*Rozdział 21*

119 8 0
                                    

Gdy spożyłam królewskie śniadanie przy stole około dwudziestoosobowym, przy czym zajęte były tylko cztery miejsca, państwo Malfoy oznajmili, iż będziemy iść na ulicę Pokątną. Poprosili nas, abyśmy przygotowali się i wzięli odpowiednią ilość pieniędzy. Ruszyłam schodami do siebie do pokoju i stanęłam jak wryta coś sobie uświadamiając. Nie pamiętałam, żebym z mojej walizki wypakowywała pieniądze. Jako, że walizka była pusta otworzyłam drzwi do szafy i zanurkowałam w jej głębiach.
- Lumos. - mruknęłam. Szafa od środka wydawała się być większa niż na zewnątrz. Pacnęłam się ręką w czoło.
Carmen, przypomninam ci, że jesteś czarodziejką.
Po tylu latach, gdy jeszcze nie chodziłam do Hogwartu, byłam przyzwyczajona do szukania wszystkich rzeczy własnoręcznie. Ale teraz... Z tego co wiem, małe czary, takie jak Lumos, czy Accio nie były zabronione poza terenem szkoły.
Wyszłam z ciemności szafy i mruknęłam:
- Accio pieniądze!
Do moich rąk doleciała paczuszka galeonów związana szarym sznureczkiem. Odetchnęłam z ulgą. Chwilę później teleportowaliśmy się na ulicę Pokątną.
- Najpierw idziemy na ulicę Śmiertelnego Nokturnu. - oznajmili rodzice Dracona, przez co prawie okazałam emocje jakich doświadczyłam. Co jak co, ale jestem czarodziejką czystej krwi, więc co nie co się znam.
Ulica Śmiertelnego Nokturnu.
Kręci się tam wiele nieprzyjemnych typów.
Jednak gdyby "nie przyjemne typy" były jedynym problemem to byłabym w miarę spokojna. Problem stanowił główny sklep, jak, jak miewam bardzo interesował szanownych rodziców Draca, a to co ich interesuje może być, jak przewidywałam, straszne.

***

U Borgina i Bruek'a. Spojrzałam na zabrudzony szyld, przez co nie byłam pewna czy dobrze odczytałam nazwę sklepu. Rodzice wiele razy opowiadali mi o tajemniczym sklepie znajdującym się na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Podobno, znajdowało się tam wiele nieciekawych rzeczy. Nieciekawych, jednak zależy dla kogo. Jeśli mowa o czarodziejach fascynujących się Czarną Magią, rzeczy te były nadzwyczaj interesujące. Właśnie tego się obawiałam. Rodzice Dracona weszli do środka. Za nimi przestąpił Dracon, więc - jak widać - przyszła kolej na mnie.
W pomieszczeniu było strasznie zimno, przez wiatr wiejący z wszystkich otwartych okien. Wzdrygnęłam się.
Ale... Przecież nie mógł wiać z okien. Na dworze był upał. Pomyślałam, że to pewnie sprawka czarnej magii rozsiewającej wokół siebie mroczną atmosferę.
Z

akopałam się głębiej w swojej czarnej bluzie z kapturem i popatrzyłam na Dracona. Chłopak przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem, a ja się naburmuszyłam. Jak można się ciekawić ludzkimi kościami?!
Pan Malfoy podszedł do zakurzonej lady i zadzwonił dzwonkiem. Po chwili, naszym oczom ukazał się niski i zgarbiony mężczyzna. Lucjusz szepnął coś na ucho synowi, aby nic nie dotykał, jednak Draco tylko się oburzył.
- Myślałem, że chcesz mi coś kupić na urodziny...
- Nie tutaj. - odparł mężczyzna. - Kupię ci miotłę wyścigową.
O tak... Nowa miotła wyściogowa. Każdy o niej marzy. Dokładnie: Nimbus 2001. W tym momencie coś sobie przypomniałam. Moi rodzice nie spakowali mi mojego Nimbusa 2000! Postanowiłam, że jak wrócę napiszę do nich list w tej sprawie. Teraz, przyglądam się temu, co robi mój nierozsądny przyjaciel.
- Tato... Po co mi miotła, jak i tak nie jestem w drużynie? Jest tam tylko nasz super niezastąpiony Harry Potter.
- O ile się nie mylę on jest w drużynie Gryffonów. - włączyłam się do rozmowy. - Ty cały czas masz szansę się dostać do drużyny Ślizgonów.
Draco już milczał i jedyne co robił to przyglądanie się eksponatom, bo chyba tak mogę nazwać zaschniętą rękę, która zmierzała do tego, aby złapać chłopaka.
- Co to? - zapytał. W tej chwili przypominał mi rozkapryszonego dzieciaka, proszącego ojca o połowę sklepu. Pan Malfoy obdarzył syna zdenerwowanym spojrzeniem.
- Abym ci cokolwiek kupił, musisz najpierw polepszyć swoje oceny. - A ty - skierował palec na mnie - mu w tym pomożesz.
Zdziwiłam się. Fakt, może uczę się nie najgorzej, ale nie tylko to mi w Hogwarcie w głowie. Z Draconem wyobrażam sobie tylko dobre psikusy na Filchu i innych nauczycielach. A teraz? Będę jego korepetytorką, bo z wolą ojca chłopaka, nie warto się kłócić. Jednak do śmiechu, to mi się dopiero zebrało, kiedy zobaczyłam uśmiechającego się do mnie Draco. Końcówki włosów zajaśniały mi zielenią i tak zostało do końca naszego pobytu w tym ponurym miejscu. Więc podczas, gdy Lucjusz sprzedawał jakiś dziwny przedmiot, ja i blondyn oglądaliśmy czarnomagiczne przedmioty.
Chwilę później ruszyliśmy do wyjścia z tego dziwnego pomieszczenia.
Rodzice Dracona polecili nam, abyśmy udali się do po książki, a oni kupią mu miotłę. Patrzyliśmy jak się odalają i ruszyliśmy do księgarni Esy i Floresy. Spojrzałam na swoją listę zapełnioną nazwiskiem nijakiego Lokharta, Draco trącił mnie łokciem.
- Czego mnie tym łokciem pacasz? - zapytałam zniecieprliwiona.
- Twój kolega. - mruknął pokazując głową tłumy otaczające i jednocześnie zasłaniające jakąś osobę. Zanim zdążyłam się zastanowić kto to może być, z balkonu pierwszego piętra rozbiegł się donośny i wesoły głos.
- Lokhart. - burknął z obrzydzeniem mój przyjaciel.
- Ach, to jego nazwisko widnieje na 90% naszej listy? - zapytałam sarkastycznie.
- Tsa... Ma nas uczyć Obrony Przed Czarną Magią.
Uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie naszego poprzedniego nauczyciela, którego już od samego początku podejrzewałam o... Robienie czegoś podejrzanego.
- Może przynajmniej nie będzie nas nurtował czerwonookim spojrzeniem... Szczególnie Blaisa.
Draco spojrzał sie na mnie poważnie.
- Od kiedy to cię tak obchodzi Blaise?
- Jest moim przyjacielem. Z resztą, tak jak ty.
Chłopakowi chyba nie do końca spodobało się to porównanie, ale nic nie powiedział.
Wejrzałam w tłum i wreszcie, moim oczom ukazała się owa postać skrywająca się w głębi księgarni. Wyobraźcie sobie osobę, której nie lubicie. Już? teraz pomnóżcie to przez dziesięć.
Jeśli mam to wszystko ująć ogólnie to powiem tylko tyle:

Zobaczyłam Pottera.

Wokół Harrego paparacje latały jak oszalałe, a sam Lokhart szczerzył się razem z nim do kamery. Wówróciłam oczami i wzięłam oddech. Musiałam przedostać się na drugi koniec sklepu, aby tam, podejść do Pottera, zetknąć się z nim oko w oko i kupić parę potrzebnych mi do Hogwartu książek Lokharta. W mojej głowie obmyśliłam chytry plan, aby kupić podwójnie, a Draco odda mi pieniądze później. Jednak chłopak nie zgodził się na taki układ i ruszył naprzeciw Harremu.
- Przepraszam. - powiedziałam oschle w kierunku "Chłopca, który przeżył". Draco wywrócił oczami.
- Suń się, Potter.
- A możeby tak trochę ładniej? - zaproponował drugi.
- Lepiej się nie odzywaj. Słynny Potter - prychnął - nawet do księgarni nie moża wejść, aby nie znaleźć się na pierwszej stronie.
Nagle do rozmowy dołączyła jeszcze jedna osoba. Przestraszyłam się, kiedy się odezwała, bo dotąd jej nie zauważyłam. Ruda dziewczynka o brązowych oczach, podobna do Rona obdarzyła mnie gardzącym wzrokiem jako, iż trzymam się z Draconem.
- Zostaw go, przecież on tego nie chce! - powiedziała. Draco zaśmiał się pod nosem, a ja poczułam się niekomfortowo w tej sytuacji.
- Potter, widzę, że masz dziewczynę!
- Z wzajemnością, Malfoy. - oznajmił Harry patrząc na mnie. Zaróżowiłam się i odciągnęłam wzrok. Po chwili uznałam, że to co uczyniłam to czysty akt tchórzostwa i już się miałam odezwać, kiedy Draco i Harry zaczęli się bić.
Na początku tak niewinnie. Malfoy popchnął bruneta na półkę za nim, a później wybraniec próbował się bronić. Powiedziałam sobie w duchu, że Harry jednak mimo wszystko bije się jak dziewczyna.
- Idioci, przestańcie! - wykrzyczałam. W tym momencie przyszedł do nas nie kto inny jak słynny Lokhart.
- Chłopcze, co ty robisz? Wyłaź natychmiast z sali! Ty też. - wskazał na mnie. - I nie drzyjcie się tak. A! Zapomniałbym.
Wręczył nam fotkę ze swoją podobizną i pstryknął palcami, aby przywołać swoją prywatną ochronę.
- Wyjdziemy sami. - powiedziałam cicho, zabijając wzrokiem wszystkich wokół i wybiegłam ciągnąc za sobą Dracona.
- Czy ty zawsze musisz coś wymyślić? - zapytałam kładąc ręce na ramionach.
- Pff... Sam się prosił.
Kiedy miałam mu wydać wielki wykład o tym jak wielcy idioci robią takie głupstwa usłyszałam za sobą głośne "cześć!".
W naszą stronę zmierzała Pansy.
- Jak tam moje gołąbeczki? - zapytała z podejrzliwym uśmiechem.
- Nie jesteśmy parą! - wykrzknęłam. - Ludzie, co się z wami dzieje?!
Szatynka pacnęła mnie w rękę.
- Przecież byliście razem w przedszkolu. Ktoś mi o tym opowiadał. - mrugnęła do Draco.
- Było minęło.
- Oh... Jestem w takim razie ciekawa jak wyglądało wasze zrywanie.
Powoli się ściemniało. Nabrałam ochotę wrócić do swojego domu. Własnego kąta, w którym mogę pobyć sama. Do rodziny.
Lecz przecież nie mam już domu.
- Nie zerwaliśmy. - powiedział cicho Draco, a ja wybuchnęłam śmiechem.
Nie kłamał.

Cześć, Wężyki!
Powracam z nowym rozdziałem, mam nadzieję, że bardzo was nie zawiodłam, ponieważ rozdział ten, jak widzicie nie jest jednym z najlepszych. Ufam jednak, iż jakoś go przetrawiliście 🐻
Życzę miłego weekendu 💚
Slytherińskie serduszko  ^
                                                  /
PS jeśli widzicie jakieś szkaradne błędy piszcie w komentarzach. Napewno poprawię i podziękuję 😄

Papa ;*

Carmen from SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz