3.4(/3.4)

250 46 0
                                    

Kobieta najwyraźniej nie mogła im wybaczyć zajścia z Patrycją, ale będąc skazaną na ich pomoc, w końcu zawołała chłopaków do siebie. Nieco uratowali swoją opinię w jej oczach, przez kolejne godziny bez chwili przerwy krążąc pomiędzy dziećmi, niemniej jednak wciąż odnosiła się do nich z lekka oschle.

― Zaraz będzie obiad ― oświadczyła. ― Dla was też są przewidziane porcje, zjedzcie razem z dzieciakami, a koło drugiej możecie iść, bo jak pierwsi rodzice zabiorą część małych, to ja już sobie sama poradzę.

Skinęli głowami.

― Dzieci jedzą same, jak będzie któreś prosiło, żeby je pokarmić, to się nie dawajcie, mają się uczyć samodzielności ― zastrzegła, jeszcze zanim wyszła na środek sali, by przekazać tę wiadomość maluchom.

Rozpoczęło się wielkie sprzątanie świetlicy, podczas którego dzieci miały po kilkanaście sekund na posprzątanie danego rodzaju zabawek, czy to pluszaków, klocków czy puzzli.

― Sprytny sposób ― stwierdził Dawid, patrząc na tę kotłowaninę. ― Ona się nie musi ruszać, a małe mają frajdę.

Nikodem przyznał mu rację, ale wzrok miał zupełnie nieprzytomny, wbity gdzieś w przestrzeń między oknami. Obudził się dopiero w chwili, gdy zaskrzypiały drzwi oddzielające salę od kuchni, a gruba kucharka ubrana w granatowy fartuch wniosła duży, srebrny garnek, który ustawiła na pierwszym stoliku.

― Kochaniutcy, chodźcie no! ― zawołała, kiwając na nich ręką. ― Weźcie talerze i sztućce, garnki ja będę nosić.

― Dobrze ― mruknął Dawid w odpowiedzi.

Rozłożenie czegokolwiek na stołach oblepionych ze wszystkich stron przez dzieci nie było łatwe, ale w końcu im się udało, pomimo że maluchy bezustannie wyrywały im z dłoni widelce i łyżki.

― Nasi młodzi w porównaniu z tym to jednak nie taka dzicz ― stwierdził Nikodem, kiedy kucharka nakazała im odejść, a sama przystąpiła do nakładania porcji.

― Mhm. Chodź tam ― odparł, wskazując na ich ścianę. ― Przy stoliku i tak nie siądziemy, bo nie ma gdzie.

Usiedli, podkładając sobie plecaki i zwinięte kurtki, jednak nie było im dane długo zostać w tej pozycji.

― Dajit! Niki! ― usłyszeli znajomy pisk. ― Oć tu!

― Przecież nie ma gdzie ― westchnął, nie zamierzając się ruszać. ― Już, już, zaraz!

W prosty sposób zbył dziewczynkę, która, nie słuchając jego odpowiedzi, zajęła się dyskutowaniem z innym dzieckiem.

― Ależ upierdliwe stworzenie ― stwierdził blondyn, przegarniając włosy.

― Jak to dziecko ― dobiegł ich inny głos, gdzieś z góry. Nad nimi stała kucharka z dwoma talerzami w dłoniach. ― Obiad, chłopcy. Zjecie tutaj? Bo tam przy stole to faktycznie nie najlepszy pomysł.

― Jasne ― odpowiedział Dawid, przejmując od niej naczynia. Podał jedno z nich Nikodemowi i zajrzał do swojej porcji. ― Kopytka!

― Jezu, kopytka z cukrem, kiedy ja to ostatni raz jadłem... ― westchnął chłopak i od razu nadział na widelec pierwszą kluskę.

Była pyszna.

Nie mógł zrozumieć, dlaczego Dawid patrzy na niego z czymś na pograniczu rozbawienia i wyrzutu.

― Hm? ― mruknął tylko, nie chcąc mówić z pełnymi ustami.

― Masz jedyny widelec.

Nikodem zaśmiał się i, zanim tamten zdążył wpaść na pomysł poproszenia kucharki o dodatkowy sztuciec, nabił kolejne kopytko.

CredoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz