3.2(/3.4)

246 44 7
                                    

— Siasiam, cio ty jeteś?

Śliczna dziewczynka o brązowych włosach związanych różowymi gumkami w dwie kitki stała przed Dawidem wyraźnie oczekując odpowiedzi.

― Co? ― mruknął chłopak, wyciągnąwszy z ucha słuchawkę.

― Ja pytam, cio ty tu sisiedłeś, ty jesieś dusi.

Przerażony chłopak spojrzał na Nikodema, niemo błagając o pomoc.

― Ona chyba pyta, kim ty jesteś i po co tu przyszedłeś ― odparł półgębkiem blondyn, powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem.

― A... No, bo widzisz, części pań dzisiaj nie będzie, więc ja i kolega mamy się z wami pobawić.

― Aha. Ja nie cie ś tobą bawić ― odparła mała, zatupała w miejscu i pobiegła gdzieś w przeciwną stronę.

― Ło Chryste panie ― westchnął Dawid. ― Jakim cudem tyś ją zrozumiał?

― Mam młodsze rodzeństwo, to się da wyćwiczyć ― powiedział chłopak, wzruszając ramionami. ― Ale fakt, ona akurat strasznie sepleni.

― I co teraz? Przesiedzimy tu cały dzień?

― Chyba wypadałoby się ruszyć.

― Ale nie ma dokąd. Dzieciaki się świetnie same bawią.

― Zobaczysz, jak będzie ― stwierdził Nikodem. ― Niby nie jesteśmy tu potrzebni, ale jak ruda powie Ćwierkowi, że cały czas siedzieliśmy pod ścianą, to mamy prze... będzie źle.

Dawid przyznał mu rację, więc z ociąganiem wstali i rozejrzeli się po świetlicy. Kilkanaście maluchów zajmowało się robieniem niemiłosiernego bałaganu, rozsypując klocki, lalki, puzzle i inne drobne przedmioty, których pozbieranie będzie później graniczyć z cudem. Rzucili swoje rzeczy pod wieszaki z kurteczkami dzieci i, mając już wolne ręce, zaczęli krążyć po sali, wypatrując sobie zajęcia.

― Chłopcy! ― usłyszeli wołanie z prawej strony, jakoś tak przy trzecim okrążeniu. ― Chodźcie tu na chwilę.

Podeszli, starając się nie okazywać zniechęcenia.

― Macie tu kolorowanki, tam stoją koszyki z kredkami i mazakami, rozłóżcie to na tamtych stołach ― poleciła im kobieta, a sama wyszła na środek świetlicy. ― Dzieci! Kto ma ochotę porysować? Są kolorowanki ze zwierzątkami, z księżniczkami i nawet z samolotami dla chłopaków!

Dzieci porzuciły swoje dotychczasowe zajęcia i, jak na komendę, rzuciły się w stronę stołów, wrzeszcząc i piszcząc. Tylko jeden chłopczyk podszedł do opiekunki, wtykając kciuk do buzi.

― Psie pani... ― zaczął niepewnie. ― A jest wóz stlażacki?

― Jest, jest! ― zawołał z drugiego końca sali Nikodem, cudem usłyszawszy to pytanie. ― Nawet karetkę mamy, chodź!

Chłopcu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie zważając na rozwiązane sznurówki pobiegł w stronę blondyna. Będąc już tylko kilka kroków przed nim, spróbował zahamować i nadepnął na sznurowadło. Nikodem mógł tylko krzyknąć, z powodu zajętych kredkami i kartkami rąk nie miał jak uratować sytuacji.

Dawid wyminął go zwinnie i w ostatniej chwili przywrócił dzieciaka do pionu.

― Umiesz sobie zawiązać? ― zapytał, uśmiechając się ciepło.

― Nie-e... ― wyjąkał maluch, wciąż nieco przestraszony.

― Daj.

Usadziwszy go sobie na kolanie, chłopak szybko zawiązał schludną kokardkę, a jej uszy wsunął do wewnątrz bucika, na wszelki wypadek.

― No, uciekaj ― mruknął, odstawiając dziecko na ziemię.

― Chcę wóz stlażacki!

Nikodem kucnął obok nich, znajdując wymarzoną kolorowankę. Mały wyrwał mu ją z dłoni i, zabierając też kredki, zajął miejsce przy stoliku.

― Byłbyś dobrym tatusiem ― zaśmiał się blondyn, na co Dawid tylko parsknął, kręcąc głową. ― Chodź, pokolorujesz samolocik. Albo stateczek. Co wolisz? Na stateczku siedzą piraciki, w samolociku chyba Mały Książę albo inny pilocik. To jak, Dawidku? Porysujemy?

Szczebiot Nikodema był godny rasowej opiekunki. Chłopak przez chwilę utrzymywał poważną twarz, ale w końcu zaczął się śmiać.

― Wolę Małego Księcia ― odpowiedział, gdy już się uspokoił.

― Bo dobrze widzi się tylko sercem, hm? ― mruknął blondyn, podając mu kartkę i prowadząc do wolnego stolika.

― Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu ― dokończył. ― Pamiętasz to po tylu latach?

― Czytałem nie tylko jako lekturę. Lubię tę historię.

― Grają go teraz w kinach, idziemy? ― zapytał Dawid, poruszając sugestywnie brwiami.

― Zawsze! ― odpowiedział Nikodem, ale uśmiech na jego ustach nie był tak szczery, jak ten sprzed chwili.

― Mówię poważnie. Będziemy świetnie wyglądać w tym tłumie dzieciaków.

― W takim razie... nie mogę odmówić. Zielona, czerwona, niebieska?

Chłopak w pierwszej chwili nie zrozumiał, że blondyn pyta o kredki. Po krótkim zastanowieniu wyjął mu z dłoni wszystkie trzy. Ten przełknął ślinę i odwrócił wzrok, kiedy tylko ich palce na moment się zetknęły. Pochylił się nad siedzącym najbliżej dzieckiem, wskazując coś na jego rysunku, a malec oburzył się i zawołał:

― To lisek!

Nikodem uniósł dłonie w obronnym geście, ale uśmiechnął się lekko. Dawid nie mógł tego widzieć, chłopak wciąż siedział zwrócony do niego plecami.

― Przepraszam, przepraszam, teraz widzę. Ma piękny ogon.

― I obrozię! Z dźwonećkiem!

― Mhm, z dzwoneczkiem ― odparł z przekonaniem, ale nie odwrócił się z powrotem, nadal patrzył w kartkę malca.

Dawid wyciągnął rękę i położył dwa palce na jego ramieniu, odwracając do siebie. Mimo panującego na sali hałasu usłyszał, jak chłopak gwałtownie wciągnął powietrze. Blondyn szybko strącił jego dłoń i przegarnął włosy, dopiero po chwili łapiąc pierwszą lepszą kredkę.

― Gdzie mój statek? ― zapytał, nie znalazłszy kartki tam, gdzie ją zostawił.

― A przybiegło takie małe bezpłciowe coś, zabrało i uciekło ― westchnął Dawid.

Blondyn pokiwał głową.

― Trudno. Coś tam chyba jeszcze zostało.

Wyciągnął się maksymalnie, starając sięgnąć do kilku czystych kolorowanek, które rozrzucili na stole, żeby każde dziecko samo mogło sobie coś wybrać. Złapał za pierwszą lepszą i przyciągnął z powrotem.

― O, zebra ― stwierdził. ― To się nie narobię.

Dawid przez chwilę nic nie odpowiadał, wpatrując się w niego z zamyśleniem.

― Nikodem... ― zaczął po chwili.

Blondyn zesztywniał, zatrzymując się wpół ruchu.

CredoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz