2.1(/2.2)

315 43 4
                                    

Ciepłe powietrze, przesycone ciężkim zapachem sosny, od razu wywołało na jego twarzy uśmiech, kiedy kolejnego dnia znów wszedł do zakrystii. Na zewnątrz było tak zimno, że na futerku okalającym kaptur jego kurtki pojawiły się sople, które teraz zaczęły rozmarzać. Kropelki spadały na posadzkę, a ich ciche kapanie było doskonale słyszalne. W kącie pokoju siedział tylko jeden chłopiec i, pochylony nad kartką, czytał coś, pomagając sobie ustami.

― Co robisz? ― zapytał Dawid, odwieszając kurtkę.

― Czytam.

Lakoniczna odpowiedź nieco zbiła go z tropu, ale nie powstrzymała przed drążeniem tematu. W końcu byli tu sami, nie mieli do roboty nic innego, niż porozmawiać.

― Masz dzisiaj czytanie? ― zapytał, przysiadając się do dzieciaka i zaglądając w kartkę, którą ten od razu zabrał mu sprzed nosa.

― Tak.

― A... Co konkretnie?

― List do Rzymian.

Dawid pokiwał głową, choć wiedział, że tamten na niego nie patrzy, więc prawdopodobnie nie zauważy gestu.

― O czym jest twój fragment?

― Ćśśś! ― syknął chłopak, wyraźnie już zirytowany.

Wobec takiego oporu nie było sensu się starać. Dawid wstał z westchnieniem i wyjął z plecaka słuchawki. Usiadł pod przeciwległą ścianą, włączył losową piosenkę, a potem przymknął na moment oczy. Mógł wstać trochę później...

Obudził go błysk flesza i czyjś śmiech.

― Wybacz, musiałem. Kiepski ze mnie agent, już usuwam.

  Nikodem usiadł tuż obok chłopaka, opierając się o niego ramieniem i podsunął nie do końca przytomnemu telefon pod nos, na jego oczach usuwając zdjęcie.

― Powiedz ty mi, dlaczego przychodzisz tu tak wcześnie, skoro mieszkasz chyba najbliżej?

Nie doczekał się reakcji, Dawid musiał najpierw wyciągnąć słuchawki. Kiedy to zrobił, spojrzał na niego pytającym wzrokiem, przekrzywiając głowę jak szczeniak owczarka.

― Pytałem, na kiego... grzyba wstajesz tak wcześnie, skoro masz do domu trzy kroki i na dobrą sprawę mógłbyś wstać pół godziny później ― powtórzył chłopak z ciepłym uśmiechem, przegarniając swoje jasne, nieco za długie, kręcone włosy.

― Nie lubię się spóźniać ― wzruszył ramionami Dawid.

― A spać na podłodze w zakrystii?

― Nie spałem...

― Wcale a wcale ― roześmiał się blondyn, łapiąc jedną z leżących słuchawek. ― Mogę?

― Jasne.

Przez chwilę słuchał w skupieniu, starając się rozpoznać utwór. Po kilku sekundach zaczął cicho nucić melodię, przygryzł wargę i spojrzał Dawidowi w oczy, by w końcu doczekać refrenu.

― You're an angel fallen down, won't you tell us of the clouds? You have fallen from the sky...

― Nikodem, na miłość boską ― proboszcz stanął nad nimi z trochę rozbawionym, a trochę zdenerwowanym wyrazem twarzy. ― Żebyś ty tak na mszy śpiewał, a nie tutaj, ludzie pomyślą, że jakieś kółko wokalne urządzam.

― Przepraszam! ― parsknął chłopak, oddając słuchawki właścicielowi.

Kapłan oddalił się do swojego gabinetu, mrucząc coś pod nosem.

CredoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz