Rozdział 12

193 32 3
                                    


Nie siliłem się, by wejść do domu niepostrzeżenie. Mój wypad nie należał do najdyskretniejszych, więc nie zamierzałem powracać w stylu ninja. W tej chwili szereg pytań taty przydałby się, by przypieczętować moje alibi. Jednak jak na ironię moje hałasy nikogo nie obudziły. Z frustracją pomaszerowałem do swojego pokoju. Zmęczenie poczułem dopiero, kiedy rzuciłem się na łóżko. Oczy zamykały mi się mimowolnie. Czy mogłem jednak się dziwić? Zabiłem Jeffersona i Paxter, zaliczyłem imprezę i ciekawą wizytę u Craven. Mój organizm reagował jak najbardziej prawidłowo. Starałem się przeanalizować w myślach kogo mógłbym wybrać na kolejną ofiarę. Dziwnym trafem sen stał się jednak o wiele atrakcyjniejszy. Wolałem odpłynąć, aniżeli myśleć o rozgrywce, którą miałem prowadzić z detektywem Cravenem. Pomimo wszystko nie mogłem zaniedbać swoich powinności. Zamykając oczy wpadło mi do głowy jedno nazwisko. Uśmiechnąłem się z satysfakcją myśląc o tym, jak trafny jest to wybór. Miałem zalążek planu i nieograniczony czas. Te morderstwo musiało być majstersztykiem.

***

Dwukrotnie zbierałem się, by wstać z łóżka i zejść do kuchni, bezskutecznie. Odpoczynek po tak pracochłonnej nocy spodobał mi się aż zanadto. Za trzecim podejściem zebrałem w sobie siłę tak dużą, by wygramolić się pod kołdry. Zerknąłem na zegarek. Była 10:00. Za pół godziny tato miał wyjść do redakcji. Pracował tam od dobrych 6 lat. Rzecz jasna nasze miasto nie należało do największych i gazeta, do której ojciec pisywał artykuły, z roku na rok miała coraz mniej czytelników. Zarobki również nie były powalające. Zarówno ja, jak i Melanie wiedzieliśmy jednak, że ojciec nigdy nie porzuci fuchy, do której tak się przywiązał. Otworzyłem drzwi prowadzące na korytarz i od razu poczułem zapach jajecznicy i usłyszałem ożywiony głos mojej siostry. Zszedłem do nich wciąż ziewając. Ojciec słysząc moje kroki podniósł wzrok znad patelni i lekko się uśmiechnął.

-Ktoś wczoraj nieźle zabalował- skomentował wyraźnie rozbawiony.

-A może nawet dwa razy- powiedziała Melanie uśmiechając się do mnie złośliwie i od razu przyciągnęła uwagę taty. Posłałem jej ostrzegawcze spojrzenie.

-Co mam przez to rozumieć?- włączył się ojciec.

-Ehh.. Nic szczególnego... wynikły pewne komplikacje i odwiozłem Leię do domu- dopiero teraz przypomniałem sobie, że mój samochód został u Rick'a. Cudownie!

-Leia Craven... wszystko jasne- powiedział ze śmiechem, na co zawtórowała mu moja siostra.

-Nie wiem o co wam chodzi- przysiadłem się do stołu i szybkim ruchem zabrałem kanapkę z talerza Melanie.

-Oddaj ją nienażarty dupku!!!- fuknęła ze złością, lecz ja uciszyłem ją ręką.

-Pierwsze prawo dżungli młoda...- zerknąłem na ojca, ale ten nagle posmutniał. Melanie widząc jego minę głośno przełknęła ślinę.

-Dylan, słyszałeś o Edwardzie?- zaczął niepewnie.

-Nie tylko o nim, ale i o Sarze Paxter- powiedziałem odkładając kanapkę. Automatycznie przybrałem smutną minę.

-JAK TO SARA PAXTER?!- włączyła się nieco gwałtownie Melanie. Zupełnie zapomniałem, że dziewczyny były kiedyś dobrymi znajomymi. Nie odpowiedziałem, posłałem jej wymowne spojrzenie.

-Właściwie skąd o tym wiesz- zainteresował się ojciec.

-Te morderstwo było opublikowane na Snapchacie. Byłem przy Leii, kiedy to odtworzyła- zapanowała cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Pilnowałem się, by tworzyć pozory jak najbardziej przejętego śmiercią znajomych.

-Detektyw Craven chce, aby młodzież indywidualnie odbyła po jednej sesji z doktor Richardson- zaczął ojciec. -To specjalistka... Craven wierzy, że może ona wyłonić mordercę, a przynajmniej podejrzanego. Dowiedziałem się o tym zasadniczo szybko i postanowiłem zarezerwować termin zanim zacznie się szaleństwo. Jest gotowa przyjąć nas za dwie godziny...

-Tak szybko? Trudno mi w to uwierzyć- ja po prostu nie chciałem w to wierzyć. Oczywiście, słyszałem wiele rzeczy o doktor Richardson. Była profesjonalną psycholożką kryminalistyczną. Lata spędzone z psycholami nauczyły ją rozpoznawania obłędu i psychozy.

-Jest moją starą znajomą. Poza tym jest ciebie bardzo ciekawa!- niewątpliwie.

***

Doktor Richardson przyjmowała uczniów w szkole. Było to co najmniej zaskakujące. Spodziewałem się, że w sobotę psycholożka będzie prowadziła sesje w swoim domu lub prywatnej przychodni. Cieszyłem się jednak z takiego obrotu spraw. Tu w szkole, w tym gabinecie czułem się nieco bardziej pewny siebie. Co prawda u szkolnego psychologa byłem tylko raz w życiu. Prowadziłem tam Emily Hawkins, która w nagłym wybuchu złości zaczęła drzeć się na całą klasę. Już wtedy psycholog wydał mi się starym, naiwnym, ufnym człowiekiem. Richardson za to była jego całkowitym przeciwieństwem. Po pierwszym spojrzeniu można było uznać ją za kobietę wyjątkowo nieprzyjemną. Ostre rysy twarz, blond włosy upięte w koka. Szmata z wyglądu i charakteru.

-Och Anthony! Tyle lat!- wykrzyknęła, kiedy zza progu gabinetu wyłonił się mój ojciec. Kobieta zerwała się z fotela i błyskawicznie wyściskała biedaka.

-Stephanie! Dobrze cię widzieć!- zaśmiał się nerwowo, najwyraźniej onieśmielony tak bezpośrednią reakcją psycholożki.

-A ten młodzieniec to zapewne twój syn- przeniosła na mnie swoje chłodne spojrzenie. Uśmiechnęła się wymuszenie.

-W rzeczy samej! Chcieliśmy odbyć sesję zanim reszta rodziców zacznie zamawiać terminy.

-Ależ oczywiście!- Richardson nie odrywała ode mnie swojego świdrującego spojrzenia. -Jednak sesje odbywają się bez udziału rodziców.

-Och, dobrze- powiedział tato najwyraźniej zaskoczony. Posłał mi ostatnie spojrzenie i opuścił złowrogi gabinet.

-Usiądź proszę- wykonałem polecenie z uwagą patrząc na psycholożkę. -A więc Dylan chcę ci zadać tylko kilka pytań i będziesz wolny. Zapewne masz pełno planów na dzisiaj.

-W rzeczy samej- skłamałem.

-Może na początku opowiedz mi o swojej mamie- kobieta złożyła ręce, a ja spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Wyjątkowo bezpośrednia kobieta.

-Nie muszę odpowiadać na to pytanie...

-Ale powinieneś! Doskonale wiesz po co są te przesłuchania i jak w tym świetle wyglądają pytania bez odpowiedzi- zastanawiałem się czy nie była to groźba.

-A co mogę powiedzieć. Że była wspaniałą kobietą i każdego dnia żałuję, że musiała odejść tak szybko?- powiedziałem lekko podenerwowany. Może właśnie na tym polegała jej terapia. Wprowadzała ludzi w złość i w chwili słabości wyciągała z nich wszystko.

-No tak jej śmierć była sporym szokiem. Szczególnie okoliczności jej zgonu- kobieta zerknęła na moje ręce zaciskające się na krawędzi biurka. -Nie masz żalu do tych ludzi? Wszystko mogło potoczyć się inaczej...- prowokowała mnie, testowała mnie, a ja oblewałem. Widziałem jak z uśmiechem notowała coś w swoim zeszycie.

-Mam żal, to oczywiste- zacząłem dosyć ryzykownie. Richardson momentalnie oderwała wzrok od kartki. -To wszystko mogło potoczyć się inaczej, rzeczywiście. Dlatego potrzebowałem czasu, by znowu odnowić kontakty z tymi ludźmi.

-A może odreagowałeś na swój sposób- zaczęła bawiąc się długopisem w dłoni. -Może odnowiłeś z nimi więzi w innym sensie- parsknąłem śmiechem.

-Wiem o czym pani mówi, ale muszę panią rozczarować. Ostanie wydarzenia zbliżają mnie do nich- podniosłem się dając jej do zrozumienia, że skończyłem. Będąc przy samych drzwiach po raz ostatni odwróciłem się do psycholożki. -Miałem i zawsze będę miał do niej szacunek. Są lepsze sposoby na upamiętnienie jej życia- powiedziałem ze złością i wyszedłem z gabinetu. Miałem nadzieję, że moje ostatnie słowa wywarły na niej wrażenie. Jedno było pewne. Richardson była kolejną osobą, na którą musiałem mieć oko i która bez wątpienia będzie miała oko na mnie.

EVERYBODY GETS CRAZY SOMETIMES // Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz