*Rozdział 2*

293 22 6
                                    

Gdy wysiedliśmy z pociągu przywitał nas olbrzymi mężczyzna, który przedstawił się jako Hagrid, gajowy Hogwartu. Mimo swojego wzrostu wydawał się być przyjazny. Poprosił nas, abyśmy wsiedli do łodzi. Miały one przewieźć nas na drugi koniec jeziora. Jest to odwieczna tradycja, o której moi rodzice opowiadali mi w domu. Po chwili zauważyłam chłopaka o kruczoczarnych włosach i bliźnie w kształcie błyskawicy na jego czole. To był pewnie ten słynny Potter. Sama nie wiem co o nim sądzić.
Usiadłam w łódce razem z Hermioną. Brakowało nam jeszcze jednej osoby, więc ostatnie miejsce zajął światowej sławy Harry.
- Cześć - przywitał się wybraniec.
- Hej. Jestem Carmen Meanstone.
- Ja jestem Potter, Harry Potter. Kto to?
Chłopak wskazał na zagapioną w taflę wody brunetkę.
- To Hermiona......Yyy, Mionka? - pstryknęłam jej palcami  przed oczami.
- Co? Gdzie? O co chodzi? O! Witaj jestem Hermiona Granger.
Załamana walnęłam się ręką w czoło.
W tym momencie w naszą łódkę coś uderzyło. Obejrzałem się za siebie i ujrzałam Dracona w pełni zadowolonego ze swojego czynu.
- Ktoś tu jest zazdrosny... - powiedziałam z krzywym uśmieszkiem.
- Wcale nie! Ja tylko robię ci na złość. - odparł chłopak.
- Coś się nie udało. Nikt nie wypadł z łodzi.
Po chwili krzyknęłam, bo poczułam że moje skarpetki są lekko mokre.
- Malfoy, ty idioto! Przedziurawiłeś nam łódkę!
Świetny początek "nowego życia", nie sądzicie? Woda sięgała już do kolan, więc postanowiłam interweniować.
- Umiecie pływać? - zapytałam szybko Harrego i Hermionę. Oni pokiwali głowami. - Na trzy. Raz... Dwa... TRZY!
Wyskoczyliśmy z tego co zostało po naszej dziuraweczce i wpadliśmy do wody. Mimo założeń była ciepła, więc gdy Malfoy podawał mi rękę, abym wdrapała się na jego łódkę podziękowałam. Pomyślałam, że nie zaszkodzi mi mała kąpiel. Dwójka moich towarzyszy nie była zbyt chętna do pływania, więc weszli na łódkę Ronalda Wealseya oraz Nevilla Longbottoma. Ci dwaj wydawali się być całkiem mili. Rozmawialiśmy z nimi do końca drogi, a gdy byliśmy już na drugim końcu jeziora użyłam szybkiego zaklęcia i moje ubrania były suche.

***

Weszliśmy do Wielkiej Sali. Wyglądała pięknie! Sufit był tak zaczarowany, że wyglądał jak gwiaździste niebo.
- Gdzie chcecie trafić? - zapytała nas Hermiona.
- Do Gryffindoru - odpowiedział Ron. - Tak jak moja mama, tata, brat, brat, brat, brat, brat... A ty, Hermiono?
- Też do Gryffindoru.... Carmen?
- MUSZĘ być Gryfonką. Innej opcji moi rodzice nie widzą...
- Pff... Zdrajcy krwi. Czy tylko ja będę szlachetnym Ślizgonem? - zapytał Malfoy.
- Szlachetny to ty nigdy nie będziesz, zapamiętaj to sobie - spławiłam go.
Czarownica ze szpiczastym kapeluszem, która przedstawiła się jako profesor McGonagall zaczęła wyczytywać po kolei nazwiska osób, które miały podejść do tiary przydziału.
- Hermiona Granger.
Lekko klepnęłam koleżankę w plecy.
- Okej, tylko się nie stresuj... Wszystko będzie dobrze... - powtarzała szeptem sama do siebie. Gdy zajęła miejsce na krześle pomarszczona czarownica założyła jej tiarę na głowie, a ta krzyknęła:
- Gryffindor!
Burza oklasków zabrała się wśród stołu domu pod znakiem lwa. Później jeszcze parę moich rówieśników zostało przydzielonych. Profesor McGonagall wyczytała Dracona Malfoy'a. Od razu było wiadomo, że będzie nieszlachetnym ślizgonem. Wzięłam głęboki wdech, bo przyszła kolej na mnie. Przeszłam przez środek Wielkiej Sali. Usiadłam na krześle i rozejrzałam się niespokojnym wzrokiem po sali. Czekałam na decyzję gadającego kapelusza. Czas mijał, a niektórzy uczniowie zaczęli narzekać zniecierpliwieni. Po około pięciu okropnie długich minutach tiara wzięła głęboki wdech.

- Niech będzie... SLYTHERIN!
Sens tych słów zaczął do mnie docierać po paru sekundach, gdy profesor kazała mi zekść z krzesła.

Jestem Ślizgonką... Jestem Ślizgonką...

Nie mogłam przestać powtarzać tego w myślach. Zawiedziona skierowałam się w stronę Draco, który zajął dla mnie miejsce. Zajął dla mnie miejsce... To znaczy on wiedział, że będę w Slytherynie. Czy naprawdę jestem taka zła? Malfoy zauważył moje przygnębienie.
- Meanstone, nie przesadzaj! To nie jest tragedia!
Ja jednak wiedziałam swoje. Czułam już na sobie wzrok zawiedzionych rodziców.

Carmen from SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz