Rozdział 10

206 39 8
                                    


Czy może być większe szczęście niż jechać do Leii Craven po udanym, SPONTANICZNYM morderstwie, a na dodatek przy akompaniamencie ,,Heart Shaped Box'' Nirvany? Nie sądzę. Wyrobiłem się tak szybko , że dałem rady zajechać do domu i zmienić ciuchy. Oczywiście Melanie nie zauważyła mojej nieobecności. Spała. Zostawiłem jej liścik, w którym poinformowałem ją, iż jadę do Leii i cicho wymknąłem się z domu. Po raz kolejny miałem idealne alibi. Żałowałem jedynie, iż nie zdążyłem zaopatrzyć się w pluskwy. Kto wie ile czasu minie, zanim znowu przekroczę próg domu Craven. Z drugiej strony wciąż nie wiedziałem jak szybko i anonimowo nabyć taki sprzęt. Co za ironia... Nie patrząc na drogowskaz skręciłem w prawo na skrzyżowaniu. Drogę do Leii znałem na pamięć, choć lepiej, żeby ona tego nie wiedziała. Po kolejnym zakręcie moim oczom ukazała się znajoma budowla. Wjechałem na podjazd. Nie dostrzegłem żadnego samochodu. Nawet w otwartym na oścież garażu. Baardzo nierozsądnie Leia. Seryjny morderca może wykorzystać każdą okazję, no chyba, że zapraszasz go do domu. Wysiadłem z samochodu i wyjąłem kluczyki ze stacyjki. Zerknąłem w stronę okna w pokoju Craven. Światło było zgaszone. Przez chwilę przemknęło mi przez myśl, że może dziewczyna zasnęła. Odsuwając od siebie tą myśl pomaszerowałem w stronę drzwi. Instynktownie moja ręka powędrowała w stronę klamki, lecz skarciłem się za to w myślach. Włamywanie się do domu córki detektywa wcaaale nie wzbudza podejrzeń. Zapukałem i w oczekiwaniu na Craven oparłem się o framugę. Po chwili drzwi gwałtownie otworzyły się, a ja oderwałem się od oparcia.

-Nie wiedziałam, że jesteś taki punktualny- pochwaliła dziewczyna i uśmiechnęła się słabo.

-To niezależne ode mnie- stwierdziłem zerkając na zegarek. Naprawdę nie zdawałem sobie sprawy z mojego wyczucia czasu. Spojrzałem na dziewczynę, która przesunęła się z przejścia ustępując mi miejsca. Dopiero teraz przyjrzałem się jej dokładniej. Najwyraźniej Craven niedawno wyszła spod prysznica. Mokre włosy opadały jej na ramiona. Miała na sobie dżinsowe spodenki i sweter. Nawet bez makijażu wyglądała o niebo lepiej niż ¾ dziewczyn z całej szkoły. -Nie spodziewałem się, że po mnie zadzwonisz- powiedziałem szczerze. To była ostania rzecz, która dzisiaj przyszłaby mi do głowy.

-Ja też- stwierdziła cicho. -Chodźmy na górę. Nie będziemy tu stać jak idioci- czekałem aż dziewczyna wyprzedzi mnie i jako pierwsza podąży w stronę schodów. Starałem się sprawiać wrażenie jak najmniej ogarniętego w jej domu.

-Właściwie zapomniałem spytać cię o Tiffany. Dawno jej nie widziałem- Leia zwolniła. Niemal się zatrzymała.

-Cała ta sytuacja...- zaczęła niepewnie. Najwidoczniej nie wiedziała jak przekazać mi całą tą historię bez wspominania o tym, że były na miejscu zbrodni, w noc śmierci Gregga  -dosyć ją przytłoczyła. Kiedy dowiedziała się jak dokładnie zginął Gregg nie wytrzymała... -głośno przełknęła ślinę. -Po prostu musiała wyjechać Potrzebowała tego!- podsumowała nerwowo. Nie do końca wiedziałem jak miałem się zachować w tej sytuacji. W normalnej sytuacji przytuliłbym ją, ale to była Leia Craven. W jej przypadku wszelkie klasyczne zagrania mogły pójść w odstawkę.

-Lepiej żeby była z dala od całego tego szaleństwa- dziewczyna spojrzała w moją stronę. Po jej wyrazie twarzy zrozumiałem, że trafiłem w dziesiątkę. Po chwili Craven odwróciła się i bez słowa wprowadziła mnie do pokoju. Od mojej ostatniej, potajemnej wizyty nic się nie zmieniło. Musiałem jednak udawać, iż wnętrze zaskoczyło mnie i po raz kolejny uśmiechnąłem się na widok plakatu księżniczki Leii. Dziewczyna dostrzegła mój gest.

-Jedyny powód, dla którego jestem dumna z mojego imienia- zaśmiała się.

-Zawsze mogli nazwać cię Amidala- przyznałem, po raz kolejny rozśmieszając dziewczynę. -W zasadzie kto wymyślił to imię?

-Moja mama- powiedziała dziewczyna, a ja zacząłem uświadamiać sobie, że tak naprawdę nigdy nie widziałem tej kobiety.

-Będę wścibski jeśli spytam...

-Zmarła 13 lat temu. Jechała po mój prezent urodzinowy- nie spodziewałem się tego. -Widzisz łączy nas coś oprócz dobrego gustu muzycznego...

-Najwidoczniej...

-Dobrze zejdźmy z tych tematów na jakieś lżejsze tony!- powiedziała szybko podchodząc do wieży. Zaczęła przeglądać płyty. -Co myślisz o tym psycholu?

-Lżejsze tematy, hmm?- starałem się zażartować, choć tak naprawdę desperacko próbowałem zmienić temat. W końcu dziewczyna wybrała płytę i włożyła ją do odtwarzacza. Odwróciła się do mnie. Staliśmy po dwóch stronach pokoju. Nagle usłyszałem ,,Heart Shaped Box'' i zatkało mnie. Niech ktoś mi tylko powie, że to nie był znak.

-Szczerze, co o nim myślisz?- spojrzała na mnie przekrzywiając głowę. Przez chwilę jednak nie odzywałem się, więc ona jako pierwsza zabrała głos. -Ja na przykład myślę, że ma jakiś motyw. Mordercy bez motywu są bardziej chaotyczni i szybciej dają się złapać- zrobiła krok w moją stronę. -Twoja kolej- chcesz grać Leia? Będę grał.

-Jego zbrodnie nie są przypadkowe. Zabite osoby są ze sobą powiązane- zmniejszyłem odległość pomiędzy nami o kolejny krok.

-Kreatywny umysł. Lubi zostawiać po sobie pamiątki- rzuciła z sarkazmem przybliżając się do mnie.

-Ma nas wszystkich w garści. Zapewne niebywale otwarty typek- zakpiłem z samego siebie wykonując kolejny krok. Pomiędzy nami nie było już przestrzeni. Staliśmy tak blisko siebie, iż można by stwierdzić, że oddychamy tym samym powietrzem. Dziewczyna spojrzała mi oczy.

-On mnie przeraża- wyszeptała. Spojrzałem na jej usta. Nagle, w wyniku impulsu, pocałowałem ją. Objąłem ją ręką w tali mocniej przyciskając do siebie. Drugą ręką położyłem jej boku delikatnie uchylając rąbek swetra. Jej palce jak zawsze bawiły się moimi włosami. Moja dłoń powoli zjechała aż do uda, Leia zadrżała. Zerknąłem na nią badawczo.

-Mam łaskotki- rzuciła krótko na powrót przyciągając mnie do siebie. Uniosłem ją chwytając za uda i przycisnąłem do ściany. Pocałunkami zjechałem aż do szyi, na co Leia odpowiedziała cichym jękiem. Szybko przeniosłem ją na łóżko. W tamtym momencie dziewczyna przejęła inicjatywę. Usiadła na mnie okrakiem i szybko zrzuciła z siebie sweter. Przyciągnąłem ją do siebie. Wolną ręką szukałem zapięcia biustonosza i właśnie wtedy... Brzdęk telefonu wybił nas z rytmu. Craven zerknęła w stronę biurka, gdzie leżał jej telefon. Ani drgnęła. Kiedy telefon przestał dzwonić uśmiechnęła się triumfalnie.

-Co za pech... Nie zdążyłam dobiec- powiedziała nachylając się do mnie. Telefon jednak zadzwonił po raz kolejny. Leia jęknęła z irytacją.

-Olej to- szepnąłem z desperacją w głosie.

-To może być ojciec- rzuciła ześlizgując się z łóżka. Przyciszyła wieżę i z irytacją sięgnęła po telefon. Poczerwieniała na twarzy. -Lexy jeśli to coś głupiego to... -Lexy. Oficjalnie. Jesteś. Trupem. -Czekaj co się stało? Powoli!- kurwa. Doskonale wiedziałem co się stało. Gratuluję, kurwa wyczucia czasu. W myślach układałem najoryginalniejsze tortury dla nachalnej dziewczyny. -W porządku sprawdzę, ale mam nadzieję, że to żaden żart- z fuknięciem rozłączyła się.

-Coś się stało?

-Zaraz się przekonamy. Lexy zobaczyła coś na snapie Sary Paxter- ooo, teraz będzie ciekawie. Patrzyłem jak dziewczyna włącza Snaphata i ładuje filmik Sary. Automatycznie przypomniałem sobie o udawanym zaskoczeniu. Nagle wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. Filmik, młot, wykrzywiona twarz Paxter, przyśpieszony oddech Craven, telefon brzdękiem upadający na podłogę i jej słaby głos.

-Dylan, ja naprawdę się go boję...

EVERYBODY GETS CRAZY SOMETIMES // Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz