Część IX

761 43 19
                                    

Hej kochani!
Pod VII rozdziałem pojawiło się 10☆ także przed wami kolejna część mojego opowiadania :)
Jednak zanim do tego przejdziemy, chciałabym wam powiedzieć, że jesteście wspaniali! Dziękuję wam za ponad 100 gwiazdek, 600 wyświetleń i piękne, motywujące komentarze! ♥ Jestem bardzo szczęśliwa, że moje opowiadanie zostało tak ciepło przyjęte :)
A, i jeszcze jedno: z racji tego, że wszystkie osoby, które w ogóle się wypowiedziały, oznajmiły, że chcą by było bardzo bardzo słodko, tak też postaram się zrobić ;)
Ten rozdział dedykuje pierwszym pięciu osobom, które napiszą, co sądzą o tej części ;)
Mam nadzieję, że wam się spodoba :*
JustNoOrdinaryMe
☆☆☆
*Ambar*
-Ambar. -ktoś stuknął mnie w ramię. - Ambar! Wszystko ok?
Wyrwana z zamyślenia, mrugnęłam kilka razy oczami i rozejrzałam się dookoła. No tak, Jam&Roller. Spojrzałam w górę.
Simon
Poderwałam się gwałtownie z krzesła.
-Tak, wszystko jest w jak najlepszym porządku. -zapewniłam go szybko.
Oprócz tego, że właśnie uświadomiłam sobie, że Cię kocham.
-Na pewno? -dopytywał się z troską.
-Tak, tak, tylko się zamyśliłam. -odsunęłam się od niego.
Skąd u mnie taka panika?
-Dobra... Wcześniej chciałaś ze mną pogadać?
Nie, tak naprawdę chciałam po prostu spędzić z tobą więcej czasu.
-Nie... Znaczy tak... Znaczy... -jąkałam się.
Ogarnij się, Ambar.
-Nie, po prostu przyszłam pojeździć. -powiedziałam i chciałam go wyminąć.
-Pójdę z tobą, mam trochę czasu. -chłopak zatrzymał mnie i się uśmiechnął.
-Sama. -dodałam chłodno, wyrywając rękę. I odeszłam, zostawiając go w lekkim szoku i z bólem w oczach.
Znowu to robię.
Ranię ludzi, których kocham.
***
*Luna*
-Jesteś szalona! -zawołał Matteo, ze śmiechem opadając na krzesło po drugiej stronie ekranu telefonu.
-Ale nie mów, że ci się nie podobało! -śmiejąc się, usiadłam na fotelu w moim pokoju.
-A wątpisz w to? -spytał retorycznie.
-Przechodzimy na komputer?
-Jasne. -zgodził się i po chwili mogłam go zobaczyć na większym ekranie.
-Jak dla mnie było genialnie! -powiedziałam. Ustawiłam kamerkę, tak by mógł mnie cały czas widzieć, usiadłam na łóżku i zaczęłam rozwiązywać wrotki.
-A jak miało być, skoro jeździłaś ze mną?
Roześmiałam się.
-A żebyś widział miny ludzi, którzy mnie mijali. Były bezcenne! No wiesz, dziewczyna jadąca przez park i śmiejąca się przez cały czas do telefonu to chyba niecodzienny widok.
-Na mnie też się dziwnie patrzyli. Dobrze, że nie wpadłaś na żadną lampę po drodze. -dodał z sarkastycznym uśmiechem.
-Ha ha ha. Bardzo śmieszne. -udałam obrażoną i poszłam odstawić wrotki na miejsce.
Po chwili usiadłam przed monitorem.
-Gdzie zniknęłaś? Przecież wiesz, że to tylko żarty... -Matteo wyglądał, jakby naprawdę uwierzył, że się o to obraziłam.
-No właśnie. -uśmiechnęłam się.- Nie mogę uwierzyć, że ty dalej myślisz, że mogłabym się obrazić o takie coś i to jeszcze na ciebie.
Uśmiech wrócił na twarz chłopaka.
-Czuję się zaszczycony.
Znowu parsknęłam śmiechem.
-Ale i tak uważam, że twoje pomysły są szalone. -powiedział zaczepnie.
-I przecież za to mnie kochasz. -odparłam z uśmiechem, ale po chwili umilkłam, zdając sobie sprawę z tego, co powiedziałam.
Matteo tylko uśmiechnął się pod nosem.
-Znaczy... no... -nie wiedziałam jak wybrnąć z tej sytuacji.
-Masz rację, Kelnereczko. -przerwał mi chłopak.- Za to właśnie cię kocham. Między innymi oczywiście.
Zarumieniłam się, i to porządnie. Uśmiechnęłam się.
-Dlaczego ty musisz być taki słodki? -zapytałam.
O super, powiedziałam to na głos... No trudno, raz się żyje.
-Taka moja rola. -zaśmiał się.- No ale przecież właśnie za to...
-...cię kocham. -dokończyłam za niego z uśmiechem.
***
*Ambar*
Po kilkunastu minutach jazdy na torze stwierdziłam, że nie mam już na to ochoty. W dodatku w ogóle nie mogłam się skupić. Nawet nie będę ukrywać, że powodem mojego rozbicia psychicznego był Simon. Dlaczego ja zawsze muszę mieć takie skomplikowane życie?
To przez to, jaka jestem... Nie jaka byłam, bo przecież charakter nie zmienia się od tak.
Dlaczego tak zareagowałam? Dlaczego nie pozwoliłam mu ze mną pojeździć?
Czego ja się boję?
Odpowiedź wcale nie była taka trudna.
Boję się miłości.
***
Po przebraniu wrotek na zwykłe buty, wyszłam z szatni i skierowałam się do wyjścia.
I tak nie miałam po co tam siedzieć.
Przechodząc obok baru, odruchowo spojrzałam na scenę.
Był tam.
Stał i wpatrywał się w moje oczy, próbując cokolwiek z nich wyczytać.
Odwróciłam wzrok.
Pewnie i tak już nie chce ze mną gadać.
Szybkim krokiem wyszłam z kawiarni.
Dlaczego to tak boli?
Idąc przez park, zastanawiałam się nad beznadziejnością mojego życia, gdy nagle poczułam, że ktoś mnie obejmuje od tyłu. Chciałam krzyknąć, ale poznałam ten zapach. I od razu przeszły mnie dreszcze.
-Simon... puść mnie... -szepnęłam, chociaż wcale tego nie chciałam.
Nie posłuchał. Zamiast tego obrócił mnie tak, że stałam przodem do niego.
-Co się stało? Dlaczego taka jesteś?
Spojrzałam mu w oczy.
Nie mogę mu tego robić.
-Przepraszam...
I wtuliłam się w niego. Chciałam tam zostać do końca życia, ale nie mogłam.
Przecież nie na tym polega przyjaźń, nie?
A my jesteśmy przyjaciółmi.
Niestety.
Po chwili więc z przykrością odsunęłam się od niego. Pociągnął mnie na najbliższą ławkę i kilka minut siedzieliśmy obok siebie w ciszy.
-Więc? -posłał mi pytające spojrzenie.- Co się stało?
Odwróciłam głowę w jego stronę i delikatnie się uśmiechnęłam.
-W sumie nic... -to akurat była prawda, bo przecież nic się takiego nie stało.- Po prostu mam gorszy dzień...
Uśmiechnął się.
-Wiesz, na pewno jest strasznie późno... Muszę wracać do domu. -powiedziałam.
-To chodź. -wstał i wyciągnął do mnie rękę.- Odprowadzę cię.
-Ok. -zgodziłam się.
Wstałam i razem pokonaliśmy drogę do rezydencji. Rozmawialiśmy i Simon zdecydowanie poprawił mi humor.
Dopiero pod domem, gdy chciałam się z nim pożegnać, zorientowałam się, że cały czas trzymał moją dłoń. Udałam, że nic mnie to nie rusza, żeby nie stworzyć niekomfortowej sytuacji.
Bo przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie?
-Pa, Simon. I dziękuję. -przytuliłam go. Odzwzajemnił uścisk.
-Nie ma za co Ambar, naprawdę. Do jutra. -powiedział, gdy się od siebie odsunęliśmy.
Uśmiechnęłam się i weszłam do domu.
Gdy przechodziłam obok pokoju Luny, usłyszałam, że z kimś rozmawia i się śmieje. Spojrzałam na nią przez uchylone drzwi. Siedziała przed komputerem i z uśmiechem na twarzy słuchała, co Matteo ma jej aktualnie do powiedzenia.
Mimo dzielącej ich odległości oboje wyglądali na bardzo szczęśliwych.
Potrzebują siebie jak powietrza pomyślałam, przypominając sobie, że jeszcze kilka dni temu Luna wręcz usychała z tęsknoty za chłopakiem.
Jak ja mogłam chcieć ich kiedyś zniszczyć?
Skierowałam się do swojego pokoju. Umyłam się, przebrałam i położyłam do łóżka. Nagle mój telefon oznajmił, że ktoś przysłał mi wiadomość. Wzięłam go do ręki i przeczytałam.
Od Simon: Spotkajmy się jutro w J&R. Muszę się ciebie o coś spytać. Dobranoc :)
Od Ambar: Ok, przyjdę po zakończeniu roku w szkole. Dobranoc :)
Zaczęłam się denerwować. O co on może chcieć się mnie spytać? Czy to będzie to, o czym myślę? Nie, to niemożliwe... A może jednak?
I, z takim mętlikiem w głowie, zasnęłam.
***
*Luna*
-Jesteś już całkowicie spakowany? -spytałam, gdy przestaliśmy się w końcu śmiać z sucharu, który opowiedział Matteo.
-Prawie, jeszcze tylko kilka rzeczy.
-O której masz jutro samolot?
-O 15:30. I nadal nawet nie wiem, gdzie lecimy. O ile nigdy za często nie rozmawiamy, to tym razem rodzice unikają rozmowy o tym jak ognia.
-Ciekawe... -zastanowiłam się.
-Ale nie to jest najdziwniejsze. Otóż kilka dni temu, pewnie jakiś tydzień lub trochę więcej, przy śniadaniu rodzice zapytali się, dlaczego jestem taki zdołowany...
-A dlaczego byłeś? -przerwałam mu.
-Szczerze? -spojrzał mi w oczy, a ja skinęłam głową.- Bo strasznie za tobą tęskniłem. Po prostu.
Uśmiechnęłam się.
-I co im odpowiedziałeś?
-Powiedziałem im prawdę. Że bardzo brakuje mi przyjaciół a szczególnie takiej jednej kelnereczki. -uśmiechnął się.
-Serio?
-No, może nie powiedziałem "kelnereczki", ale chyba zrozumieli, o co mi chodziło. -puścił mi oczko.- I od tej pory zachowują się dość dziwnie.
-Rozumiem... -pokiwałam głową. Spojrzałam na zegarek. 21:45.
Co?!
-Matteo, jest strasznie późno!
-Rzeczywiście... -przyznał.- Bo widzisz, w dobrym towarzystwie czas leci bardzo szybko. -uśmiechnął się.
-Wiem, Królu Pawiu... -westchnęłam.- Ale jutro ostatni raz idę do szkoły. Jest zakończenie roku i oczywiście idę na 8:00, jakby nie mogli zrobić chociaż zakończenia na 9:00.
-Współczuję. Wiem, jakie nudne są zakończenia w Blake. Sam przechodziłem już kilka. Ale plus jest taki, że potem macie już od 11:30 wolne.
-Co my tam będziemy robić przez 3,5 godziny?! -przeraziłam się.
Matteo zachichotał.
-Głównie słuchać dyrektora. Ale spokojnie, Kelnereczko. Zawsze możesz jakoś umilić sobie ten czas.
-Jak? -zapytałam zrezygnowana.
-Na przykład myśląc o mnie. -uśmiechnął się flirciarsko.
Zaśmiałam się i prychnęłam.
-Albo gadając z Fede. -powiedziałam, tak jakby od niechcenia.
Wiedziałam, że go tym zdenerwuje.
-Jakim Fede? -spytał podejrzliwie, widziałam, że ledwo się powstrzymuje od krzyku.
-Ah, no wiesz, Federico, taki miły chłopak, który czasami się do mnie dosiada, jak jestem sama; mamy bardzo dużo wspólnych tematów, jest po prostu przekochany. -powiedziałam, udając zachwyt.
Oczywiście nie było żadnego Fede, ale miałam niezły ubaw patrząc jak Matteo powoli robi się czerwony, później blednie i patrzy na mnie spod przymrużonych powiek.
-Jesteś zazdrosny? -spytałam, udając zdziwienie i ledwo powstrzymując się od śmiechu. Wiem, jestem okrutna.
-Ja? Pfff... nieeee...
Kłamał. Oj, kłamał.
Wybuchnęłam śmiechem.
Matteo patrzył na mnie nic nierozumiejącym wzrokiem.
-Z czego się tak śmiejesz?
Pokreciłam głową, dalej skręcając się ze śmiechu.
Po chwili jednak chłopak chyba coś zrozumiał.
-Nie ma żadnego Fede, co? -spytał, kręcąc głową.
Przestałam się śmiać, otarłam łzy i pokiwałam głową.
-Oczywiście, że nie. Szkoda, że siebie nie widziałeś...
-Tak cię bawi moja zazdrość, Kelnereczko? -Matteo zmrużył oczy.
-O, czyli jednak przyznajesz, że byłeś zazdrosny? -spytałam.
-Uznam to pytanie za retoryczne. -uśmiechnął się.- Dobra, idź już spać, Lunitka, bo jutro nie wstaniesz.
-Pa, Matteo. -uśmiechnęłam się.- To chyba były moje najlepsze dwa dni od kilku miesięcy. -dodałam cicho.
-Moje też, kochanie... -ostatnie słowo powiedział szeptem i się rozłączyliśmy.

Soy Luna - Meant to be ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz