=20= EPILOG =20=

7K 410 483
                                    

/8 lat później./

- Kochanie, już jestem! - usłyszałem z korytarza głos, po czym dźwięk zamykania drzwi. Oczy miałem zamknięte i prawie przysypiałem na kanapie w salonie z książką na twarzy. Jestem ostatnimi czasy niesamowicie niewyspany.
Ściągnąłem książkę z twarzy, przeciągnąłem się i przetarłem oczy, ziewając. Dominic wszedł do salonu i oparł ręce o biodra.

- Znowu przysypiasz w salonie. Mówiłem ci, żebyś spał jak każdy normalny człowiek, czyli w sypialni. W łóżku. Nie na kanapie w salonie, w dodatku na siedząco! - powoli potrząsnął głową i podszedł do mnie, by pocałować mnie w nos, po czym usiadł obok mnie. Jego lekki zarost łaskotał mnie, ale on oczywiście odmawia gdy proszę go o ogolenie tego... czegoś. Nie, żeby owłosienie w pewnych miejscach mi przeszkadzało... Tylko na twarzy! - Twoja dupa robi się ciężka, nie będę ciągle przenosił cię do łóżka.

Oparłem głowę o jego ramię i westchnąłem.

- Sam dobrze wiesz, że piszę te głupie artykuły i mam terminy, przed których końcem muszę już wszystko oddać!

- Nie siedziałbyś po nocach gdybyś robił te prace w dzień i nie odkładał wszystkiego na później - powiedział ze znudzeniem w głosie. - A potem śpię sam bo paniczowi przypomniał się o drugiej w nocy artykuł o jakimś debilnym festiwalu.

- Nie wypominaj mi tego ciągle! To było dawno i nieprawda! - nadąłem policzki i odsunąłem się od niego, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

- Zeszła środa to nie jest "dawno", skarbie.

- Dobra... A jak tam u ciebie w restauracji?

- W sumie to dobrze, jak zawsze - przeciągnął się. To jego druga praca w tym roku. W zeszłym też miał dwie. Mam nadzieję, że tej już nie straci, bo zawsze popada w mini-kryzys, a to miejsce pracy wyjątkowo polubił.

- Praca kelnera jest niesamowicie męcząca, prawda? - przewróciłem oczami.

- Przynajmniej nie muszę siedzieć po nocach...

- Cicho!

×××

- Wujku! Wujku! Popac, jakiego ładnego kucyka narysiowałam! Dla ciebie! - krzyknęła mała Viviann, od razu gdy przekroczyłem próg domu Sary i Clemonta, wciskając mi w rękę kartkę papieru z narysowanym kocykiem. Jak na sześciolatkę miała wyjątkowo dużo energii. A sześciolatki mają zazwyczaj energię trzech elektrowni, więc to niemałe osiągnięcie.
Śmieszne, że nazywała mnie i Dominica wujkami, mimo że nie byliśmy z nią spokrewnieni.

Tymczasem cicho w kącie siedział David. Był niesamowicie zajęty i mocno pochłanięty jakąś zabawką, nawet nie zauważył naszego przyjścia.

- Przywitaj się z wujkiem Jasperem, David! - zawołała moja siostra z drugiego końca pokoju, przerywając rozmowę z Sarą. Pięciolatek odzyskał kontakt z rzeczywistością i podał mi rączkę z uśmiechem. Ten ma energię zaledwie jednej elektrowni. Przeraża mnie myśl o tym, co z niego wyrośnie... Mam nadzieję, że nie będzie miał odchyłów swojego imiennika.
Zresztą przynajmniej z wyglądu nie byli podobni. Może to i dobrze, przynajmniej nie będzie mi go przypominał za każdym razem gdy odwiedzę siostrę, wystarczy samo imię.
Wiem, minęło 8 lat (za pół roku jest ósma rocznica), ale i tak... jakoś ciężko wciąż o tym rozmawiać. Przynajmniej dla mnie. Wiem, że David, gdziekolwiek jest, jest szczęśliwy wiedząc jak żyjemy i że mamy się dobrze.
Co nie zmienia faktu, że byliśmy trochę zdenerwowani wyborem imienia dla syna przez Kate.

Podałem rękę Clemontowi, który wyciągał sałatkę z lodówki. Mam wrażenie, że Sarah zmusza go do robienia wszystkiego w tym domu.
Wypadałoby jeszcze przywitać się z moim szwagrem. Will był naprawdę świetnym facetem, poprowadził moją siostrę na dobrą drogę i pokochał ją mimo jej przeszłości (chociaż potrzebował czasu do przemyślenia sobie wszystkiego...). Na dodatek plusem jest to, że nic nie miał do mojej orientacji.
Przywitałem się z Willem, po czym poszedłem do Kate i Sary, obie mocno wyściskałem i dołączyłem się do rozmowy o pracy, oczywiście dokładając swoje trzy grosze odnośnie mojej pracy jako dziennikarz.

✓ - nie powinienem. • bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz