IX

13 1 0
                                    

Gosia POV:

Następnego dnia budzę się wcześnie rano i biegnę od razu do łazienki. Chyba na tej imprezie coś mi zaszkodziło. No to ładnie, kolejny wykład opuszczę, bo nie dam rady pójść. Siedzę prawie cały czas z głową w muszli. Dzwonię do Aśki.

- Halo?- odbiera.

- Cześć, nie przyjdę dzisiaj na wykład, strasznie źle się czuje. Chyba mi coś w klubie zaszkodziło.

- Pewnie coś o imieniu Mateusz.

- Serio źle się czuje, nie przez Mateusza.

- Dobra, wierze. To wpadnę do ciebie po wykładzie, bo i tak nie mam co robić. To do zobaczenia.

- Pa, dzięki- rozłączam się i znów jest mi nie dobrze.

Dopiero w południe nudności zniknęły, ale byłam słaba i kręciło mi się w głowie. O 14 przyszła Aśka.

- No dobra kochana, nie wyglądasz za dobrze. Zrobię ci melissy, a ty do łóżka.

- Dzięki jesteś wielka- mówię idąc do sypialni.

- Wiem- ta jej skromność, wiem, że żartuje.

Aśka siedziała ze mną do wieczora.

- Dobra będę się zbierać. Idź lepiej do lekarza jutro, bo to nie wygląda za dobrze, a w sobotę mamy kolosa, jednego z najważniejszych.

- Myślisz, że o tym nie pamiętam, nawet nie mam siły się uczyć, ja go na 100% obeje.

- Spokojnie, lekarz ci coś przepisze i będziesz zdrowa jak ryba. no dobra spadam, trzymaj się i zdrowiej. Pa.

- Dzięki wielkie za opieke, pa.

Następnego dnia czuje się trochę lepiej, więc postanowiłam, że faktycznie pójdę do tego lekarza, bo jestem strasznie słaba i nie mam siły na nic, a co dopiero naukę. Dzisiaj o mało nie zemdlała schodząc po schodach, co mogła się bardzo źle skończyć. Zarejestrowałam się i czekałam w poczekalni. Trochę to zajęło, bo było dużo ludzi, ale po godzinie weszłam do gabinetu.

- Dzień dobry! Co się dzieje?- zapytał lekarz (bądź co bądź przystojny, ale nie flirty mi teraz w głowie.

- Dzień dobry. Od wczoraj bardzo źle się czuje. Jestem słaba, przemęczona, mam mdłości, a dzisiaj prawie zemdlałam. Na początku myślałam, że to grypa żołądkowa i że szybko przejdzie, ale nie przeszła. Dzisiaj jest trochę lepiej, ale jestem słaba.

- Dla grypy żołądkowej to normalne, że objawy trwają kilka dni, ale mimo wszystko dobrze, że pani przyszła. Sprawdzimy czy to faktycznie to czy coś innego. Zrobimy podstawowe badania, ale na wyniki będzie pani musiała poczekać do jutra.

- Dobrze.

- Więc proszę za mną, zaprowadzę panią.

Czułam się trochę dziwnie przy nim. Zostawił wszystkich pacjentów na poczekalni tylko po to, by mnie zaprowadzić. Przecież sama bym trafiła. Od początku tej wizyty dziwnie mi się przyglądał i miałam wrażenie, że wszystko co mówi jest jednym wielkim flirtem, ale może jestem przewrażliwiona po sytuacji z Łukaszem no i z Mateuszem.

- Dobrze, więc proszę zrobić badania. Jutro je odebrać i przyjść z nimi do mnie. Wtedy będziemy wszystko wiedzieli.- powiedział dr... Michał Korzecki (jak dowiedziałam się z jego plakietki).

- Dziękuje bardzo- wypadało podziękować- Do widzenia

- Mam nadzieje, że do zobaczenia- powiedział i odszedł zostawiając mnie osłupiałą. Co to miało znaczyć?! Czyli to wszystko jednak mi się nie przywidziało. On mnie podrywa. Kurcze... co jest. Od miesiąca mam więcej ,,adoratorów" niż przez całe moje życie, a umówmy się nie jestem jakąś pięknością.

Zrobiłam badania. Resztę dnia przesiedziałam w domu, bo dolegliwości wróciły.

Z samego rana pojechałam do przychodni, odebrałam wyniki i zajęłam kolejkę do lekarza Korzeckiego. Nie wiem dlaczego, ale czułam jakieś dziwne mrowienie w brzuchu im bliżej była moja kolej. Nie wiem czy tym, co wyszło podczas badań czy panem doktorem.

Nadeszła moja kolei. Zapukałam lekko. Usłyszałam ciche proszę, więc weszłam.

- Dzień dobry!- powiedziałam niepewnie. Wtedy lekarz podniósł głowę.

- A to pani! Dzień dobry!- na mój widok uśmiechnął się.- Proszę usiąść i poproszę o wyniki.

Podałam mu kopertę trzęsącą się ręką. Chyba to zauważył, ale nie zareagował. Otworzył kopertę, patrzył się na kartkę dłuższą chwilę.

- Coś nie tak?- spytałam zaniepokojona.

- Wszystko dobrze, ale musimy jeszcze zrobić jedno badanie...- mówił, ale cały czas analizował wyniki, widziałam, że mu coś tam nie pasuje.- proszę położyć się na fotelu i podwinąć bluzkę.

Wykonałam jego polecenie, a on usiadł obok mnie i włączył urządzenie obok mnie.

- Teraz nałożę żel na brzuch, może być trochę zimny.- zrobił co powiedział i zaczął jeździć urządzeniem (nie wiem jak to się nazywa) po moim brzuchu. Wpatrywał się długo w ekran.

- I co?- spytałam zniecierpliwiona.

- Wszystko dobrze. Jest pani... w ciąży.- zatkało mnie. Co?! Ciąża?!

,,Jest pani w ciąży" te słowa brzmiały w mojej głowie bez przerwy. To niemożliwe, tylko nie to.

- Proszę się wytrzeć.- powiedział odchodząc ode mnie.- Założę pani książeczkę ciąży. A pierwsze pytanie powinno brzmieć czy chce pani, abym to ja prowadził pani ciążę? Jestem ginekologiem.

Słyszałam w jego głosie jakąś pretensje. Nie wiem czego się po mnie spodziewał, że jestem dziewicą?? Może to i dobrze, mam go przynajmniej z głowy.

- Tak.- powiedziałam krótko.

Dr Korzecki założył mi książeczkę, dał zalecenie, rady i umówił mnie na kolejną, kontrolną wizytę za miesiąc. Widziałam, że jest zawiedziony. Jak wychodziłam miałam wrażenie, że mimo to chciał mnie zaprosić na kawę, tym bardziej, że gdy spytał o ojca powiedziałam ,,nieznany". To mu dało chyba nadzieje, ale ostatecznie tego nie zrobił.

Do Następnego <3

Płomienie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz