Ubierali się w milczeniu. Choć Nikodem był gotów do wyjścia znacznie wcześniej, czekał na Dawida z założonymi rękoma, przyglądając się, jak ten zakłada na siebie kolejne warstwy ubrań.
― Naprawdę aż tak ci zimno? ― zapytał w końcu, kiedy cisza stała się nie do wytrzymania.
― Naprawdę. Tam jest ze dwieście na minusie.
― Przesadzasz ― parsknął i rzucił chłopakowi jego plecak. ― Gotowy?
― Mhm. Na którą dzisiaj zaczynasz?
― Na ósmą.
Dawid uśmiechnął się pod nosem, uradowany, że nie będzie musiał stać sam na zakopanym w zaspach przystanku. Wrzucił do plecaka słuchawki, zasunął zamek i wyszedł zaraz za blondynem, zrównując z nim krok po pokonaniu oblodzonych schodków.
― To czytanie... ― zaczął Nikodem po chwili.
― Mhm?
― Nie lubię tego tematu ― stwierdził, poprawiając rękawiczkę.
― Ja też. Na dobrą sprawę to nie była Ewangelia, tylko List, wymysły świętego Pawła. Znaczy wiem, że on był pod natchnieniem bożym i w ogóle, ale... Nie chce mi się wierzyć, że Bóg naprawdę by zrobił coś takiego ― odpowiedział Dawid, odwracając głowę w stronę chłopaka.
― Serio? ― tamten wyraźnie się ożywił. ― Bo wiesz... Czasem mam wrażenie, że Bóg sobie przeczy. Kochaj bliźniego jak siebie samego, bla, bla, bla, ale homoseksualizm chce karać śmiercią. Co innego pedofilia ― dodał szybko ― bo to się łączy ze zrobieniem komuś krzywdy, a...
― Dokładnie. A komu tacy geje czy tam lesbijki wadzą? ― wzruszył ramionami chłopak. ― Widzisz. Te słowa, mówię o karze śmierci, to są słowa świętego Pawła. Na pewno miał większe pojęcie o Bogu niż jakikolwiek inny człowiek, ale... Był tylko człowiekiem. I wydaje mi się, że w tym liście zwyczajnie go poniosło.
― A Wielki Potop? Sodoma i Gomora? Bóg nieraz udowodnił, że potrafi zabijać dla kaprysu.
― To nie był kaprys ― powiedział zdecydowanie Dawid. ― Znaczy...
― Znaczy co? Twoim zdaniem wszyscy ― podkreślił blondyn, gwałtownie gestykulując ― zasługiwali na śmierć? Wszyscy poza jednym, sześciusetletnim dziaduniem i jego rodziną?
Chłopak zamilkł na moment, analizując jego słowa.
― Najwidoczniej. Albo... Może, nawet jeśli akurat w tym momencie nie byli zepsuci, mieli w sercach zalążek zła? Przecież Potop miał na celu oczyszczenie, tak? Więc Bóg wyeliminował wszystkich, którzy mogliby zasiać zło w jego nowym świecie.
Tym razem Nikodem zamknął na chwilę usta, roztrząsając to, co właśnie usłyszał.
― Wracając do Sodomy i Gomory... ― powiedział po chwili. ― Pamiętasz tę scenę z Lotem?
― Chyba tak... ― skinął głową Dawid.
― Właśnie. Generalnie chodziło o to, że w domu Lota zatrzymali się dwaj mężczyźni, aniołowie. No i w nocy inni mieszkańcy tego miasta przyszli pod jego dom i zażądali, żeby wyrzucił tamtych dwóch, bo oni chcieli ich zgwałcić. Przynajmniej ja tak to zrozumiałem, więc...
― I że niby oni nie zasługiwali na karę, tak? ― zapytał kpiąco.
― Nie, nie, nie, ja nie o tym, zasługiwali. Chodzi mi raczej o to, że Lot od razu zaproponował, że odda tym mężczyznom swoje córki, dziewice, byleby tylko nie dotykali mężczyzn. Co trzeba mieć w głowie, żeby wymyślić coś takiego?
― Nie wiem ― westchnął Dawid. ― I właśnie dlatego Sodoma i Gomora zostały zniszczone. Tam się działy chore rzeczy, to było chyba najlepsze rozwiązanie.
― Że niby jak? Przecież Lot wyszedł z tego cało, Bóg go nawet uprzedził. Faceta, który był w stanie patrzeć, jak jego własne córki są gwałcone, ba, sam to wymyślił i zaproponował.
― Gwałt to gwałt, bez względu na to, czy na kobietach, czy facetach. Na cokolwiek Lot by się nie zgodził, to i tak byłby tym złym.
― Ja wiem ― skinął głową blondyn, unosząc dłonie w geście kapitulacji. ― I też tak uważam.
― W takim razie, o czym my właściwie mówimy?
― Byłem tylko ciekaw, co o tym sądzisz. To drażliwy temat.
― No to już wiesz ― wzruszył ramionami Dawid.
Nikodem uśmiechnął się lekko i spojrzał gdzieś w bok.
― A ty... ― zapytał po chwili, przygryzając wargę. ― Poważnie myślisz o zostaniu księdzem?
Chłopak pokiwał głową. To wystarczyło, by blondyn zrozumiał i westchnął ciężko.
― A ty nie? ― zdziwił się jego reakcją Dawid.
― Nie wiem. Zobaczę. Jeśli już, to chyba wolałbym wstąpić do zakonu, tak byłoby lepiej.
― Lepiej?
― Mhm.
Nie drążył tematu. Nawet nie zauważył, kiedy dobrnęli do przystanku, na którym stało już kilkoro ludzi. Zostało im do pokonania tylko jedno przejście, ale stary, żółty autobus już sunął po ulicy, doskonale widoczny na tle białego śniegu. Obaj bez zastanowienia puścili się biegiem, przeskakując co większe zaspy i w myślach błagając aniołów o uchronienie przed upadkiem, który na lodzie zapewne skończyłby się połamaniem rąk lub nóg. Na szczęście do wypadku nie doszło i obaj szczęśliwie wbiegli na przystanek równo z momentem, w którym autobus z głośnym rzęchem stanął i otworzył drzwi.
― Przepraszam, jaki to numer? ― zapytał Dawid, podbiegłszy do kierowcy. ― Bo chyba tablicę ma pan zepsutą...
― Pięćdziesiątka dwójka ― warknął mężczyzna.
Chłopak odwrócił się w stronę Nikodema, stojącego kilka kroków za nim.
― Pięć dwa ― rzucił, a widząc potakujący ruch głowy chłopaka, dodał: ― Do zobaczenia!

CZYTASZ
Credo
Historia CortaPierwszy tydzień adwentu. Siedem dni, siedem rorat, siedem zdarzeń. I tylko jedno zakończenie. Z orientacją można się ukrywać przed całym światem, ale jeśli nie będzie ci dane zaakceptować samego siebie, utkniesz we własnym piekiełku. Dawid coś o t...