Początek koszmaru

104 11 6
                                    

Minęło trochę czasu. Suzaku został mianowany rycerzem Euphemii i razem z całą szkołą świętował to wyróżnienie. Jednak Anthea nie mogła przyjść, ponieważ musiała wszystko przygotować na przyjazd Schneizela. Chociaż było jej to nawet na rękę. Pomimo swojego postanowienia bała się spotkania z Lelouchem. Za to on nie obawiał się spotkania z Suzaku. Tym się różnili. Wiedziała, że nie może uciekać w nieskończoność i lada chwila Zero mógł znowu zaatakować. Jeśli da po sobie poznać, że zna jego tożsamość, obydwaj książęta zwrócą na to uwagę, a tego nie chciała. Ta chwila właśnie nadeszła. Zakon Czarnych Rycerzy zaatakował główna jednostkę znajdującą się na wyspie. Suzaku od razu pospieszył im na pomoc. Thea nadal musiała być rozbita skoro nie zauważyła, że to wszystko było jedynie po to, by złapać Japończyka. Chwilę później przyszła informacja o decyzji z góry. Euphi próbowała zrobić wszystko, co tylko mogła, żeby ich powstrzymać. Anthea była przerażona, kiedy księżniczka wsiadła do robota i ruszyła na ratunek swojemu rycerzowi. Teraz mogła stracić nie tylko Leloucha, ale również ją.
- Wstrzymać atak! Potrzebujecie rozkazu kogoś wyżej postawionego niż gubernator, oto jestem!
- Proszę wybaczyć, ale w tej sytuacji nie może pani nic zrobić.
Thea czuła jak ją roznosi. Nie mogła tego tak zostawić. Wsiadła do Rycerza Mroku, który jako pierwszy się napatoczył. Jeśli oboje zginą, umrze również nadzieja na lepszy świat. Już tylko trochę. Niebo zasłonił wielki statek powietrzny. Już naprawdę niewiele. Otworzyli właz i wystrzelili. Spóźniła się. To koniec. Straciła ich i sama zaraz skończy podobnie. Dlaczego? Dlaczego nie było jej dane żyć w szczęściu? Nie. To jeszcze nie koniec. Nadal miała powód do życia. Zemsta. Odwieczny cel istnienia ludzkości. Nie czuła smutku. Zbyt często ostatnio go czuła. Jego miejsce zastąpił gniew. Tak ogromny, że pragnęła jedynie zabić Schneizela. Nie, nie tylko jego. Imperatora również. Wszyscy ludzie, którzy bawią się losem innych powinni być martwi. Podniosła się. Szła z wysoko uniesioną głową. Dotrze teraz na umówione miejsce i odpowiednio przywita księcia. Tak, nic innego jej nie zostało prócz zemsty. Gotowe. Teraz tylko ruch tej świni w ludzkiej skórze. Wysiadł. Wszyscy się ukłonili, ale nie Anthea. Nie zasłużył na jej szacunek. Teraz istniał dla niej tylko jeden książę, którego już dwukrotnie straciła. Podeszła do niego. Nadal szła dumnie. Nie było w niej strachu. Schneizel był znakomitym manipulatorem, jednak nie zdawał sobie sprawy, że właśnie wydał na siebie wyrok. Była już wystarczająco blisko. Wyciągnęła rękę i się zamachnęła. Ta z łoskotem uderzyła o książęcy policzek.
- Brawo, Schneizel! Właśnie zabiłeś swoją siostrę i najlepszego rycerza jakiego ostatnio widział świat! - wręcz wykrzyczała mu to w twarz, a na koniec splunęła na buta. Książe był wyraźnie zaskoczony zachowaniem dziewczyny, ale nadal trzymał nerwy na wodzy.
- Oraz największego kryminalistę.
- Szkoda, że nie tego co trzeba - wysyczała.
Usłyszała za głową przeładowanie broni. Książę jednak machnął ręką na znak, że jest to niepotrzebne. Thea obróciła się na pięcie, rzucając mordercze spojrzenie podrzędnemu pachołkowi, który przed chwilą do niej celował.
- Powinnam ci podziękować za zakończenie mojej pracy, ale tym samym zakończyłeś też świetną zabawę, nie mówiąc już o ofiarach. A teraz proszę wybaczyć moją niesubordynację, ale muszę się przygotować do wyjazdu - powiedziała na odchodnym. Mogłoby się wydawać, że w ten sposób go przeprosiła i okazała mu szacunek. Nic bardziej mylnego. Była to zwykła gra, z której istnienia zdawał sobie sprawę jedynie sam Książę.
Po drodze spotkała jeszcze Lloyda i Cecile, którzy przekazali jej bardzo ważne informacje. Tuż przed strzałem, Suzaku dał jasny znak, że nadal wszyscy żyją. Tylko gdzie byli i jak się tam znaleźli? Mimo paru niejasności Anthei spadł kamień z serca.

   ~ ~ ~

Nadszedł dzień festiwalu. W ciągu ostatniego tygodnia miała miejsce jeszcze jedna bitwa. Tym razem z Federacją Chińska, jednak Anthea nie brała w niej udziału pomimo, iż Zero wcale nie zginął. Dziewczyna była już spokojniejsza i żałowała swojego pochopnego zachowania. Nie zamierzała natomiast nikomu tego pokazać. O dziwo bardziej podpadła Cornelii niż samemu Schneizelowi, ale teraz nie było to ważne. Razem z Azusą były już w szkole. Miały zamiar mile spędzić czas, chociaż Thea musiała pomóc w organizacji.
- Zuśka, ja muszę lecieć bo przewodnicząca mnie zabije. Spotkamy się później.
- Dobrze.
Brytyjka poinformowała przyjaciółkę, że gdzieś tu powinna pojawić się jej nieśmiertelna rywalka i właśnie jej osobą planowała się zająć.
Tymczasem Milly zdążyła już dopaść Antheę i kazała jej pomóc Lelouchowi. Dziewczyna już pogodziła się z tym kim on jest, ale nadal obawiała się zostać z nim sam na sam. Kiedy tylko mogła starała się uciec. Tym razem powiedziała, że zajrzy po coś do schowka. Nie wiedziała jak długo jeszcze tak wytrzyma. To było okropne. Prędzej czy później chłopak zauważy, że coś jest nie tak. Otworzyła drzwi.
Życie mnie nie kocha... - pomyślała kiedy w środku ujrzała Suzaku i Kallen z nożem w ręce.
Japończyk kończył właśnie zdanie, które Anthea zdążyła usłyszeć.
- Kallen, nie zamierzam z tobą walczyć w szkole.
- Za to ona wbije ci nóż w plecy, kiedy nie będziesz się spodziewać, bo tak jest łatwiej prawda?  - powiedziała z drwiną w głosie.
Dziewczyna milczała. Thea była wystarczająco poirytowana jej zachowaniem.
- Wiesz co? Pilnuj tego swojego Zero trochę lepiej - powiedział i odeszła.
Nie zamierzała przebywać w tym, jakże wspaniałym, towarzystwie ani chwili dłużej.
Wyszła na zewnątrz i nim zdążyła odetchnąć już dzwonił jej telefon.
- Halo?
- Gdzie ty jesteś? - odezwał się głos po drugiej stronie
- Zaraz przyjdę - w tym momencie zauważyła, jak księżniczka Euphemia przypadkiem spotkała Nunnally. - Wydaje mi się, że to Cię zaciekawi.
- Co takiego?
- Euphi tu jest... z Nunnally - Lelouch nagle się rozłączył.
No cóż, zapowiada się ciekawie...

   ~ ~ ~

Azusa mijała kolejny stragan i nadal nie spotkała zielonowłosej dziewczyny. Zaczynało ją to nudzić. Jeszcze chwila i stąd wyjdzie. Jednak nie. Znalazła ją. Tak jak zawsze wyglądała jakby nic ją nie obchodziło. Tak bardzo jej nie nawiedziła. Tę jej obojętność i dwulicowość. Podeszła do niej.
- Oh... Jak miło cię znów widzieć, C.C. - powiedziała z cynizmem.
- A jednak przeżyłaś - zielonowłosa nadal miała obojętny wyraz twarzy.
- Wyszłam na tym zdecydowanie lepiej niż ty, chyba powinnam ci podziękować - w tej chwili przerwał im zbliżający się i ich kierunku Lelouch.
- Azusa? Co ty tu robisz? - spytał zdziwiony spotkaniem znajomej z czasów,  kiedy Japonia była niepodległa.
- To chyba naturalne... - w tym momencie C.C. skorzystała z okazji i pospiesznie poszła w przeciwnym kierunku. Na horyzoncie pojawiła się Anthea.
- Lelouch, wszędzie Cię szukałam.  Nie wiem czy zrozumiałeś co mowiłam. Euphy tu jest... - chłopak zamkną jej usta w strachu, że Azusa dowie się za dużo.
Dziewczyna odepchnęła jego rękę.
- Co jest? Chcesz mnie udusić?!
Książę posłał jej znaczące spojrzenie, na co Brytyjka zaczęła się śmiać.
- Co cię tak śmieszy?! - zapytał poirytowany.
- Azusa to moja przyjaciółka. Pracuje razem ze mną dla Imperatora. Chociaż nie podejrzewałam, że sie znacie.
- To wy sobie wszytko wyjaśnijcie, a ja spadam - powiedziała na odchodnym Japonka.
Pożegnali się i Anthea z Lelouchem poszli dalej zarządzać festynem, a po drodze wszystko sobie wyjaśnili.

   ~ ~ ~

Festiwal dobiegał końca. Anthea znalazła Azusę i właśnie oglądały, jak Suzaku robił ciasto na ogromną pizzę. Thea końcem oka widziała Leloucha, Euphi i Nunnally. To był przyjemny widok. Prawie jak za dawnych lat. Jednak coś poszło nie tak. Księżniczce zwiało kapelusz i ktoś ją rozpoznał. Powinna była ją ratować, ale Cecile była szybsza. Pobiegła więc za Lelouchem.
- Wszystko dobrze? - zapytała jeszcze w drzwiach.
- Tak.
Suzaku uratował Euphi, a ta ogłosiła, że stworzy Specjalną Strefę Administracji Japonii. Zarówno Anthea jak i Lelouch wiedzieli co to znaczy. Chłopak zaczął drżeć. Nunnally złapała go za rękę. Thea byla pewna, że gdy to  zrobi będzie to równoznaczne z powiedzeniem mu w twarz, że zna prawdę, ale tak było łatwiej. Przytuliła go, a on odwzajemnił uścisk. Czuła jak sie uspokaja. Nie mogła tak poprostu go zostawić. Chciała być przy nim, ale wiedziała, że to sprowadzi na niego większe kłopoty.

   ~ ~ ~
Ten rozdział trochę dłuższy. Powoli zbliżamy się do końca pierwszego sezonu, planuję zakończyć go w następnym rozdziale. Po nim będzie, prawdopodobnie bonusowy rozdział o Azusie i zastanawiam się czy pisać coś z filmu.
Wyraźcie swoją opinię i bardzo dziękuję za wsparcie ^^
~Z.Z.

Life is a gameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz