ROZDZIAŁ 4. W DOMU ASMODIANA

137 12 9
                                    

Nie mogłam całkowicie wyjść z mojej "kryjówki", bo za nimi jak gdyby nigdy nic byli Asmodianie.

Wojna trwała, a oni spokojnie łażą po naszym terenie jak u siebie? Przejęli nasze tereny aż tak szybko? A może spałam tak kilka lat? Nie, to nie mogło być prawdą.

Usłyszałam huki, więc cofnęłam się, aby nikt mnie nie zauważył. pełno Demonów biegło w stronę, z której dobiegał hałas. Kilkoro z nich zatrzymało się lub przewróciło w krzakach kilka dobrych metrów ode mnie, ale żaden z nich raczej mnie nie zauważył. Całe szczęście.

Ale jednak, nie mogło być tak jak we śnie, tak, żeby wszystko dobrze się skończyło. Jeden z tych zwyrodnialców zauważył moje lekko świecące fioletowe oczy i powoli zbliżał się do mnie. Jego duże, czerwone ślepia wpatrywały się we mnie. Wtedy już wiedziałam, że zginę. Nie tak, jak chciałam, czyli walcząc u boku najlepszych Obrońców Elysei lub jako tracąca swoje siły staruszka na bujanym krześle patrząca z balkonu na Elyosów rozmawiających za sobą w spokojnej i niezagrożonej stolicy.

Ale Asmodian schował broń. To chyba Strzelec, bo blokował spust rewolweru. Ze strachu upuściłam cenny naszyjnik mojej mamy, był dla mnie bardzo ważny, bardzo ładnie świecił.

- Wszystko w porządku? - jego oczy nie były już tak bardzo ognistoczerwone. - Dlaczego tu siedzisz?

To ewidentnie był chłopak. Miał bardzo ciepły i miły głos. Naprawdę mi się podobał. Wciąż wolno zbliżał się do mnie, a ja oddalałam się. Chciał podać mi rękę.

- Nie... to znaczy... zgubiłam gdzieś jedną ze strzał i... szukam jej... - odpowiedziałam.

- Nie żartuj. - zaśmiał się. - W taki sposób niczego nie znajdziesz. Nie lepiej wyjąć broń? Wtedy oczy ci się świecą. Tyle, że na czerwono. Będziesz znacznie lepiej widzieć. Czekaj, może ja to...

- Nie! Znaczy się... Nie trzeba.

Niestety, gość wziął do ręki rewolwer i...

- Ty jesteś...

- Elyoską, tak, ale proszę cię, nie wzywaj ochrony i nie zbijaj mnie. Błagam.

Zaczęłam cicho płakać, skrzyżowałam ręce przed twarzą.

- Spokojnie, nie zabiję cię. Ochrony też nie wezwę.

- A... Ale jak to?

- Nie jestem taki. Uspokój się. Chodź, przeteleportujemy się do mojego apartamentu.

- Nie wiem, czy powinnam...

- Powinnaś, gdybym cię tu zostawił, ktoś inny by cię znalazł i bez zastanowienia zabił. W domu opowiesz mi jak się tu znalazłaś i przy okazji nikt cię nie znajdzie. Nie martw się.

***

***

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
AION: Wieczna WojnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz