*Rozdział 5*

258 16 3
                                    

Pierwszego dnia lekcje minęły mi strasznie szybko. Zadowolona z minionych zajęć weszłam do Pokoju Wspólnego. Ledwo postawiłam pierwszy krok, a już zaatakowała mnie pewna dziewczyna.
- Cześć. Jestem Milicenta Bulsdore. - przywitała się. - Dzielimy ze sobą dormitorium, więc pomyślałam żeby się z wami zakumplować. To znaczy... Z NIĄ się chyba nie da... - mruknęła palcem wskazując siedzącą w kącie Pansy. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- Masz rację...
- Więc... Co lubisz robić?
- Yy... No wiesz... dużo... Rzeczy...
- Na przykład? - dziewczyna wydawała się być strasznie nakręcona.
- No... Lubię podróżować...
- O fajnie! A ja... Nie... Ale za to lubię jeździć konno i czytać książki.
- O! Ja też często czytam książki. Czy czytałaś może... - próbowałam się zapytać, ale dziewczyna przerwała mi głośnym krzykiem.
- Uważaj jak leziesz!
Swoją uwagę skierowała do dosyć niskiej blondynki, która nie chcący wpadła na Milicentę. Książki, które właśnie trzymała w rękach rozsypały się po całym korytarzu. Zrobiło mi się żal, więc postanowiłam jej pomóc. Bulsdore patrzyła się na mnie zimnym spojrzeniem, którym zmierzyła mnie od góry do dołu i... Poszła. Draco chyba ma rację w kwestii mojego "szczęścia" do przyjaciół...
- Czemu mi pomagasz? - zapytała się mnie dziewczyna zbierająca swoje rzeczy z podłogi.
- Bo... To nie twoja wina. - odparłam. Blondynka uśmiechnęła się nieśmiało.
- Jestem Luna Lovegood.
Wyciągnęła do mnie rękę. Ok... Los mi daje kolejną szansę... Nie przepuść jej Carmen. Dam sobie radę... Podałam blondynce dłoń.
- Nie wiedziałam, że ślizgonki są miłe. - wyznała mi. - Jesteś wyjątkowa.
Zarumieniłam się.
- Nigdy nie chciałam trafić do Slytherinu. Tiara tak zadecydowała. Swoją drogą to ciekawa jestem jak moi rodzice zareagowali na list, który im wysłałam. Nie dostałam żadnej odpowiedzi...
- Jestem pewna, że jakoś to zaakceptują... Ja jestem Ravenclaw. Tak jak moja mama...
- Hm... Pewnie jest z ciebie dumna. Nie to co moja...
- Byłaby.
Zamarłam. O Boże! Co ja znowu palnęłam! Kolejny stracony przyjaciel, dodany do kolekcji... Ale nie to było teraz dla mnie ważne. Strasznie żal mi było Luny...
- Luna... Prze-przepraszam... Ja... Nie wiedziałam i...
- Nic nie szkodzi. - przerwała mi - Czasem myślę, że dobrze tam jej jest...
Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Ale... Gdzie jest moja kokarda...?
Dziewczyna rozejrzała się po najbliższym otoczeniu, ale nigdzie jej nie było. Ja również zaczęłam patrzeć na otaczający nas korytaż. Nagle za sobą usłyszałam parsknięcie śmiechem. Błyskawicznie się odwróciłam i już wiedziałam co się stało. Za ścianą stał Draco razem z Blaisem, który w rękach trzymał kokardę Luny. Szybko schowali swoje głowy, myśląc, że ich nie widzimy. Postanowiłam zrobić im mały psikus.
- Luna, zobacz! Tam chyba jest twoja kokarda! - powiedziałam wskazując ręką kierunek przeciwny prawdzie. Dziewczyna zmęczonym wzrokiem powiodła w stronę, gdzie wcześniej moja ręka.
- Gdzie...? Nie widzę.
- No... Zobacz. Tam na oknie. A z resztą. Chodź.
Zaprowadziłam blondynkę pod okno i bez szelestnie udałam się w stronę Malfoy'a.
- Nadal nic nie widzę. - mruczała Lovegood. Ja nic już jej nie odpowiedziałam, tylko z zaskoczenia walnęłam Draco w brzuch. Blondyn złapał za bolące miejsce i odrzucił kokardę szpcząc, że wygrałam. Tryumfalny uśmiech zajaśniał na mojej twarzy.
- Punkt dla mnie.
Nie walnęłam go mocno, więc chłopak szybko przestał tarzać się po podłodze. Oddałam Lunie kokardę.
- Dziękuję. Już drugi raz mi pomogłaś. Myliłam się co do Ślizgonów. To znaczy... Co do ciebie. - poprawiła patrząc znacząco na Draco i Blaisa, którzy nadal nie wiadomo po co stali pod tą ścianą. Zaśmiałam się i ruszyłam do Pokoju Wspólnego Slytherinu, a te osły poszły za mną. Udawałam , że tego nie widzę i szłam dalej. Ruszyłam okrężną drogą, mijając obok bibliotekę, aby ich zgubić, ale... bezskutecznie. Och... No kiedy oni sobie pójdą? Dostrzegłam pod nogą kulkę papieru. Kopnęłam ją za siebie, aby odwrócić uwagę chłopaków i szybko obejrzałam się za siebie. Tak jak podejrzewałam ich wzrok podążył w kierunku kulki. Szłam dalej patrząc się na podłogę.
- Draco, masz rozwiązaną sznurówkę. - mruknęłam cały czas idąc. - Blaise, popraw mundurek.
- Ale.... Jak... Ty...
- Magia! - powiedziałam ze śmiechem. Chłopcy wymienili spojrzenia - Więc... Po co za mną łazicie?
- Yy... Nie ważne.
- Acha. - odparłam nie okazując większego zainteresowania, lecz nie mogłam powstrzymać się od wycelowania różdżką w blondyna i rzucenia małego zaklęcia. Tak minęły mi aż dwie minuty, gdy zauważyłam w oddali znajomą sylwetkę.
- Hermiona! - krzyknęłam. Dziewczyna odwróciła się.
- Carmen! - zawołała wyraźnie zadowolona ze spotkania.
- Jak ci mija życie pośród Gryfonów?
- No... Wiesz... Dobrze.
Popatrzyła się na mnie dziwnym wzrokiem.
- Aż tak źle?
- Ech... No dobra. Żadna dziewczyna ze mną nie rozmawia, a tym bardziej chłopak.
- Oj... - przytuliłam przyjaciółkę. - Jeszcze Cię polubią. Wiesz ja mam podobny problem. Tylko w moim przypadku jest jeszcze Draco.
Westchnęłam.
- A co to za nocne spacerki z Malfoy'em? - zapytałam mnie brunetka zabawnie poruszając brwiami.
- Chyba Cię coś. Jest jeszcze Blaise. - zaśmiałyśmy się.
- Chyba pójdę spać. Dobrej nocy, Hermiona.
- Ooo... Dobranoc i życzę szczęścia w odczepieniu od siebie tych durniów. - brunetka mówiąc to wskazała na chłopaków. No tak. Jeszcze oni... Szłam dalej, chyba nie muszę wspominać, że w towarzystwie. Minęłam Harrego. Rany, ile jeszcze znajomych tu spotkam?
- Czesć, Carmen! - zawołał czarnowłosy.
- Witaj Harry. Co tam u ciebie?
Chłopak spojrzał na Malfoy'a i Zabiniego.
- Yy... No nic. Dobrze. Cukierka?
Zaśmiałam się i wzięłam krówkę.
- Weź więcej, jak chcesz. Mam je z domu, kupiłem z uzbieranego kieszonkowego w... styczniu ubiegłego roku.
- O. To... Fajnie.
- Tak. Oszczędzam je.
Wyszczerzyłam do niego zęby. Sama nie wiem czemu, ale... mam ochotę oddać te słodycze Malfoy'owi. Tak dla bezpieczeństwa. Obejrzałam się za siebie. Chłopców już nie było, może się przestraszyli, że też zostaną poczęstowani?
- Harry, powiedz mi jak tam w Gryffindorze. No wiesz... Zawsze chciałam tam trafić i rodzice dużo mi mówili, ale jakoś... po prostu chcę wiedzieć więcej.
- Hmm... Pokój Wspólny jest bardzo przytulny. Większość rzeczy ma barwę czerwieni, ale nie wygląda to tak źle. Nawet ładnie. Dormitorium dzielę z Ronem i paroma innymi osobami, których jeszcze nie zdążyłem poznać.
- Och, w przeciwieństwie do mnie. Ja już znam wszystkich. Jedna mnie kąpletnie olała, a druga podeszła do mnie z tak wielkim entuzjazmem, że mało nie wybuchła, a gdy tylko zobaczyła, że pomagam krukonce jej entuzjazm niespodziewanie zniknął. Chyba nie znajdę przyjaciół wśród ślizgonów. - zakończyłam ze śmiechem.
- Ach te Ślizgonogi...
- Ej... Rozmawiasz ze szlachetną ŚLIZGONKĄ! - zażartowałam. Śmieszek ze mnie, naprawdę... rozmawiałam z Potterem jeszcze troszkę i zorientowałam się, że jest późno.
- Boże, która godzina!? - spojrzałam na zegarek. 23 : 30. - Heh... Już po ciszy nocnej...
Nawet nie zorientowaliśmy się, jak wiele czasu upłynęło na rozmowie, ale powiem jedno. Było miło. Naprawdę fajnie mi się z Harrym rozmawiało. Poczułam, że polubiłam chłopaka. Szybko się z nim pożegnałam i wróciłam do swojego dormitorium. Zadowolona, z całego dnia poszłam spać. Zaraz... Spać niestety się nie dało. Zamiast ciszy słyszłam głośne walenie w ścianę. No tak. Z drugiej strony byli chłopcy. Ech... A ja marzyłam o takiej pięknej nocy...

Rozdział dla mojej własnej koleżanki xd, która wymyśliła ŚLIZGONOGI.😆😋😃

Carmen from SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz