— Chodź ze mną na chwilę ― poprosił Nikodem, gdy po mszy wyszli z kościoła, jak co dzień kierując się w stronę przystanku.
― Po co?
― Tylko na chwilę, nie spóźnimy się na autobus.
Dawid pokiwał głową i nie zwrócił mu uwagi, że to wcale nie jest odpowiedź na pytanie, które zadał. Stawili się w kościele już o piątej tylko po to, by w ramach pokuty za karygodne zachowanie pozamiatać świątynię przed rozpoczęciem rorat, nic więc dziwnego, że nie zaśnięcie podczas mszy urosło dla nich co najmniej do rangi wyczynu. Na szczęście teraz zimne powietrze i myśl o kawie z automatu pod szkołą sprawiła, że obaj wrócili do żywych.
Zamiast udać się prosto do wyjścia z terenu kościoła, Nikodem poprowadził go wokół budynku, na tyły. Przeszli przez dziurę w metalowym ogrodzeniu, by szybko znaleźć się po drugiej stronie. Na polach.
Zmrożone źdźbła traw chrzęściły pod stopami. Łąka za świątynią była ogromna, rosło na niej zaledwie kilka pojedynczych drzew. Blondyn zatrzymał się właśnie przy jednym z nich, karłowatej, wysmaganej wiatrem wiśni. Z tego miejsca jedynym, na czym mogli zawiesić wzrok, była czarna ściana lasu, wyraźnie odcinająca się na tle białej równiny. Wschodzące słońce odbijało się w śniegu, malując na nim kolorowe refleksy. Oślepiało, zmuszając do podniesienia wzroku.
Dawid oparł się o konar wiśni i założył ręce. Wiatr na szczęście odrobinę ucichł, choć nadal było zimno, dało się już wytrzymać.
― Hm? ― mruknął w końcu, przerywając zapadłą ciszę.
Nikodem zamknął oczy i przygryzł wargę, ale nie odwrócił głowy. Zatrzymał się na moment w tej pozycji, aby po chwili westchnąć i podejść bliżej. Nie miał na sobie czapki, śnieg, który spadł z wiśni, zatrzymał się w jego jasnych włosach.
― Ja... ― zaczął, ale urwał, kiedy chłopak podniósł rękę i strącił te zabłąkane płatki na ziemię.
Blondyn złapał go za dłoń i wplótł ją w swoje włosy, jeszcze bardziej skracając dystans. Oddychał szybko, płytko, wpatrując się w jego oczy.
Dawid skarcił się w myślach. Znowu doprowadził do sytuacji, która mogła się źle skończyć. Musiała. Ale... na bogów, chciał tego!
― Niki... ― powiedział cicho, jednak ten nie dał mu dokończyć.
***
Kiedy po długiej chwili oderwali się od siebie, Dawid spuścił głowę i powędrował dłonią do ust, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało. Nie chcąc w to uwierzyć. Żaden z nich się nie odezwał, ale nie patrzyli już na siebie nawzajem, uciekając spojrzeniami. Po jakimś czasie Dawid podniósł swój rzucony w śnieg plecak, jednak Nikodem nie zareagował na to w żaden sposób, oparłszy się o wiśnię dokładnie tak, jak on sam jeszcze kilka minut temu. Nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, nawet nie wiedział, co chciałby blondynowi przekazać, dlatego po prostu odwrócił się i poszedł w stronę dziury w ogrodzeniu, starając się ujarzmić kotłowaninę sprzecznych myśli we własnej głowie. Odwrócił się tylko raz i zobaczył wówczas, że chłopak chowa twarz w dłoniach, pochylając się lekko. Płakał? Śmiał się? Z tej odległości nie było mu dane ocenić.
***
Trzasnął drzwiami, zapominając o zamknięciu ich na klucz. Mokrą od topniejącego śniegu kurtkę rzucił wprost na ziemię i wbiegł po schodach na piętro, wsłuchując się w ciche stękanie starego drewna. Jego pokój znajdował się na poddaszu, nie było tu zbyt wiele miejsca. Naprzeciw materaca, rzuconego wprost nad ziemię pod spadzistym dachem stało nieduże biurko. Stanął na moment pośrodku tego wszystkiego, oddychając ciężko. Rzucił plecak i kopnął go w kąt, po czym zrobił bezcelowe kółko.
― Uspokój się ― mruknął. Często mówił sam do siebie.
Nie wyszło mu.
Zacisnął dłoń w pięść i zagryzł ją, wpatrując się tępo w sunące za oknem chmury. Stał tak przez kilka sekund, a potem westchnął ciężko, aby po chwili podejść do laptopa zostawionego na biurku. Wyszarpnął wszystkie kable i usiadł na materacu. Znowu się zawiesił, patrząc na kolorowe logo Google. W końcu wpisał szybko kilka słów i wszedł w pierwszy lepszy wynik.
„Pan Bóg stworzył nas heteroseksualnymi, a orientacja homoseksualna jest psychiczną dewiacją nabytą na skutek negatywnego wpływu środowiska."ⁱ
W pierwszym odruchu chciał opuścić tę stronę.
„Jeżeli ktoś straci wiarę w możliwość i wydobycia się z tego stanu, wtedy staje się ofiarą klanu aktywnych homoseksualistów, którzy twierdzą, że homoseksualizm jest wrodzonym i naturalnym dążeniem seksualnym."ⁱ
Odłożył laptopa na materac i wstał. Wplótł dłonie we włosy, a potem znowu spojrzał w okno, jak gdyby spodziewał się zobaczyć tam cokolwiek istotnego. Znów zatoczył koło po pokoju, by na końcu kopnąć drzwi, które zatrzeszczały głucho. Warknął coś pod nosem, szarpnął je i wyszedł na korytarz. Dom był pusty, tylko ciche szumienie pralki kłóciło się z odgłosem śniegu spadającego z dachu, więc zszedł na dół i poprawił rzuconą kurtkę. Była brudna.
Nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć. Czuł, że to, co się stało, było złe, przynajmniej z moralnego punktu widzenia. Z drugiej strony... to był moment, w którym na chwilę przestał hamować własne uczucia. Nie chciał znowu zamykać się w klatce, nie chciał być zmuszony do patrzenia na Nikodema każdego kolejnego dnia i udawania, że wszystko jest tak, jak było jeszcze trzy dni temu.
Ale jeszcze bardziej nie chciał niejako na własne życzenie wykreślić się ze wspólnoty kościoła. Jak ktoś, kto nie potrafi pomóc samemu sobie, miałby pomagać innym w roli kapłana? Księżmi powinni zostawać tylko ludzie naprawdę czyści, pewni swojej roli. Nie mógł pogodzić się z tym, że z powodu jednej chwili jego plan na dalsze życie miałby zostać przekreślony. Nie widział się w innym zawodzie, bo i kim miałby być? Kelnerem, fryzjerem? Być może te profesje dawały znacznie więcej wolności, ale...
Ale?
ⁱ http://adonai.pl/czystosc/?id=27

CZYTASZ
Credo
Historia CortaPierwszy tydzień adwentu. Siedem dni, siedem rorat, siedem zdarzeń. I tylko jedno zakończenie. Z orientacją można się ukrywać przed całym światem, ale jeśli nie będzie ci dane zaakceptować samego siebie, utkniesz we własnym piekiełku. Dawid coś o t...