Rozdział 19

154 26 6
                                    


Od tygodni nurtowało mnie pytanie, czy za sprawą swoich czynów, można stracić człowieczeństwo. Po tym niefortunnym wydarzeniu właśnie tak się czułem. Skotłowane i nerwowe myśli ustąpiły miejsca... nicości. Nie czułem nic, nad niczym nie myślałem. Ze stoickim spokojem jechałem w stronę domu Craven. Wspomnienie zamordowanego kuriera nagle zaczęło wydawać się tak odległe, a pluskwy leżące na fotelu obok mnie, były jedyną kotwicą przymocowaną do mojej podświadomości.

***

Cholerna noc. Cholerne firanki. Cholerny pokój na pierwszym piętrze. Wytężałem wzrok, by odgadnąć co robi Leia, a jednocześnie nie zostać zauważonym. Najpewniej pisała. Podchodząc bliżej domu zauważyłem niewyraźny zarys jej postaci, siedzącej przy biurku. Była nad czymś pochylona. Przypomniałem sobie zeszyt z London Eye. Czyżby dzisiejszy dzień zainspirował ją do uwiecznienia nowych wniosków? Zdziwiłbym się, gdyby tak nie było. Nie przyjechałem tam jednak, by ją podglądać. Od ponad godziny czekałem, aż opuści swój pokój na dłuższy czas. Przełom nastąpił około 21:30. Leia zeszła na dół. Podążałem za nią, obserwując ją przez okna. Niosła ręcznik i szła w stronę łazienki. Odetchnąłem z ulgą. Miałem co najmniej 20 minut. Podczas moich obserwacji dostrzegłem otworzone drzwi balkonowe, przy innym pomieszczeniu na pierwszym piętrze. Nie myśląc za długo wskoczyłem na parapet, a następnie wciągnąłem się wyżej. Upadek nie zabiłby mnie, ale bez wątpienia zniweczyłby moje plany. Trzymając się tej myśli złapałem za jedną z balkonowych krat. Odetchnąłem z ulgą. Wciąż żyłem, a co więcej byłem bliski celu. Przerzuciłem nogę przez barierkę i po raz ostatni spojrzałem w dół. Ostatnie wydarzenia zdecydowanie poprawiły moją sprawność fizyczną. Lekko zdezorientowany wszedłem do nieznanego mi pomieszczenia. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłem książki. Tylko książki. Jebana biblioteka w domu. Przy okazji niezwykle kusząca. Korciło mnie, by podejść do półek, pooglądać tytuły, poznać gust Leii. Wiedziałem jednak, że nie mam na to czasu. Z ciężkim sercem opuściłem ten wspaniały pokój i wyszedłem na korytarz. Panowała tam całkowita ciemność. Ręką wyczułem szereg pstryczków, ale nie włączyłem żadnego z nich. Testowanie każdego z osobna było zbyt czasochłonne i ryzykowne. Uważnie stawiając kroki doszedłem do schodów. Stamtąd z łatwością trafiłem do pokoju Craven. Otworzyłem drzwi, a moim oczom po raz kolejny ukazał się plakat z ,,Gwiezdnych Wojen''. Zanim wkroczyłem do środka zatrzymałem się, nasłuchując odgłosu wylewanej wody. Szum ten uspokoił mnie. Mogłem spokojnie wejść do pomieszczenia. Już w drodze do domu Craven, zacząłem rozmyślać, gdzie mógłbym umieścić pluskwę. Ta kwestia wciąż była najbardziej problematyczna. Półka- zbyt oczywiste. Pod łóżkiem- kołdry mogą zagłuszać dźwięk. Szafa- nie usłyszę nic. Spojrzałem na biurko. Szuflady i szafki nie były dobrym pomysłem, ale zawsze mogłem podpiąć urządzenie do rogu. Podszedłem do najmniej widocznej części i przymocowałem tam pluskwę. Odsunąłem się o kilka kroków. Z daleka nie dostrzegałem jej, nawet przy małej odległości była ledwo widoczna. Mogłem odetchnąć z ulgą, ale nie zrobiłem tego. W zasięgu mojego wzroku znalazł się ten cholerny zeszyt z London Eye. Nie wiedziałem czy chcę go przeczytać. Z jednej strony wzbudziłby we mnie złość tak wielką, że mógłbym zrobić coś głupiego i nieprzemyślanego. Z drugiej strony, musiałem poznać jej tok myślenia, uświadomić sobie ile wie i jak bardzo mi zagraża. Powolnie uniosłem zeszyt i niczym zahipnotyzowany otworzyłem go. Nie miałem zamiaru czytać go od początku. Przerabiałem to i nie było to zbyt przyjemne doświadczenie. Przewinąłem kartki w miejsce, gdzie znajdowały się najświeższe notatki. Od razu zalała mnie fala gorąca. ,,Wiedział, że Stweart miał agorafobię. Zmiana charakteru mogła wiązać się nie tylko ze śmiercią matki''. Szybko dostrzegłem, że pisała jedynie o mnie i o Seanie. Z tym, że notatek o nim, było o połowę mniej. Jedna z nich kompletnie wyprowadziła mnie z równowagi. Obok podkreślonego imienia chłopaka znajdował się podpis: ,,Proste rozwiązania wydają się być najgorszymi''. Było to prawdą. W końcu jaką opinię miał miejscowy seryjny morderca? Bezlitosny, nieuchwytny, w pewien sposób genialny. Ja zaś sprowadziłem na Seana podejrzenia tak oczywiste, że aż żałosne. Zaprzeczyłem sam sobie. Wyobrażenie o dyskretnym i zorganizowanym mordercy całkowicie kłóciło się z zostawiającym ślady chłopakiem. Ona to wiedziała, ciekawe czy policja i detektywi byli równie bystrzy. Oprócz tych krótkich notatek dostrzegłem też wykres. Były tam imiona szkolnej elitki przyjaciół. Zabici, byli oznaczeni na czerwono. Pozostali, na zielono. Imię Stewarta znajdowało się poza wykresem i było zaznaczone licznymi pytajnikami. Ze zdumieniem odkryłem, że Leia wypisała ponad ¾ osób, które rzeczywiście miałem w zamiarze zabić. Skupiłem spojrzenie na pytaniach, które Craven zapisała obok wykresu. ,,Co ich łączy?'', ,,Co zrobili?'', ,,Kto będzie następny?''. Och Leia... wolałbym, abyś nie musiała być tą osobą. Korciło mnie, aby zgarnąć ten notes. Zamiast tego wyjąłem telefon i wykonałem kilka zdjęć, najbardziej istotniejszym częściom. Nagle ogarnęło mnie przerażenie. W pokoju było cicho, zbyt cicho. Po chwili zdałem sobie sprawę, że nie słyszę szumu wody. Rzuciłem się w stronę drzwi i wyszedłem na korytarz. Nie widziałem jej, ale słyszałem otwierane na dole drzwi. Mógłbym ją zabić. Byliśmy sami, wystarczy, że ukryłbym się w szafie. Nie miałaby szans. Czemu, więc nie chciałem tego zrobić. Zakląłem w myślach, po czym na palcach skierowałem się w stronę domowej biblioteki Craven. Straciłem czujność, postawiłem zbyt gwałtowny krok. I nagle... kroki Craven na schodach umilkły. Wyobrażałem sobie jak stoi i wpatruje się w przestrzeń. Nasłuchuje z szybko bijącym sercem. Jak powoli unosi nogę do góry i cicho stawia ją na schodku , jednocześnie rozglądając się za potencjalną bronią. Znajdowałem się tak blisko drzwi, że było to aż bolesne. Cóż... zawsze mogłem wyjść jej naprzeciw i powiedzieć coś w stylu: ,,Cześć Leia! Przyszedłem w odwiedziny. Nie otwierałaś, więc wszedłem drzwiami balkonowymi, jak jakiś seryjny morderca. Billy Loomis byłby dumny ha ha ha''. Oddaliłem tę myśl. Zaryzykowałem i postawiłem kolejny krok. Craven najwyraźniej wciąż trwała w bezruchu. Nieco zestresowany przekręciłem gałkę w drzwiach, modląc się, aby nie skrzypnęły. W tym samym czasie kroki Leii stały się głośniejsze. Z tym, że nie wchodziła na górę, lecz schodziła na parter. Wykorzystałem moment i wybiegłem na balkon. Automatycznie przerzuciłem nogi przez barierkę i trzymając się krat, ześlizgnąłem się na parapet. Kiedy w oknie dostrzegłem zarys postaci Craven, przylgnąłem do ściany. Dziewczyna po raz kolejny podchodziła do schodów, tylko że tym razem, trzymała w ręku pogrzebacz. Z niewiadomych powodów uśmiechnąłem się. Poczekałem aż jej postać zniknie z zasięgu mojego wzroku, a następnie czym prędzej popędziłem w stronę samochodu.

***

Od domu dzieliło mnie 10 minut. Kiedy tylko opuściłem dom Leii od razu włączyłem urządzenie, dzięki któremu mogłem podsłuchiwać dziewczynę. Po moim odejściu Craven wchodziła i wychodziła z pokoju co najmniej dwa razy. W końcu usłyszałem dźwięk włączanego laptopa. Nie mam pojęcia czego oczekiwałem. Czy naprawdę myślałem, że dziewczyna będzie głośno mówiła o swoich podejrzeniach, będąc sama w pokoju? Zamiast jakichkolwiek istotnych rzeczy wsłuchiwałem się w kwestie z ,,Hannibala''. Nagle usłyszałem brzdęk telefonu. Nadzieja zgasła równie szybko jak się pojawiła. To był mój telefon.

-Tak?- zapytałem automatycznie, nie zerkając uprzednio na wyświetlacz.

-Słuchaj był u ciebie ten kurier? Nie dostaliśmy żadnego zgłoszenia, potwierdzenia zapłaty- mój rozmówca brzmiał wyjątkowo nerwowo. Nie byłem przygotowany na tę rozmowę i niewiarygodnie zmęczony.

-Nikt nie dojechał. Czekałem na moście ponad pół godziny! Nawet jeśli cały ten kurier dojedzie nie zamierzam brać tej paczki, a co dopiero za nią płacić- wysyczałem przez zęby po czym od razu rozłączyłem się. Byłem usatysfakcjonowany swoją odpowiedzią. Była to chyba pierwsza rzecz dzisiaj, która naprawdę mi się udała. Po raz kolejny usłyszałem dzwonek. Dźwięk był mniej wyraźny. Automatycznie zatrzymałem samochód na poboczu, by skupić się na każdym słowie. Craven odebrała po drugim sygnale.

-Miałam nadzieję, że oddzwonisz szybciej- tak wiele bym dał, by słyszeć jego odpowiedź. By dowiedzieć się z kim rozmawia. -Słuchaj bądź u mnie najszybciej jak możesz. Ta sprawa bardziej dotyczy ciebie niż mnie.

EVERYBODY GETS CRAZY SOMETIMES // Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz