*Rozdział 23*

112 8 7
                                    

- Nie, nie i jeszcze raz nie.
Siedziałam na łóżku w dormitorium i popijałam ciepłą herbatę. Na dworze szalała burza.
- Na brodę Merlina, Carmen! Weź się tak nim nie przejmuj! - wykrzyknęła Parkinson obserwująca moje chwile rozdarcia. - Ciągle tylko: Draco, Draco, Draco... Wkurzasz czasem, wiesz?!
Dziewczyna była dzisiaj wyjątkowo nie w sosie.
- Z wzajemnością. - odparłam ciszej, nie chcąc wzbudzić kolejnej kłótni. - Daj mi ołówek.
Po chwili siedziałam znowu w łóżku pod tą samą kołdrą w tym samym pokoju, lecz z ołówkiem w ustach. Z tym się lepiej rozmyśla, uznałam i zaczęłam się kołysać na prawo i lewo jak głupia. Na szczęście w pokoju nie było Millicenty, która na pewno skomentowałaby to głośną obelgą na mój temat.
- Wiesz... Ja na przykład nie mam gdzieś tego, że mój przyjaciel może być Dziedzicem Slytherina.
- O rany boskie... - Parkinson wywróciła oczami. - Popatrz tylko jak dobrze się w tym bawi. Już połowa Hogwartu myśli, że to właśnie on! A Draco? Draco się z tego cieszy!
- A ja nie.
Nie pociaszała mnie myśl, że to mój przyjaciel mógłby zabić kotkę woźnego. Nie pocieszało mnie również, że mój przyjaciel mógłby grozić komukolwiek śmiercią. O pisaniu krwią na ścianie ja lepiej nie będę wspominać.
- Bądź dumna z naszego Smoczka! Zobacz jak to brzmi... Dziedzic Slytherina.
- O, a zobacz jak to brzmi: krew, śmierć, groźba. I co to ta cała "Komnata Tajemnic"?!
Pansy westchnęła.
- Widać nie nam to zgadywać.
Oburzyłam się i spojrzałam na szatynkę. Łóżko groźnie skrzypnęło.
- Chcesz żeby to całe "Golden Trio" znowu przejęło inicjatywę?! Znowu pod koniec roku chcesz usłyszeć: - odchrząknęłam, aby zmienić głos - Harremu Potterowi tysiąc sto dziewięćset punktów za odwagę i łamanie przepisów szkolnych...?! Albo: Hm... Widać, że Gryffindor wygrywa Puchar Domów!
Wzdrygnęłam się na przypomnienie przemowy dytektora z poprzedniego roku.
- Mnie tam wszystko jedno. - odparła Parkinson. No jasne... Co ją to ma obchodzić?
- Idę do biblioteki. - powiedziałam. - Skoro tak, to sama się wszystkiego dowiem.
Zbliżała się cisza nocna, a ja cały czas siedziałam nad książkami. Jedyne co znalazłam, to to, że owa komnata została stworzona przez założyciela mojego domu w Hogwarcie, Salazara Slytherina. I tyle.
 - A gdyby tak zbadać korzenie Draco? - szepnęłam. Przeszłam na drugi koniec biblioteki szzukając jakiejś książki o korzeniach czarodziejów czystokrwistych.
 - Zamykamy za pięć minut. - bibliotekarka już trzymała w ręku pęk kluczy. Musiałam się spieszyć. - Tylko ty zostałaś?
 - Ja... już wychodzę.
Jednak ilość książek znajdujących się na półkach mnie dobijała. Wreszcie znalazłam zieloną książkę na jednej z wyższych półek. Podskoczyłam, jednak moje palce ledwie musnęły skórzaną okładkę.
 - W czymś pomóc? - usłyszałam zza moich pleców. Przestraszona odwróciłąm się i zobaczyłam dość wysokiego chłopaka o brązowych włosach i czarnych oczach.
 - Ja... yy... ja chciałam tę książkę. - z trudem wydukałam. Chłopak podał mi pożądany przeze mnie przedmiot. Do moich nozdrzy dotarł jego zapach. Pachniał wiosną. Zieloną trawą, błękitnym niebem i rozkwitającymi pąkami hiacyntów. Yyy... stop. Wróćmy na ziemię. Nadal wolę zapach Draco. Jednak zapach tego chłopaka był równie pociągający, naprawdę mi się spodobał. Ale zaraz, Carmen! Kiedy ty przestaniesz wąchać chłopaków?!
W sumie... Chłopcy ładnie pachną.
 - Dzięki.
 - Swoją drogą nazywam się Theodor Nott.
 - Theodor Nott? Dlaczego cię nigdy nie zauważyłam na lekcjach? - zapytałam. - W jakim jesteś domu?
 - Slytherin.
 - O, ja...
 - Ty też. - przerwał mi. - I przyjaźnisz się z Draconem Malfoy'em. Myślisz, że on jest dziedzicem Slytherina, ale to nie prawda.
 - Czekaj. Za dużo o mnie wiesz. - uznałam z ponurym śmiechem. Czy jestem taka łatwa do rozgryzienia? Cholibka. Chciałam być tajemnicza... - Skąd przypuszczenia o Malfoy'u?
- Pff... Proszę cię... On? Tu dzieje się coś znacznie gorszego i mroczniejszego niż zwykły Malfoy. To czarną magią..
- O. No... Jasne. - wyszczerzyłam się do niego. - To ja już może pójdę, bo...
Mnie przerażasz, dokończyłam w myślach.
- Okej. Dobranoc. - powiedział i zniknął za regałami. Do ręki wzięłam jeszcze pierwszą lepszą książkę. Im nas więcej tym lepiej. Gdy już byłam blisko lochów zauważyłam  Filcha zmywającego podłogę. Tak, w lochach. Nie ma jak myć kamienie, nie ma co.
- Tędy nie przejdziesz. - wyskrzeczał.
- Czyli... Którędy mam iść?
- Dworem.
O, świetnie. Na dworze, jakby na złość grzmotął piorun. Niechętnie ruszyłam do drzwi wyjściowych. Na dworze było zimno, lało jak z cebra, a wiar sprawił, iż na ramionach miałam gęsią skórkę. Jako, iż miałam na sobie tylko cienką bluzę włożyłam pod nią książki i przebiegłam przez podwórze. Lubiłam deszcz, ale nie kiedy moczył mi całe ubranie. Na końcu ścieżki, którą biegłam znajdowała się klapa. Otworzyłam ją i zeszłam kamiennymi schodami w dół. Słyszałam jak woda ścieka po moich włosach opadając bezwładnie na grunt.
- Zimno się zrobiło. - usłyszałam dziwnie miły głos Pansy. Już byłam blisko. Otworzyłam z hukiem drzwi.
- Rzeczywiście, Parkinson. Troszeczkę jest zimno. - powiedziałam ze złością. Starając się zignorować pytanie Draco o tym co mi się stało weszłam na górę i się przebrałam, uprzedzając to ciepłym prysznicem. Włosy wysuszyłam pozostawiając je puchate. Zeszłam na dół.
- Gdzie byłaś? - zapytał Draco.
- W bibliotece.
Pansy siedziała obok blondyna na kanapie. Gdy zauważyła moje wejście rozłożyła się tak, aby nikt nie miał już dostępu do materaca. Draco chciał się posunąć, ale ja dałam mu znak, aby nie robił sobie problemu. Usiadłam na fotelu obok Blaisa.
- O czym gadaliście?
Malfoy widocznie chciał coś powiedzieć, ale Pansy go wyprzedziła.
- Niczym ważnym. A ty co tam porabiałaś w tej swojej bibliotece? Znalazłaś to czego szukałeś? - zapytała zimnym tonem. Zaczynała mnie coraz bardziej wkurzać. Siedziała na kanapie z Draco. Nie żebym była zazdrosna, ale... To ja zawsze siedziałam z Draco.
- Ach... Poznałam takiego jednego Theodora...  Przystojniak. - kątem oka spojrzałam na Draco, którego pięści się zacisnęły. Ja wtedy... Musiałam to powiedzieć. Wewnętrzna potrzeba.
- Jak wygląda dokładniej? - zapytała mnie Pansy.
- Wiesz... Wysoki... Czarne oczy i...
- Brązowe włosy?
- Tak... - zdziwiłam się. - Skąd wiesz?
Parkinson skierowała rękę w stronę końca pokoju, a ja poczerwieniałam. Stał tam Nott.
Draco rzucił i czerwony koc.
- Dzięki. - szepnęłam i schowałam głowę pod materiał. Skierowałam się w stronę pokoju na górze i tam niczym wąż swoją skórę, zrzuciłam swój kamuflarz.
Totalna porażka. Ośmieszyłam się, zmoczyłam się i moja najlepsza przyjaciółka jest dla mnie wredniejsza niż Malfoy dla Pottera. Do mojego pokoju wleciała moja sowa. Otrzepała na mojej pościeli swoje mokre piórka.
- Co mała, też jesteś smutna? - zapytałam. Do pokoju wkroczyła Pansy.
- ZOSTAW TĘ DURNĄ SOWĘ! MOJE ŻYCIE SIĘ WALI, A TY UŻALASZ SIĘ NAD SOWĄ!
- Ym... Co się stało? - próbowałam być miła.
- ZAPYTAJ SIĘ SWOJEGO DRACUSIA. TERAZ WYŁAŹ Z TEGO POKOJU!
Podniosłam ręce w geście poddania. Wcale jej nie uległam. Chciałam tylko jak najszybciej się od niej uwolnić. Dziewczyna wypchnęła mnie na schody i zatrzasnęła za mną drzwi. Zbiegłam po schodach na dół do chłopaków.
- Co się stało? - zapytałam siadając tym razem obok blondyna.
- Nic takiego. Pansy... wpadła w furię i... Wygoniła mnie z pokoju. - wyżaliłam się.
- Cholibka. Jej to serio odwala. A to wszystko z zaz...
- Zaz?
- Nic, nic... - poprawił się Blaise. - Z... Zaz... ZEZ! PANSY MA ZEZA!
Draco zauważył, że wymówka przyjaciela jest nic nie warta, więc zaliczył facepalma.
Czułam, że czegoś nie wiedziałam. Coś było na rzeczy. Z góry dobiegło skrzeczenie. Wymieniłam zaniepokojone spojrzenia z chłopakami.
- Czy to była...?
- Sowa?
- Pansy? - Blaise wypowiedział się w tym samym czasie, co Draco. Draco powędrował w jego stronę wzrokiem pod tytułem "Czy jesteś aż taki głupi?", a ja się zaśmiałam. - No co?! Moja siostra cioteczna, gdy ma chrypkę też tak skrzeczy.
Kolejny odgłos.
- Zaczynam się bać. Może pójdę i sprawdzę o co chodzi?
Malfoy powstrzymał mnie ręką.
- Carmen... Zostań. Jeszcze cię Pansy zagryzie. - stwierdził. - A z nią nie warto zadzierać.
Następny pisk był tak przerażający, że oboje poderwaliśmy się z kanapy. Otworzyłam z hukiem drzwi do naszego dormitorium i krzyknęłam:
- Pansy, powiedz mi co tu się wyprawia, bo... - głos zastygł mi w gardle. Szatynka w jednej dłoni trzymała buta , a na podłodze leżały pióra. Na ścianie przybite coś było nożem. Jakaś kartka.. Podbiegłam i przyjżałam się owej rzeczy.
- Mój Boże...
Nie była to kartka.

Witajcie!
Niestety wakacje i różnego typu wyjazdzy umożliwiają mi pisać tak często, jak widzicie, z czego nie jestem zbytnio zadowolona. Jednak proszę bardzo, macie tutaj moje małe wypociny.
Poprawiajcie moje błędy, bo wiem, że takowe mogą się znaleźć. Z góry dziękuję!
Jestem Wam bardzo wdzięczna za to, że tak długo ze mną jesteście i jeszcze wytrzymujecie <3
Darkgirl539 rozdział dla ciebie ;D jak będę na komputerze to zadedykuję ;*
To tyle 💚 do zobaczenia
Kocham Was 🐍

Edit: Nie wiem co się tu stało, ale rozdział mi się uciął, a przynajmniej tak to wygląda u mnie. Nie wiem, czy cokolwiek się teraz zmieniło, ale no xd

Carmen from SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz