Rozdział 25

756 48 1
                                    


- Losu nie da się zmienić.

Te słowa błądziły po mojej głowie przez całe poszukiwania.

Czy da się igrać z losem? Czy można zmienić przeznaczenie?, pytałam samą siebie. Z zamyślenia wyrwała mnie moja własna niezdarność, objawiająca się potknięciem o coś.

- W porządku? – zapytał Alan, podając mi rękę, aby pomóc mi wstać. – Spójrz co było powodem upadku.

- Moja niezdarność? – zaszydziłam otrzepując spodnie.

Dr. Deaton wskazał ogromny pień grubymi, rozległymi korzeniami ukazujące się na powierzchni ziemi, po czym uklęknął przy nim.

Domyśliłam się oczywiście że musi to być Nemeton.

Zaraz po tym, ze środka zaczęło się coś unosić . Miało jaskrawy kolor... robaczek świętojański?

Mężczyzna odskoczył ja poparzony.

- Czy to...

- Świetlik nemetoński – wyjaśnił. – Owady te mają bardzo duży i zły wpływ na człowieka. Gdy udaje im się wydostać z Nemetonu, uzyskują iskrę życia. Są zdolne do kontrolowania ludzi od środka.

- To znaczy że Stiles... ma w sobie świetlika?

- Tego najbardziej się obawiam.

             <><><>

- Hej, wróciłam! – zawiadomiłam o powrocie, gdy tylko otworzyłam frontowe drzwi.

- Gdzie byłaś? – Ian powitał mnie przyjemnie ze skrzyżowanymi rękoma.

- Mówiłam ci przez telefon – wytłumaczyłam z lekkim zakłopotaniem. – U Stilesa. – dokończyłam rozpinając bordową bluzę.

- A to ciekawe, bo Stiles złożył nam niedawno wizytę, chcąc z tobą porozmawiać. – oznajmił srogo.

Wbiłam swój wzrok w podłogę.

- Powiedział nam także o twoim nowym chłopaku...- spojrzałam w jego stronę .

Nie powiedziałam przecież tego Stilesowi...

- Derek, tak? Jeśli dobrze pamiętam był podejrzewany w zeszłym roku o morderstwo. Dwa razy.

- Wycofali zarzuty. – mój głos brzmiał gniewnie wypowiadając to zdanie, jedyne jakie wiedziałam że powinnam użyć w obronie Dereka, jak i zarówno mnie.

- Nie tym tonem młoda damo. – Ian wstał z kuchennego krzesła, na którym dotychczas siedział.

- Czyli co? Wy możecie mieć tajemnice a ja nie mam do tego prawa? – wykrzyczałam po czym jego dłoń uderzyła mój policzek.

- Ian... - usłyszałam drżący głos przyrodniej matki dobiegający z końca schodów. Widziała co się stało.

Złapałam się za pulsujące miejsce z łzami w oczach.

- Nicole... ja-a... - próbował przeprosić, co i tak by nie zmieniło tego co zrobił.

Wybiegłam z domu.

Chodziłam wąskimi uliczkami, chcąc najszybciej dotrzeć do lasu, gdzie mogłabym wyrzucić z siebie całą złość, zalegającą w moim ciele.

Chciałam krzyczeć, płakać, kopać, rozrywać.

Zobaczyłam Allison i Lydie wysiadające z samochodu jednej z dziewczyn, gdy byłam w okolicach domu w którym, często kiedyś byłam mile widziana.

- Nicole? – Lydia zauważyła mnie, pomimo mojej opuszczonej głowy zasłoniętej włosami i skierowała się w moją stronę. – Nico... co się stało? – jej głos był inny. Nie sztucznie przesłodzony, jakim zaczęła mówić, gdy postanowiła stać się królową szkoły. Znów ujrzałam dawną Lydię. Moją Lydię z przed czasów kłótni.

Przytuliła mnie co odwzajemniłam. Po chwili poczułyśmy jak mocno ściska nas właścicielka samochod stojącego pod domem.

- Ałć, All to boli. – zaśmiała się truskawkowo włosa, po czym poszłyśmy w jej ślady.

Allison była jedną z osób która, dopingowała mi i Lydii w tym aby znów było tak ja dawnej, nie mówiąc już o tym jak bardzo wspierał mnie w tym Stiles.

- Wejdziesz? – zapytała się mnie. – Znów zrobimy gorącą czekoladę z piankami, tak jak dawniej. – jej szczery uśmiech sprawił powrót wspomnień.

Skinęłam głową na zgodę.

<><>><><>><><><><><><><><><><><><><><><><><>

No i mamy słodki momencik z Nicole i Lydią.

Niestety przed tym tak słodko to nie było.

Dziękuje za czytanie <3

Chętnie przeczytam waszą opinię na temat rozdziału, kocham czytać wasze komentarze, zarówno jak i kocham was. 

CZYTASZ= ZOSTAWIASZ PO SOBIE ŚLAD

ps. jeżeli czyta to ktoś o godzinie publikacji, czyli o 12 w nocy, pozdrawiam serdecznie :D


My Alpha |Derek Hale| Where stories live. Discover now