Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Przypomniał mi się mój dziwny sen. Był tak realistyczny...
- Shugo! Podejdź tu na chwilę.
Usłyszałam szybkie dreptanie po drewnianej podłodze i otwierające się drzwi, na które chwilę później spojrzałam czekając na sługę.
- Tak, pani?
- Muszę cię o coś zapytać. Jesteś spostrzegawczy. Czy gdy tu szedłeś, widziałeś coś dziwnego? Lub coś, co przykuwa szczególną uwagę? - Shugo pochylił głowę sygnalizując niezrozumienie, więc kontynuowałam. - Chodzi mi o to, że miałam dziwny sen. Czy... czy za drzwiami leży jakaś broń?
Sługa obrócił się na włochatej pięcie i rozejrzał po balkonie. Ponowne wejście do pomieszczenia zajęło mu zaledwie chwilę. Jego wyraz twarzy uświadomił mi, że przecież to wszystko mogło mi się tylko wydawać. Shugo poprawił swoją małą czerwoną czapeczkę i powiedział tylko, że nic tam nie znalazł.
- Jesteś pewien? - dopytywałam.
- Tak, jang.
- Dobrze. Muszę iść do Sanctum. Strzeż domu. Jasne?
- Oczywiście, jang, jang.
Wyszedł z sypialni, a ja wstałam, by przebrać się w swoją nową granatowoczarną zbroję. Po tej czynności od razu wypowiedziałam zaklęcie teleportujące.
W stolicy wszystko wyglądało jak zawsze. Dzieci biegały, Elyosi byli zajęci swoimi sprawami, ogółem panowała rutyna, jakby wczoraj nic się nie stało. No, może jedna rzecz w nie pasowała w tym wszystkim - Tasmo nigdy wcześniej nie biegła tak szybko jak teraz, przynajmniej gdy byłam w jej pobliżu. Spieszyła się, żeby mi coś powiedzieć.
- Nie uwierzysz czego się przed chwilą dowiedziałam - powiedziała zdyszana. - Do naszej grupy... nowa...
- Czekaj, nic nie mów. Oddychaj.
Poczekałam chwilę, aż ochłonie i pozwoliłam jej mówić.
- Słuchaj - zaczęła. - Do naszej grupy dołącza nowa Elyoska. Dzisiaj mamy ją poznać.
- Co? Na stałe?
- Nie, absolutnie. Jest świeżo po szkoleniu. Podobno jest bardzo dobrą Władczynią Rewolwerów i zdała wszystkie zaliczenia bezbłędnie!
- Musi być bardzo dobra. Jednak, mimo wszystko wolałabym trzymać ją trochę na dystans.
Rozważałyśmy jeszcze kilka minut, jaka może być nowa. Kiedy już przestałyśmy i szłyśmy wolno do teleportu, ktoś za naszymi plecami krzyknął:
- Łowczyni Scaza, Kantorko Tasmo. Jesteście potrzebne, zostajecie w trybie natychmiastowym przekierowane do Verteronu - to był nasz informator, Strażnik Redor*.
- Dlaczego? - spytała Tasmo.
- Bo przez Szczelinę znów przechodzą...
- Asmodianie - dokończyłam za niego spuszczając wzrok.
Strażnik przytaknął.
- Idźcie już. Nie ma czasu na pogaduszki, jest coraz gorzej.
Zanim się zorientowałyśmy, byłyśmy już w Verteronie. Właśnie tak wygląda życie Elyosa - każdy ma coś do roboty, absolutnie nikt się tu nie nudzi. Wszyscy mamy swoje obowiązki.
Niebo zrobiło się ciemne, jakby płonęło. Tak, jak dusze umarłych, które mogą już na zawsze odejść z tego świata.
Widok tych wszystkich walczących przyprawiały o zawrót głowy. Nie mogłyśmy tylko stać i się przyglądać, trzeba było działać. Bez wahania chwyciłam za łuk, Tasmo wyjęła swoją broń. Biegłyśmy przed siebie i pomagałyśmy naszym tyle, ile się dało. Wybiegałyśmy naprzód, by osłabić Demonów. Wojna trwała. Asmodianów było coraz więcej. Złapałam za Płonącą Strzałę, jednak jeden z nieproszonych niespodziewanie pojawił się przede mną i uderzył mnie wielkim młotem. Wycelowałam strzałę na oślep i upadłam boleśnie na plecy, Asmodian przygniatał mnie swoją masą. Nerwowo zaczęłam szukać sztyletu, by się obronić, ale niemal od razu przypomniało mi się, że przecież nie wiem nawet gdzie on jest. Czułam, że mój czas dobiega końca, gdy nie wiadomo skąd ktoś mocno odepchnął Demona. Mój wybawca podał mi dłoń. Skorzystałam z pomocy i zdałam sobie sprawę, że to nie wybawca, lecz wybawczyni. Gdyby nie jej rewolwer, pewnie by mnie już nie było.
- Dziękuję - wydyszałam otrzepując kurz. - Jestem wdzięczna.
- Nie ma sprawy. Przecież trzeba sobie pomagać.
Uśmiechnęłam się do niej, lecz ta chwila nie trwała długo, ponieważ ze Szczeliny przybywało coraz to więcej Demonów Magów. Nasze wojska były widocznie osłabione i ledwo dawały sobie z nimi radę.
Gdy nagle stało się coś, czego nikt się nie spodziewał.
Magowie ustawili się w taki sposób, że całokształt przypominał półksiężyc. Patrzyli prosto na miasto. Unieśli do góry ręce i...
- Do cholery, co tu się wyprawia?! - wykrzyczał Elyos walczący w locie, miał uszkodzone lewe skrzydło.
- Oni chyba chcą...
- By Verteron spłonął!
Elyosi krzyczeli. Niektórzy próbowali uciekać, większość wiedziała jednak, że to nie pomoże im uchronić życia.
Byłam bardzo zestresowana. Bałam się nawet pomyśleć, że mógłby to być nasz koniec.
Magowie tworzą tak potężną kulę kilka dobrych minut, wszyscy to wiedzieli, i wytworzą ją tak wielką, że trudno ją sobie wyobrazić. Pod jednym warunkiem - nikt nie będzie im przeszkadzał. Do tak potężnej broni potrzeba było maksymalnego skupienia, na które tylko Czarownicy i Zaklinacze mogli się zdobyć. Kilkanaście naszych próbowało przerwać ten absurdalny wyczyn, niestety bezskutecznie. A my tylko patrzyłyśmy na to wszystko i myślałyśmy co robić.
Panował harmider i zamieszanie. Wszyscy krzyczeli, biegali słychać było ocieranie się o siebie mieczy i szum lecących w niebie strzał oraz kul.
- W Sanctum nie będą zachwyceni, gdy się o tym dowiedzą - powiedziała głośno Tasmo.
- Już i tak wiedzą - odpowiedziała na to moja bohaterka.
Niebo jeszcze bardziej poczerwieniało i było bardzo gorąco, a przed Magami Demonami było już widać pomarańczową, niewielką jak na razie kulę.
- Jak w ogóle ci na imię? - zapytałam dziewczynę wciąż wpatrując się w wrogów.
- Jestem...
- Laramora! - krzyknęła za nami jakaś postać.
Obróciłyśmy się jednocześnie i ujrzałyśmy Elyoskę leżącą na ziemi, która ledwo oddychała.
- Hannah! - wrzasnęła dziewczyna od rewolweru.
Podbiegła do zranionej dziewczyny. Najwyraźniej był to dla niej ktoś bliski.
- To moja przyjaciółka! - zawołała do nas. - Pomóżcie mi!
Szybko doszłyśmy do nich omijając wszelkich walczących, lecz nie miałyśmy pojęcia jak pomóc. Po chwili wpadłam na pewien pomysł.
- Tasmo! Wy, to znaczy Kantorzy, możecie przecież stworzyć wielką bańkę ochronną! Zbierz jak najwięcej Kantorów, proszę cię!
Tasmo kiwnęła głową i biegła po błotnistych terenach krzycząc coś do swojej klasy. Po chwili zbiegło się ich bardzo dużo, unieśli lekko ręce na wysokości bioder i mówili coś, co tylko oni rozumieli. Bańka wydawała się cienka, ale to tylko pozory. Rosła o wiele szybciej niż kula Magów z drugiej części, która teraz miała średnice około dwóch metrów.
Elyosi chowali się do bańki. Wiedzieli co robić, bo już kiedyś już ją tworzono, ale osobiście nie brałam w tym udziału.
Bańka była wystarczająco duża, by zmieścili się tam wszyscy nasi. Tylko kilka metrów dzieliło nas od kuli Magów, która właśnie unosiła się do góry niemal całkowicie gotowa do wystrzału. Połowa Elyosów zaczęła się przytulać i żegnać, a mnie ogarnął jeszcze większy strach. Współczułam tym, którzy zostali na zewnątrz próbując ostatkami sił ocalić nas przed zagładą.
Początek koszmaru. Tasmo kazała wszystkim Kantorom zwiększyć odporność kuli, a Magowie już byli gotowi. Większość zobaczyła, że ich broń właśnie wyrzuciła tę kulę, która wciąż cała płonęła. Zbliżała się. Była coraz bliżej. Właśnie była nad nami, płonęła jeszcze bardziej. Jeszcze przed uderzeniem w bańkę kula ogłuszyła wszystkich. Wszyscy leżeli oszołomieni. Jedyne, co widziałam, to upadających Elyosów, a nad nami. pomarańczowo-czerwoną lawę - tajną broń Asmodianów.
*Redor - strażnik wymyślony
CZYTASZ
AION: Wieczna Wojna
Fantasía[W TRAKCIE POPRAWY] Historia o pewnej Elyosce, która przez przypadek dostała się do świata Demonów. Dziewczyna poznała tam nieustraszonego Strzelca, który postanawia pomóc jej dostać się z powrotem do siebie bez żadnych nieporozumień. Gdy nie udaje...