5.2(/5.2)

252 43 3
                                    

Wpuścił Nikodema przed sobą, gestem wskazując mu wieszak. Śnieg, który obaj mieli na kurtkach, natychmiast zaczął topnieć. Mieszał się z wniesionym na butach błotem, tworząc brudne kałuże na białych kafelkach.

― Matka nas zabije ― stwierdził Dawid, ze zrezygnowaniem patrząc na to wszystko. ― No nic. Spróbuj to jakoś przeskoczyć.

Zostawił buty na wycieraczce i, wybierając co suchsze miejsca, wydostał się z przedpokoju. Blondyn poszedł tuż za nim, uśmiechając się pod nosem.

Weszli do kuchni. Dawid od razu wstawił wodę, a Nikodem usiadł przy niedużym stoliku. Podparłszy głowę na dłoni, patrzył, jak chłopak krząta się przy blacie.

― Kawa, herbata, kakao, mleko z miodem ― wyrecytował Dawid, odwracając się w końcu do gościa. ― To z ciepłych. A z zimnych...

― Zdecydowanie zostaję przy ciepłych ― przerwał mu blondyn. ― Herbata będzie okej.

― Na pewno? Od czegoś mam mikrofalówkę, podgrzanie mleka to serio nie problem.

― Mówisz? To... nie, herbata wystarczy.

― Niiiki, Niki, Niki ― zaśmiał się Dawid. ― Nie kręć. Co chcesz?

Chłopak schował twarz w dłoniach, teatralnie potrząsając głową.

― Kakao. Dobrze? ― powiedział w końcu, nie starając się ukryć szerokiego uśmiechu.

― Doskonale.

Kiedy Dawid zaczął wyciągać kubki i łyżeczki, do kuchni weszła jego matka, już ubrana, ale nadal z wałkami we włosach.

― Dzień dobry ― powiedział Nikodem, zanim zdążyła go zauważyć.

― Ooo... Dzień dobry, dzień dobry.

― Mamo, to Nikodem, Niki, to moja mama ― rzucił Dawid, nawet się nie odwracając.

Blondyn skinął kobiecie głową. Chciał wstać ze swojego miejsca, ale powstrzymała go gestem.

― Nie idziecie dzisiaj do szkoły?

― Odwołali. Śnieżyca, drogi zasypane, to samo co przedwczoraj. Do końca tygodnia mają nam przydzielić nowego busa, bo ten stary rzęch sobie nie radzi na śniegu ― gładko skłamał jej syn, mieszając kakao.

Czuł, że matka chce go zapytać, kim właściwie jest ten obcy chłopak w ich kuchni, ale twardo udawał, że nie widzi jej znaczących spojrzeń.

― Hm... no dobrze, dobrze, możecie zostać, ale idźcie na górę. Ja zaraz jadę po Krysię i Ilonkę, chciałabym mieć kuchnię wolną.

― Jasne ― odparł chłopak, stawiając przed blondynem czerwony kubek w białe kropki.

A potem przypomniał sobie, że na jego biurku leży włączony laptop. Laptop, na którego ekranie nadal są pootwierane strony, na które wszedł wczoraj. Miał je pozamykać, ale rano się spieszył i...

― NIE ― powiedział, gwałtownie się odwracając.

― Nie ma nie, do siebie do sypialni przecież ich nie wezmę. Poza tym Ilonka przywiezie lakiery, to nie będziemy po pokojach smrodzić.

― Ale... Mam tam bałagan, jak...

― Jak zawsze, Dawid, sio na górę.

Nikodem wodził wzrokiem od jednego do drugiego.

― Też mam u siebie, to nie problem, naprawdę ― zapewnił w końcu.

― Widzisz, koledze nie przeszkadza. Już, już, bo ja zaraz wychodzę.

CredoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz