=2=

15.9K 814 572
                                    

Przez całą lekcję wpatrywałem się w widok za oknem, próbując nie myśleć o tej dziwnej osobie, która dziś zawitała w naszej szkole. Nie znałem go. Nie miałem pojęcia kim był. Niemożliwe, by się zapisał. Jest o wiele za późno po rozpoczęciu roku, by dyrektor kogoś dopisywał. Z tego co wiem jest jeszcze przy zdrowych zmysłach.

Lekcja minęła dosyć szybko, ale to głównie dlatego, że miałem czym zająć swoją głowę.

Chryste, prawie nie zapisałem notatek z lekcji.

Coś złego się ze mną dzieje.

***

Dobra, teraz czas na godzinę z wychowawcą. Nie muszę zajmować się notowaniem, mogę w spokoju... No właśnie, nie wiem. Myśleć o tajemniczym szatynie? To chore. Nawet nie znam jego imienia, nie wiem w jakim celu tu był, to nie do końca normalne wpatrywać się w kogoś jak w obrazek nie wiedząc nawet, czy to nie jakiś normalny uczeń, którego twarz przekształcił mój mózg tak, by nie wyglądała z oddali na taką osobę, zupełnie inną niż w  rzeczywistości. Cała sprawa była wyjątkowo dziwna.

Stanąłem przy drzwiach klasy grając z nudów w jakąś gierkę na telefonie, gdy Sarah podeszła i się przywitała, po czym zaczęła swoją przemowę o niesprawiedliwości nauczycielki od fizyki, nazywając ją kilkukrotnie głupią pindą.

Uroczo.

Po pewnym czasie kompletnie przestałem słuchać jej gadania - znowu go zobaczyłem, stojącego na końcu korytarza ze swoim telefonem. Mogłem dłużej go podziwiać. Szatyn nosił zwężane  czarne dresy, czarną koszulkę i czerwoną, gumową bransoletkę. To było dosyć śmieszne, bo takie coś nosiło się maksymalnie w gimnazjum.
Zastanawiałem się wewnętrznie, czy powiedzieć o nim Sarze. Może ona ma jakieś pojęcie o tajemniczym jegomościu, który niedługo doprowadzi mnie do gorszych ocen?

Szturchnąłem przyjaciółkę ramieniem i szepnąłem jej na ucho:
– Zobacz na końcu korytarza, przy szafkach, może wiesz, kto to – dziewczyna spojrzała w stronę miejsca, o którym mówiłem, po czym szeroko otworzyła oczy.

– O cholera, on?! To nowy gościu, a co, wpadł ci w oko?

– Nie mów tak głośno! Czekaj, nowy? - zdziwiłem się.

– Tak, mnie też to zdziwiło, ale wola dyrektora.

– Jego całkiem pojebało – brunetka wybuchnęła śmiechem.

– Tak. I kazał mi go oprowadzać po szkole i w ogóle. Bycie pupilkiem samorządu to nie jest coś strasznie dobrego, musisz odwalać jakieś dyplomatyczne i miłe rzeczy – powiedziała, a w mojej głowie zrodził się pewien plan.

– Nie martw się, nie musisz nikogo oprowadzać. Zrobię to za ciebie – uśmiechnąłem się przebiegle.

– Jasper, czy ty chcesz mi zgarnąć klienta? Dobra, ale jak to wytłumaczysz przed dyrektorem czy nauczycielkami, bo oni wiedzą, że ja jestem odpowiedzialna za Davida – w myślach sobie zapamiętałem.

– David, dobra, zapamiętam. Czyżby twoja mama nie domyślała się, że lubię chłopców i mi w tym nie dopingowała? Zadzwonię do niej dzisiaj i powiem, że jesteś zgłoszona do niańczenia jakiegoś świeżaka i spytam, czy nie mogłaby cię zwolnić z tego, żebym ja przejął pałeczkę – uśmiechnąłem się i przymknąłem oczy, patrząc na Sarę, którą zamurowało i próbowała przemyśleć, od jakiego pytania zacząć.

– Przepraszam, co? Skąd masz numer mojej matki?

– Kocha mnie bardziej jak syna niż ciebie jako rodzoną córkę. Jak cię zbieram z imprez to prosi, bym relacjonował przebieg twoich libacji alkoholowych. Potajemnie współpracujemy.

– Ty szmaciarzu, a ja myślałam, że nie mamy przed sobą tajemnic! – wykrzyknęła obrażona, aż kilka osób na korytarzu się na nas spojrzało.

– Spokojnie, bo ktoś wezwie policję, nie wydzieraj się. Taka współpraca się przydaje, na przykład w takich sytuacjach, jak ta.

– Dobra, ale zaznaczam, że nie zabieram cię na żadną imprezę już nigdy więcej. Zresztą i tak nie pijesz. A teraz zastanówmy się ponownie, jak ty chcesz go odprowadzać. Nie jesteś ani trochę związany z samorządem, więc to nie przejdzie.

– Jestem jednym z bardziej lubianych przez grono pedagogiczne uczniów. Nie sądzę, by były jakieś przeciwwskazania – zatkała się – a co do imprez, to nawet nie będziesz wiedziała, że tam będę.

– Co, gdzie? Ok, zostaw temat imprez! Niech ci będzie, oprowadzaj go sobie po szkole, nawet przeleć się z nim w łazience, ale daj mi spokój, bo jak patrzę na ciebie to mam atak migreny.

– Biedaczka, jak ty wytrzymujesz takie bóle?

– Lata samokontroli i próbowania zapanowania nad chęcią wpieprzenia ci. Teraz idź i dzwoń sobie nawet do mojego ojca, co chcesz, ja idę na lekcję – powiedziała w momencie, gdy zadzwonił dzwonek i odeszła z lekka wkurwiona.

– Nailed it – powiedziałem sam do siebie zadowolony i sam udałem się do klasy.

***

– Dobra kochani, jest sprawa. Jako wiecie, że niedługo ferie świąteczne, mam wam coś do ogłoszenia. W marcu odbędzie się konkurs talentów, więc jeśli ktoś jest zainteresowany, może już się zgłaszać – powiedziała nauczycielka.
Pani Afleck była wspaniałą kobietą przed czterdziestką o kasztanowych włosach, która trzymała nas krótko, ale w troskliwym objęciu swoich ramion, karmiąc nas tęczą i cukierkami pełnymi miłości.

Cała klasa tylko zaczęła szeptać coś pomiędzy sobą i niektórzy jęknęli w stylu "czemu znowu". Mnie jakoś specjalnie to nie obchodziło - wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że takie coś istnieje. Szare myszki mogły w końcu wyjść z gitarą na scenę i przez kolejny miesiąc być lubianymi gitarzystami, iluzjoniści mogą pokazać sztuczki, które ćwiczyli cały rok, a 'ci, co zawsze siedzą cicho' mogą doprowadzić sędziów do płaczu pięknym wokalem. Przez chwilę mogą czuć się wyjątkowi. Nie brakuje też śmieszków, którzy wchodzą na scenę, żeby odwalić numer życia tylko po to, by jego koledzy mieli ubaw a nauczyciele powód do wzywania gościa do dyrektora.

– Klaso, dziś przy okazji mamy do omówienia kwestię wycieczki, która odbędzie się po nowym roku, na którą zabieramy klasę równoległą, w której przy okazji pojawił się nowy uczeń... – spojrzałem zdziwiony na nauczycielkę. Równoległa klasa, hm? Nie wiem ile on tam ma lat, ale wygląda, jakby chociaż dwa razy nie zdał albo przedawkował testosteron. Trochę w duchu cieszę się, że jest akurat w tej klasie, z którą jedziemy. Jest taki intrygujący.

Muszę go poznać.

Kąciki moich ust lekko się uniosły.

***

Rozmyślając przetrwałem resztę lekcji, po czym, w drodze do domu zadzwoniłem do mamy Sary.

– Um, dzień dobry, pani Shanon, mam pewną sprawę.

Ależ mów śmiało, muszę ci się i tak odwdzięczyć za to pomaganie przy zbieraniu Sary z imprez.

– Nie ma p-problemu. No więc, bo Sarah jest w samorządzie i mamy nowego ucznia. Ona musi go oprowadzać po szkole i pokazywać mu te wszystkie nudne rzeczy i chciałbym się spytać, czy nie mogłaby pani zwolnić jej z tego, ponieważ sam chciałbym oprowadzić... nowego ucznia – mógłbym przysiąc, że kobieta po drugiej stronie słuchawki prawie pisknęła ze szczęścia. Próbowała opanować głos i odkaszlnęła.

Ah, tak, oczywiście, nie ma sprawy, porozmawiam o tym z- SARAH, RUSZ SIĘ TU NA CHWILĘ -uh przepraszam cię, muszę porozmawiać o tym z nią, więc do widzenia -SARAH NIE UWIERZ..– dźwięk zakończonego połączenia.

Świetnie, wszystko załatwione, teraz tylko czekać.

Z uśmiechem wróciłem do domu, nie zważając na upitą Kate w kuchni.

✓ - nie powinienem. • bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz