Rozdział 3

302 37 2
                                    


W chwilach takich jak te cieszyłem się, że nie jestem cichym zabójcą zobowiązanym do sprzątania po swoim ,,zadaniu''. Jedyne co musiałem robić to sprawnie realizować plan, nie zostawiać śladów i rzecz jasna kończyć zbrodnie z pompą. Chciałem, żeby to było czymś w rodzaju mojego znaku rozpoznawczego. U Melody była to transmisja na żywo. Powtarzanie tych samych kroków byłoby zbyt nudne dlatego zdecydowałem się na coś bardziej pracochłonnego. W sekretariacie budynku wydrukowałem kilka stworzonych przeze mnie plakatów. Na każdym było widać Gregg'a już nieżyjącego, unoszącego się na tafli wody w basenie. Pod owym obrazem dałem ogromny napis ,,SPORTOWIEC ROKU''. Proste, klasyczne, przerażające. Owe dzieło spełniało wszelkie warunki. Plakaty chciałem wywiesić od razu. Szkoła znajdowała się zaraz za basenem, a ja wiedziałem, że jeśli powieszę plakaty właśnie tam słuch o nich rozejdzie się w zatrważająco szybkim tempie. Poszedłem w stronę szkoły nucąc entuzjastycznie. Postanowiłem wywiesić wszystkie plakaty na drzwiach wejściowych. Obklejałem je dokładnie zostawiając coraz mniejsze paski wolnej przestrzeni. Przed oczami miałem miny pierwszych osób, które zobaczą moje arcydzieło. Nigdy tego nie zapomną. Nagle usłyszałem głosy. Najwyraźniej komuś bardzo się śpieszyło aby doznać traumy. Jednak w moim planie nie było żadnych nieproszonych gości, a takich niespodzianek nie lubię. Oddaliłem się i ukryłem za prawym skrzydłem budynku. Co prawda moja widoczność była nieco ograniczona, ale z każdą chwilą zbliżające się sylwetki stawały się coraz bardziej znajome. Cóż.... Przynajmniej jedna. Leię Craven rozpoznałem błyskawicznie. Zresztą tylko ona ma tak nadzwyczajny dar do utrudniania mi życia. Krok w krok z nią stąpała Tiffany Wood. Najlepsza przyjaciółka i kompletne przeciwieństwo Lei. Począwszy do koloru włosów kończąc na zainteresowaniach. Tiffany była chudą blondynką o błękitnych oczach i bladej cerze. Wyglądała niemal jak Skandynawka. Bez wątpienia można było uznać ją za osobę bardziej otwartą na ludzi, w pewnym sensie naiwną. Nie musiałem długo się zastanawiać.... One dwie, w nocy, pod szkołą. To nie wróżyło niczego dobrego. Wood oświecała drogę latarkę. Z każdą chwila jej ręka trzęsła się coraz bardziej (najprawdopodobniej z zimna), a Craven syczała na nią nerwowo.

-Jezu Leia.... Zamarzam. Jestem pewna, że dzisiaj umrę albo z zimna albo pocięta przez tego świra!-nie miałem jej w planach na najbliższy tydzień, ale z pewnością mógłbym ją upchnąć w listę potencjalnych ofiar. Zasługiwałaby na to.

-Ostanie czego chce mi się słuchać to twoich narzekań!! Skoro jest ci tak bardzo źle to mogłaś zostać w domu I DAĆ MI SAMEJ PRZEJRZEĆ TE TAŚMY!!-taśmy... z każdą chwilą coraz bardziej uświadamiałem sobie co Leia ma zamiar zrobić.

-Oczywiście! Po okolicy grasuje psychol, który zrobił sobie z twarzy Melody jebaną tablicę korkową, ale pewnie! Idź sobie sama, ciemną nocą na jakieś odludzie, BO CO MOŻE SIĘ STAĆ -Leia wyrwała Tiffany latarkę i zaczęła machać nią przed twarzą blondynki.

-Kiedy uda nam się znaleźć nagrania z kamer znajdą tego świra i nie będziesz musiała się już o mnie martwić. Jeśli my tego nie zrobimy to te imbecyle w życiu na to nie wpadną- Craven szła coraz szybszym i bardziej zdecydowanym krokiem przez co Tiffany musiała co kilka metrów podbiegać do przyjaciółki.

-Leia... przypominam ci, że twój ojciec współpracuje z policją- dziewczyna nagle stanęła. Popatrzyła na przyjaciółkę, a następnie obie wybuchły śmiechem. Wydawać by się mogło, że z Craven zeszło całe napięcie. Chwilowo. Z każdą chwilą coraz mniej obawiałem się o plany Leii. Moje plakaty powinny skutecznie rozwiązać cały problem. Nie mogłem uwierzyć, że moim największym zagrożeniem mogłaby być właśnie ta niepozorna dziewczyna. Delikatnie wychyliłem się zza ściany. Serce biło mi coraz szybciej. Sekundy zdawały się przedłużać do granicy możliwości. Kiedy Leia nakierowała latarkę na drzwi wejściowe czas jakby zwolnił. Widziałem jak rozszerzają się jej źrenice. Latarka z impetem spadła na ziemię. Tiffany z początku nic nie rozumiała. Podniosła z ziemi wciąż działającą latarkę i na powrót oświetliła drzwi. Zbierała się do krzyku kiedy Craven zakryła jej usta dłonią. Wood wciąż ciężko dyszała, miała łzy w oczach... Wspominałem, że Gregg jest.. Przepraszam, był jej chłopakiem?

-Csii Tiffany, musisz teraz uważnie mnie posłuchać- pomimo spokojnego tonu, Leia nie mogła złapać z przyjaciółką kontaktu wzrokowego. -Tiffi błagam spójrz na mnie!- stanowczość w głosie dziewczyny przykuła uwagę Wood. Craven powoli zdjęła dłoń z ust Tiffany.

- Nic nie rozumiem. Przecież to nie może być... -może, może, a co więcej jest.

-Tiffany musimy odejść. Ktokolwiek to zrobił przerwałyśmy mu..... Może być niedaleko- głos jej się łamał, ale starała się to ukrywać.

-Musimy zadzwonić po policję... MUSZĄ ZNALEŹĆ TEGO...-jej głos znowu przeradzał się w krzyk, więc Craven po raz kolejny uciszyła ją.

-Nie możemy zadzwonić po policję! Nie rozumiesz? Jesteśmy pod szkołą w środku nocy, a na drzwiach jest pełno... tego!- krzyknęła zrywając jeden z plakatów. -Powiedz mi jak to wygląda?! Pomyślą, że miałaś motyw, że dowiedziałaś się o Gregg'u i Melody- w tym momencie dziewczyna powiedziała o kilka słów za dużo i ucichła kiedy tylko zdała sobie z tego sprawę.

-Gregg i Melody?

-Kurwa...-o ile Tiffany do tego momentu wydawała się w miarę stabilna emocjonalnie, to nagle te wrażanie stało się ulotne. Wood usiadła na ziemi i zaczęła się histerycznie trząść, a Leia ze złością kopnęła w ścianę. Co za paradoks. Los działał mi na rękę. Jakby niebiosa otwarcie godziły się na moją działalność. W tamtej chwili przyszedł mi do głowy kolejny genialny pomysł. W jednym momencie wyjąłem telefon i zrobiłem kilka zdjęć dziewczyn stojących przy plakatach. Nagrałem również Leię mówiącą o policji i konsekwencjach. W końcu miałem coś co pozwoliłoby mi kontrolować Craven. Spojrzałem na dziewczynę podnoszącą przyjaciółkę z ziemi i zastanawiałem się skąd ma w sobie tyle siły. Czy w ogóle mogę kontrolować taką osobę?

-Musisz zapomnieć Tiffi, a jutro przeżyć to jeszcze raz-to były ostanie słowa Leii jakie usłyszałem tamtego dnia.

***

Do domu wkradłem się przez okno. Przez chwilę obawiałem się, że przez małe opóźnienie ojciec lub siostra zauważą moją nieobecność. Rzecz jasna obawy te były bezpodstawne. Kiedy zszedłem na dół rodzinka siedziała przed telewizorem. Oglądali ,,Star Treka''. Na mój widok ojciec uśmiechnął się pokrzepiająco, a Melanie podała mi puszkę coli. Wszystko szło zbyt gładko i to mnie martwiło. Wiedziałem, że Leia będzie próbowała znaleźć sposób by mnie zdemaskować. Musiałem być ostrożniejszy, a co najważniejsze zdobyć jej zaufanie. To jednak graniczyło z cudem. Podczas gdy kapitan Kirk mierzył się z nieobliczalnym Khanem mnie ogarnęła senność. Błogi sen co chwilę przerywał niezwykle wyraźny obraz Leii. Miała na twarzy moją maskę. Szła za ofiarą wesoło podskakując. Nieznajomy potknął się i zamkniętymi oczami czekał na cios. To byłem ja.

EVERYBODY GETS CRAZY SOMETIMES // Dylan O'BrienOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz