Rozdział 18

150 31 4
                                    


Agorafobia... Jak mogłem być tak głupi? Tak bezmyślny... Typ domatora. Dobre sobie. Powinien był zauważyć różnicę między sporadycznym wychodzeniem z domu, a kompletnym nie przekraczaniem jego progu. Najważniejszym pytaniem w tamtej chwili było jednak- jak zamierzałem się z tego wykaraskać? Długotrwałe milczenie budziło podejrzenia, którymi zapewne mentalnie obrzucała mnie Craven. W jej wzroku czaiła się nieufność. Z łatwością wyczuwałem dystans pomiędzy nami.

-Nie poznałem go na meczu- zacząłem niepewnie, grając na zwłokę.

-Tego się domyśliłam- wróciła dzika, nieufna dziewczyna, widząca w każdym potencjalnego mordercę. Zabawne, jak łatwo można się wkopać.

-Poznałem go, w jego domu...

-To też dosyć logiczne- kątem oka dostrzegłem jak Leia cofa się o krok do tyłu. Musiałem myśleć błyskawicznie.

-Po śmierci mamy chodziłem na terapię do Richardson. Nie lubię o tym mówić...- może byłbym usatysfakcjonowany tym kłamstwem, gdyby nie to, że spojrzenie Craven nie zmieniło się ani trochę. Wciąż nieufnie przeszywała mnie wzrokiem.

-Ach, to zmienia postać rzeczy- przełknęła ślinę. -Przepraszam, mogłam się domyślić- jej słowa nie zgadzały się z tonem jej głosu. Pomimo pozornego zrozumienia, wiedziałem, że mi nie uwierzyła. Przynajmniej nie tak, jakbym tego chciał. -Powinnam już iść. Wiesz, ojciec nie ma pojęcia, że wyszłam z domu- zaśmiała się nerwowo. Teraz to ona kłamała. O wiele bardziej nieudolnie niż ja.

-Tak, oczywiście- podrapałem się po karku. -Nie zatrzymuję cię- powiedziałem, po czym otworzyłem jej drzwi. Mogłem uderzyć ją czymś w głowę i pozbawić przytomności, ale hałas rozniósłby się po całym domu i wzbudził niepokój ojca. Mogłem ją skrępować, ale wiedziałem, że nie obyłoby się bez walki. Oczywiście posiadałem plan awaryjny, z tym, że nie byłem przygotowany na taką sytuację. W końcu skąd mogłem wiedzieć, że ten cholerny dzieciak miał agorafobię? Pozostała mi tylko jedna możliwość. Musiałem ją wypuścić nie mając pewności jak postąpi. Dziewczyna niepewnie wyminęła mnie i bez słowa pożegnania zeszła na dół. Kiedy tylko usłyszałem trzask zamykanych drzwi wyjściowych, mogłem pozwolić wypłynąć mojej wściekłości. Musiałem kogoś zabić, potrzebowałem tego i to mnie przerażało. Morderstwa nie były już tylko zemstą, ale też odreagowaniem. Próbowałem uspokoić myśli. Ostatnia zbrodnia pod wpływem złości nie była tak pomyślna, jak planowałem. Trzęsącymi się rękoma wyjąłem telefon i zmieniłem kartę SIM. Nie myśląc zbyt długo wpisałem odpowiedni numer.

-Słucham?-po trzech sygnałach usłyszałem gruby męski głos.

-Słyszałem, że mogę kupić u pana różne, ciekawe rzeczy- starałem się, by mój głos brzmiał jak najpewniej i formułowałem zdania tak, by rozmówca mógł odczytać moje zamiary.

-Kto ci o mnie powiedział?- spytał nieco ciszej.

-Edgar. Chyba pan go zna- chłopak, z którym nawiązałem anonimowy kontakt zapewnił mnie, że po podaniu jego imienia, rozmówca będzie skłonny do wszelkich transakcji.

-Oczywiście! Czego ci trzeba chłopcze?- kurwa. Naprawdę brzmiałem na młokosa?

-Trzy pluskwy. Tylko tyle- słyszałem jak mężczyzna notuje coś na kartce. Rzecz jasna bezproblemowo mogłem załatwić ten zakup w internecie, lecz zwróciłoby to uwagę ojca. Dodatkowo wszystkich podejrzewających mnie ludzi, a miałem wrażenie, że pojawiało się ich coraz więcej. Nielegalny zakup pozostawał anonimowy. Reasumując, mogłem spać spokojnie.

-To nie będzie problem. Chyba, że nie dogadamy się w kwestiach pieniężnych.

-Ile to będzie kosztowało?- spytałem niepewnie, mając na względzie swój skromny budżet.

EVERYBODY GETS CRAZY SOMETIMES // Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz