— Siasiam, cio ty jeteś?
Śliczna dziewczynka o brązowych włosach związanych różowymi gumkami w dwie kitki stała przed Dawidem wyraźnie oczekując odpowiedzi.
― Co? ― mruknął chłopak, wyciągnąwszy z ucha słuchawkę.
― Ja pytam, cio ty tu sisiedłeś, ty jesieś dusi.
Przerażony chłopak spojrzał na Nikodema, niemo błagając o pomoc.
― Ona chyba pyta, kim ty jesteś i po co tu przyszedłeś ― odparł półgębkiem blondyn, powstrzymując się przed parsknięciem śmiechem.
― A... No, bo widzisz, części pań dzisiaj nie będzie, więc ja i kolega mamy się z wami pobawić.
― Aha. Ja nie cie ś tobą bawić ― odparła mała, zatupała w miejscu i pobiegła gdzieś w przeciwną stronę.
― Ło Chryste panie ― westchnął Dawid. ― Jakim cudem tyś ją zrozumiał?
― Mam młodsze rodzeństwo, to się da wyćwiczyć ― powiedział chłopak, wzruszając ramionami. ― Ale fakt, ona akurat strasznie sepleni.
― I co teraz? Przesiedzimy tu cały dzień?
― Chyba wypadałoby się ruszyć.
― Ale nie ma dokąd. Dzieciaki się świetnie same bawią.
― Zobaczysz, jak będzie ― stwierdził Nikodem. ― Niby nie jesteśmy tu potrzebni, ale jak ruda powie Ćwierkowi, że cały czas siedzieliśmy pod ścianą, to mamy prze... będzie źle.
Dawid przyznał mu rację, więc z ociąganiem wstali i rozejrzeli się po świetlicy. Kilkanaście maluchów zajmowało się robieniem niemiłosiernego bałaganu, rozsypując klocki, lalki, puzzle i inne drobne przedmioty, których pozbieranie będzie później graniczyć z cudem. Rzucili swoje rzeczy pod wieszaki z kurteczkami dzieci i, mając już wolne ręce, zaczęli krążyć po sali, wypatrując sobie zajęcia.
― Chłopcy! ― usłyszeli wołanie z prawej strony, jakoś tak przy trzecim okrążeniu. ― Chodźcie tu na chwilę.
Podeszli, starając się nie okazywać zniechęcenia.
― Macie tu kolorowanki, tam stoją koszyki z kredkami i mazakami, rozłóżcie to na tamtych stołach ― poleciła im kobieta, a sama wyszła na środek świetlicy. ― Dzieci! Kto ma ochotę porysować? Są kolorowanki ze zwierzątkami, z księżniczkami i nawet z samolotami dla chłopaków!
Dzieci porzuciły swoje dotychczasowe zajęcia i, jak na komendę, rzuciły się w stronę stołów, wrzeszcząc i piszcząc. Tylko jeden chłopczyk podszedł do opiekunki, wtykając kciuk do buzi.
― Psie pani... ― zaczął niepewnie. ― A jest wóz stlażacki?
― Jest, jest! ― zawołał z drugiego końca sali Nikodem, cudem usłyszawszy to pytanie. ― Nawet karetkę mamy, chodź!
Chłopcu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Nie zważając na rozwiązane sznurówki pobiegł w stronę blondyna. Będąc już tylko kilka kroków przed nim, spróbował zahamować i nadepnął na sznurowadło. Nikodem mógł tylko krzyknąć, z powodu zajętych kredkami i kartkami rąk nie miał jak uratować sytuacji.
Dawid wyminął go zwinnie i w ostatniej chwili przywrócił dzieciaka do pionu.
― Umiesz sobie zawiązać? ― zapytał, uśmiechając się ciepło.
― Nie-e... ― wyjąkał maluch, wciąż nieco przestraszony.
― Daj.
Usadziwszy go sobie na kolanie, chłopak szybko zawiązał schludną kokardkę, a jej uszy wsunął do wewnątrz bucika, na wszelki wypadek.
― No, uciekaj ― mruknął, odstawiając dziecko na ziemię.
― Chcę wóz stlażacki!
Nikodem kucnął obok nich, znajdując wymarzoną kolorowankę. Mały wyrwał mu ją z dłoni i, zabierając też kredki, zajął miejsce przy stoliku.
― Byłbyś dobrym tatusiem ― zaśmiał się blondyn, na co Dawid tylko parsknął, kręcąc głową. ― Chodź, pokolorujesz samolocik. Albo stateczek. Co wolisz? Na stateczku siedzą piraciki, w samolociku chyba Mały Książę albo inny pilocik. To jak, Dawidku? Porysujemy?
Szczebiot Nikodema był godny rasowej opiekunki. Chłopak przez chwilę utrzymywał poważną twarz, ale w końcu zaczął się śmiać.
― Wolę Małego Księcia ― odpowiedział, gdy już się uspokoił.
― Bo dobrze widzi się tylko sercem, hm? ― mruknął blondyn, podając mu kartkę i prowadząc do wolnego stolika.
― Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu ― dokończył. ― Pamiętasz to po tylu latach?
― Czytałem nie tylko jako lekturę. Lubię tę historię.
― Grają go teraz w kinach, idziemy? ― zapytał Dawid, poruszając sugestywnie brwiami.
― Zawsze! ― odpowiedział Nikodem, ale uśmiech na jego ustach nie był tak szczery, jak ten sprzed chwili.
― Mówię poważnie. Będziemy świetnie wyglądać w tym tłumie dzieciaków.
― W takim razie... nie mogę odmówić. Zielona, czerwona, niebieska?
Chłopak w pierwszej chwili nie zrozumiał, że blondyn pyta o kredki. Po krótkim zastanowieniu wyjął mu z dłoni wszystkie trzy. Ten przełknął ślinę i odwrócił wzrok, kiedy tylko ich palce na moment się zetknęły. Pochylił się nad siedzącym najbliżej dzieckiem, wskazując coś na jego rysunku, a malec oburzył się i zawołał:
― To lisek!
Nikodem uniósł dłonie w obronnym geście, ale uśmiechnął się lekko. Dawid nie mógł tego widzieć, chłopak wciąż siedział zwrócony do niego plecami.
― Przepraszam, przepraszam, teraz widzę. Ma piękny ogon.
― I obrozię! Z dźwonećkiem!
― Mhm, z dzwoneczkiem ― odparł z przekonaniem, ale nie odwrócił się z powrotem, nadal patrzył w kartkę malca.
Dawid wyciągnął rękę i położył dwa palce na jego ramieniu, odwracając do siebie. Mimo panującego na sali hałasu usłyszał, jak chłopak gwałtownie wciągnął powietrze. Blondyn szybko strącił jego dłoń i przegarnął włosy, dopiero po chwili łapiąc pierwszą lepszą kredkę.
― Gdzie mój statek? ― zapytał, nie znalazłszy kartki tam, gdzie ją zostawił.
― A przybiegło takie małe bezpłciowe coś, zabrało i uciekło ― westchnął Dawid.
Blondyn pokiwał głową.
― Trudno. Coś tam chyba jeszcze zostało.
Wyciągnął się maksymalnie, starając sięgnąć do kilku czystych kolorowanek, które rozrzucili na stole, żeby każde dziecko samo mogło sobie coś wybrać. Złapał za pierwszą lepszą i przyciągnął z powrotem.
― O, zebra ― stwierdził. ― To się nie narobię.
Dawid przez chwilę nic nie odpowiadał, wpatrując się w niego z zamyśleniem.
― Nikodem... ― zaczął po chwili.
Blondyn zesztywniał, zatrzymując się wpół ruchu.
CZYTASZ
Credo
Short StoryPierwszy tydzień adwentu. Siedem dni, siedem rorat, siedem zdarzeń. I tylko jedno zakończenie. Z orientacją można się ukrywać przed całym światem, ale jeśli nie będzie ci dane zaakceptować samego siebie, utkniesz we własnym piekiełku. Dawid coś o t...