ROZDZIAŁ 7

25 4 1
                                    

   Loter nie miał pojęcia co robić. Nie chciał go zostawić. Bezskutecznie próbował przesunąć belkę, aby uwolnić elfa od morderczego uścisku. Wołał o pomoc, ale nikt się nie pojawiał. Nie chciał uwierzyć, że jako jedyny przeżył atak krampusa.

    Właśnie ten gość, który zawsze znajdował wyjście z każdej sytuacji, sam musiał być ratowany. Bezsilność raniła Lotera niemiłosiernie. Tym bardziej, że Nolff wierzył mu, że spłaci swój dług.

Jak będzie w stanie szukać reszty samemu, w ogarniętym wojną krajem? Jak długo pożyje bez niego?

Jak dotąd nie raz los traktowaŁ go surowo. W trakcie ucieczki z domu i po zagładzie obozu zawsze komuś udawało się go uratować. Przy tych wszystkich trudnych chwilach zawsze ktoś przy nim był. Lecz teraz sam musiał udźwignąć wielki ciężar żalu i bezradności. Świadomość tego wpędzała go w otchłań bez dna, z której nie umiał się wydostać. Gasnące światło nie mogło przebić tego mroku.

   Po jego policzkach spływały słone krople bólu. W jego głowie nadzieja powoli ustępowała miejsca rozpaczy. Nolff może i był nieokrzesany i ekscentryczny, ale był przy tym zabawny i po prostu dobry. Chciał ocalić wielu, był odważny, nie traktował wojny jak zabawy jak twierdzili strażnicy. Ukrywał w sobie wrażliwość, którą chłopak dostrzegał. Należało mu się miano bohatera, medyka pomagającego w potrzebie. Dla Lotera był po prostu przyjacielem.

Długo trwał w milczeniu zanurzając się w swoich wspomnieniach. W końcu zmusił się do wydobycia z siebie jedynych słów, na tylko takie było go stać.

- Jedyny Panie Śmierci - zaczął wymawiać regułkę  starożytnych modłów niechętnie podtrzymując grobowy nastrój - weź go pod swoją opiekę, nie daj mu się zatracić w zaświatach. Niech jego grzechy zostaną z niego zmyte (tu Loter zastanowił się czy w ogóle jakieś miał) a bohaterskie czyny staną się fundamentem istnienia w nowej rzeczywistości do której go wyślesz.

   Chłopak mógł jeszcze rozmyślać i modlić się w cierpieniach, gdyby nie rozległ się niespodziewany dźwięk. Krótki śmiech, zmienił się w kaszel. Loter doznał szoku. Elf zaczął nerwowo kręcić się pod belką. Ledwo przytomnymi oczami spojrzał się na zrozpaczonego Lotera szczerząc swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Ten uśmiech rozwiał w nim troski, aby zaraz wzbudzić gniew.

- Nie mogłem dłużej wytrzymać - znowu zaczął się śmiać dusząc się przy tym - słabo udajesz smutek, kolego.

   Loter porywczo cisnął w niego świętym kamieniem, który leżał tuż obok jego kolana. Czuł wielką ulgę i towarzyszącą jej złość na elfa.

- A ty za dobrze udajesz martwego - wycedził przez zęby.

- Nic dziwnego, kiedy ma się przy sobie fiolkę z płynem zmniejszającym tętno. - odezwał się bardzo spokojnie. Kiedy zobaczył, że Loter robi oburzoną minę powiedział - Nie dałem ci bo działa tylko na istoty magiczne. Ciebie ta dawka zabiłaby w niecałą minutę. No ale ty z twoim szczęściem nie potrzebujesz tego typu eliksirów. To samo dałem Unnarowi. W sakiewce, była identyczna fiolka. Mam nadzieję, że dobrze ją wykorzystał. A co z resztą?

- Nie wiadomo. Nawoływałem ich, ale nikt się nie zjawił. Po mieszkańcach też nie ma śladu.

- Prawdopodobnie nikogo w wiosce nie było, kiedy przybiegliśmy. Pamiętasz zawodzenie krampusa, kiedy strącał dachy ?

- Ludzie mogli ewakuować się do stolicy, albo zostali wyrżnięci przez gobliny - stwierdził posępnie Loter, przywołując myślami własną, niegdyś spokojną i tętniącą życiem wioskę. Nie chciał domyślać się co pomioty demonów zrobiły z jego rodziną.

Wspólnymi siłami podnieśli belkę. Nolff nie miał poważnych obrażeń, był tylko bardziej osłabiony od chłopaka. Długo przeszukiwali ruiny w poszukiwaniu kogo kolwiek. Nikogo nie znaleźli. Chcieli myśleć, że Vyanna i Hurr uciekli.

- Niezwykle ciekawi mnie jak i kto pozbył się tego przeklętego krampusa. Prawdopodobnie też to słyszałeś.

- Ale co? - powiedział zamyślony Loter. W odpowiedzi Nolff posłał mu spojrzenie pod tytułem "nie rób z siebie idioty".

- Ach mówisz o tym krzyku. - rzekł koncentrując się z powrotem. - Podejrzewam, że mógł to być Hurr.

- To nie był jego głos. Uwierz mi, mam dobry słuch.

- Myślałem, że po tamtych rykach zaczną ci szwankować uszy.

- Spokojnie, wciąż słyszę lepiej od ciebie.

- W takim razie Hurr i Vyanna pewnie wciąż żyją. To bardzo pocieszające.

- Teraz pozostaje nam mieć nadzieje, że krampus nie uśmiercił Unnara.

- I że uda nam się odnaleźć moje rodzeństwo, Cateię i Trevana. - odparł Loter, który teraz wiedział, że razem z przyjacielem jest w stanie ponownie spotkać z nimi.

Requiem for peaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz