niż jej własne chęci. Musiała się skupić. Była już tak blisko. Nareszcie zemści się za śmierć Clovisa, ojca Shirley i wielu innych ludzi. Mówią, że zemsta nie daje odkupienia, ale Anthea nie uważa tego za prawdę. Daje spokój. Zeszła do kanałów. Naprawdę akurat tutaj?! Schowała się za ścianą. Widziała dokładnie jak Zero zdejmuje maskę. Thea zamarła. Spod maski wyłoniła się twarz Leloucha. Poczuła się tak jak tego dnia dziesięć lat temu.

   ~ ~ ~

Przepraszam, że tak dawno nie było rozdziału ale cierpiałam na brak weny. Z tego też nie jestem bardzo zadowolona.
Wyraźcie swoją opinię. ^^
~Z.Z.

Life is a gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz