*Rozdział 27*

63 9 3
                                    

Państwo Meanstone bardzo długo marzyli o córce. Wreszcie, urodziła im się. Malutka, blondyneczka uwielbiała patrzeć na nich swoimi śmiejącymi się oczkami i klaskać w rączki. W każdą sobotę i niedziele, kiedy młodzi rodzice mieli dużo wolnego czasu, sadzali swoją córkę na dywanie i się z nią bawili. Tak po prostu.
Dziewczynki nie trzeba było bardzo starać się zabawiać. Obdarzona wielką wyobraźnią potrafiła dostrzec nawet w dywanie niekończącą się dżungle. Zawsze, kiedy tata zajmował miejsce pod ścianą mała siadała na jego barki i tarmosiła go za włosy, śmiejąc się przy tym bardzo głośno. Mama za to, ze swojego miejsca na fotelu robiła im miliony zdjęć, jednak tylko jedno na tysiąc miało szansę trafić do rodzinnego albumu. Owa wielka księga zawsze leżała na półce wysoko, wysoko, tak że dziewczynka nawet jak urosła to nie mogła go dotkąć nawet czubkiem palcy.
Bywały jednak inne niedziele. Rodzice określali je jakimś dziwnym słowem na "a". Przychodzili, wtedy goście. Oj, i to nie byle jacy goście. Kiedy przyjeżdżali babcia i dziadek nie trzeba było się tak stroić i ubierać. Podczas wizyt dziadków padały miłe słowa, takie jak "Ale z ciebie słodka dziewczynka. Słodziutka jak karmelek!" Blondynka uwielbiała to określenie, a że rodzice nie chcieli, aby ich córka nazywała się poprostu Carmel, nazwali ją Carmen. I tak zostało.
Podczas tych niedziel do państwa Meanstoneów przyjeżdżali Malfoy'owie. Dom rodzinny zawsze wyglądał pięknie, jednak wtedy przekraczał swoje granice. Malfoy'owie mieli synka. Gdy zasiadali do stołu zapadała głęboka cisza i tylko w tle słychać było cichutkie oddechy maleństw. Przy stole omawiano zwykle sprawy wagi państwowej, a jako, że rodzice Carmen zajmowali wysokie miejscie w ministerstwie, tak samo jak państwo Malfoy'owie, więc często padały słowa, których najmłodsi nie rozumieli. Zamiast głowić się nad trudnymi pojeciami zwykle się razem bawili. Maluszki bardzo się lubiły, ale niedługo ich igraszki miał spotkać koniec. Ministrem Magii bowiem stał się Korneliusz Knott, którego pracownicy uwielbiali. Wreszcie nastał spokój i pracownicy mogli zajmować się swoimi sprawami. Państwo Meanstonowie często chwalili ministra, bo wreszcie mogli zająć się swoim małym skarbem.
Pewnego wyjątkowo zimnego wieczoru, gdy pani Elizabeth wróciła do domu zastała swoją córkę z mężem w dziwnym stanie. Dziewczynka płakała, a jej ojciec patrzył się zrozpaczony na córkę, nie wiedząc co zrobić. Włosy małej płonęły błękitnym płomieniem unosząc się lekko nad ramiona. Dziewczynka sprawiała wrażenie jakby spała, oczy miała zamknięte, jadnak była w pozycji siedzącej. Spać nie mogła.
Młodych rodziców sparaliżował strach. Gdy Carmen po kilku sekundach przestały trawić płomienie spojrzała spokojnie na rodziców i zasnęła.
Zapytana następnego dnia przez nich, co się stało stwierdziła, że nic nie pamięta. Wtedy Elizabeth i Tom popatrzyli się na siebie jednakowym wzrokiem, dzieląc tę samą myśl.
Wizyta u Wróżki była całkiem normalna w świecie magii. Była nawet czasem uznawana jako obowiązek, tuż po narodzrniu dziecka. Państwo Meanstonowie jednak tego nie zrobili. Nie w odpowiednim czasie.
Nie wierzyli w nic takiego jak "wróżby". Mimo magii ich otaczającej, jasnowidzenie było kontrowersyjnym zawodem wśród czarodziejów, nie każdy bowiem w to wierzył.
Młodzi rodzice znali się z pewną jasnowidzką. To właśnie przy jej kuli siedziała póżniej cała rodzina.
Jasnowidzka przywitała ich przerażonym wzrokiem. Elizabeth wydałaby z siebie ciche "pff", ale się powstrzymała. Wtedy najważniejsze było dobro jej córki.
Nie przejmując się niczym wróżka zakasała rękawy i popatrzyła się w kulę. Patrzyła i patrzyła. I patrzyła. Musiało minąć około pięciu minut kiedy Elizabeth zaszlnęła.
Dziesięć, kiedy Tom odchrząknął.
Już mieli wyjść, ale pomarszona ręka kobiety nagle znalazła się na koszulce Toma. Kobieta z zamkniętymi oczami przemówiła:
- Dziecko narodzone w marcu, czarodziejów czystokrwistych, na świat dla nas przyszło, aby od zła ziemię oczyścić. Ono wskarze nam drogę, pomoże Jedynemu, jednak przypisane ma do siebie nieszczęście, które pomoże Panu Czarnemu.

Carmen from SlytherinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz