3.1(/3.4)

263 44 1
                                    

Nie chciało mu się bardziej niż zwykle. Zerwał się na ostatnią chwilę, do kościoła wpadł niemal równo z Nikodemem i obaj przebierali się szybko pod karcącymi spojrzeniami proboszcza. Miał ochotę się roześmiać, ale nie mógł, więc wymienił z blondynem rozbawione spojrzenia, nim obaj ustawili się przed drzwiami prowadzącymi do ołtarza. Nie umknęło to kapłanowi, który tuż po mszy zawołał ich obydwu do siebie z zamiarem wygłoszenia moralizatorskiego kazania.

― Proszę księdza, to naprawdę nie nasza wina, w nocy tyle śniegu spadło, że teraz przedzieranie się trwa dwa razy dłużej!

Nikodem świecił oczami za nich obu, na co Dawid z radością przystał. On sam zapewne po prostu by zamilkł i wbił wzrok w ziemię, a argumenty blondyna miały szansę wybronić ich przed karą.

― To już nie o spóźnienie chodzi, chłopcy, chociaż żeby mi to był ostatni raz! Ale takiego zachowania tolerować nie mogę, zero szacunku! ― proboszcz kręcił głową, czerwony ze złości. ― Już tam pal ciebie, Nikodem, licho, zawsze żeś taki był, ale ty, Dawid? Po tobie się nie spodziewałem.

Chłopak się wzdrygnął, przygryzając usta. Nie lubił uczucia, które towarzyszyło mu zawsze, kiedy sprawiał komuś zawód, choćby nawet nie uważał się za winnego.

― Przepraszam... ― powiedział tylko, nie potrafiąc wymyślić nic więcej.

― Jaki jest warunek odpuszczenia grzechu? ― zapytał kapłan, wbijając wzrok w blondyna.

― Zadośćuczynienie ― odparł tamten, doskonale wiedząc, jakiej odpowiedzi oczekuje proboszcz. Słyszał to już setki razy.

― Pójdziecie do świetlicy i pomożecie opiekunkom. Dzisiaj. Zaraz. Miał iść Franek z siostrą, ale oboje na pewno się ucieszą, jeśli ich zastąpicie.

― Proszę księdza... mamy lekcje.

― Nie macie, jak słusznie zauważyłeś, napadało śniegu. Jak żeś słuchał ogłoszeń?! ― proboszcz trzasnął otwartą dłonią o blat. ― Jak byk było powiedziane, że z powodu tej całej śnieżycy autobus nie przyjedzie, więc gimnazjum trójka i licealna ósemka usprawiedliwiły uczniom z dalszych wiosek nieobecności na jeden dzień, co byście nie musieli na szybko organizować dojazdu!

Tym razem skulili się obaj.

― O czym żeście wtedy myśleli?! Nie, nie, ja z wami nie wytrzymam... Idźcie już, a jutro chcę was tu obydwu widzieć punkt o piątej, jasne? Wtedy porozmawiamy. Dawid, ja wiem, że ty chciałeś na wycieczkę jechać, ale po czymś takim jak mam ci punktów nie odjąć? Co ty robisz, chłopie? Doprowadź ty się do porządku, nie poznaję cię ostatnio.

Dawid miał ochotę odwarknąć, że roraty trwają od trzech dni, ale powstrzymał się i tylko skinął głową, starając się wyglądać jak uosobienie skruchy. Podziałało, bo proboszcz machnął ręką, wyraźnie każąc im się natychmiast ulotnić.

― Uspokoi się ― powiedział Nikodem, kiedy tylko wyszli.

Drugi chłopak pokiwał głową, choć nie wydawał się przekonany. Wbił wzrok w ziemię, wyraźnie przybity perspektywą utraty cennych punktów. Blondyn zauważył to i do niego podszedł.

― Dawid? ― zapytał i wyciągnął w jego stronę dłoń, ale zatrzymał ją wpół ruchu. ― Powiedz, że, nie wiem, umówiliśmy się gdzieś po drodze, ale się spóźniałem i nie odbierałem telefonu, a ty nie mogłeś mnie wystawić. Weszliśmy prawie jednocześnie, to przejdzie.

Chłopak podniósł wzrok, znowu napotykając spojrzenie tych niebieskich oczu. Tak bardzo mu ich zazdrościł.

― Coś ty ― odparł. ― Mi to zapewne i tak nie pomoże, a ciebie udupi. Zobaczymy, może Ćwierkowi przejdzie.

CredoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz