Yeon i Loter weszli na wąski szlak, który przecinając puszczę wił się pomiędzy skalistymi wzniesieniami. Droga ta prowadziła do Stolicy. Przed nimi majaczyły szczyty gór, lśniące blaskiem górującego słońca.
Ich ogrom wydawał się dla Lotera przytłaczający. Podziwiając je poczuł się taki mały i nic nie znaczący wobec potęgi i wielkości tego świata. Nigdy wcześniej nie widział ich z tak bliska.
Na rogaczu masyw nie robił wielkiego wrażenia, choć patrząc na nie czuł spokój i odprężenie. Były dla niego kolejnym, małym przybytkiem pierwotnej natury, nieskażonym przez ludzi ani demoniczne moce. Przemierzył Wielkie Góry po tysiąckroć, szczyty królestwa Atesu wydawały się przy nich niskie i marne jak pagórki.
- Jak myślisz, gdzie on teraz może być? - zapytał go Loter. Czuł, że powinni zacząć szukać elfa.
- Najpewniej udał się do Stolicy, tak jak my. Nawet jeśli chciałby wrócić do Laquandinu, to i tak musiałby przejść przez miasto - odpowiedział spokojnie Yeon.
- On by nie odpuścił. - stwierdził chłopak.
- Znam elfy dłużej niż ty - powiedział olbrzym, wyraźnie zaznaczając smutek na pysku.
- A ja znam Nolffa dłużej niż ty! Nie myśl, że zawsze masz racje. Nie wiesz co razem przeżyliśmy.
W głowie Lotera pojawiły się obrazy przywołanych wspomnień. Spotkanie z Cateią, namowa do ucieczki, tułaczka po ataku gnomów i akcja z Krampusem. Yeon spojrzał na chłopaka uważnie, Loter po chwili uświadomił sobie, że odczytał jego myśli.
- Mógłbyś nie zaglądać do mojej głowy bez zaproszenia?
- Patrząc mi w oczy sam wysyłasz mi zaproszenie, drogi śmiertelniku. Pamiętaj o tym.
Loter odwrócił wzrok od tych wielkich, oliwkowych oczu.
- Mam nadzieję, że stracisz do mnie dystans, z jakim mnie dzisiaj traktujesz - kontynuował olbrzym - Chciałbyś, żebym pomógł ci znaleźć Nolffa. On sam musi cię odszukać. Tylko on sam potrafi sobie pomóc.
Szli w milczeniu mijając wysokie sosny, stawiając kroki na cienkiej warstwie bladozielonych igieł, która zasnuwała szlak. Po ich prawej stronie, znajdował się głęboki kanion, wypełniony mgłą, która wyłaniała się z niego rozlewając się między drzewami. Słyszeli kojący szum wody na jego dnie. Yeon powiedział, że w zamierzchłych czasach, kiedy wodnicy jeszcze zamieszkiwali ziemie oddalone od morza jeden z nich stoczył pojedynek z demonem właśnie tutaj. Kiedy wbił w skałę głownię magicznej włóczni, otworzyła się wyrwa w ziemi pochłaniając ciemnego ducha.
Loter tymczasem myślał o swoim bracie. Zastanawiał się, jak daleko znajduje się od stolicy.
"Czy trzyma się Maery? Lepszym opiekunem byłby Trevan. Oby wszyscy byli zdrowi. Czy Lint przez tułaczkę nie straci zapału do ciągłego dorównywania mi? Wiem, że chciał być taki jak ja, ale kim ja jestem?
Zostawiłem brata i siostrę w obozie? Co ja sobie myślałem? Nie widzieliśmy się prawie od dwóch tygodni i nie wiem, czy jeszcze będziemy mieli na to szanse. "
Ta myśl przeszyła Lotera niczym ostry sztylet, prawie zadając fizyczny ból. Czuł w sobie wielkie napięcie. Jakaś wielka siła ściskała go od środka próbując skruszyć. Przed oczami widział Linta zbierającego jagody w wiosce i Maerę ćwiczącą strzelanie do wron.
"Co mogło ich spotkać? Czy jeszcze będą żyć w spokoju?"
- Otacza cię ponura aura - przemówił do niego rogacz -Wyduś z siebie to czym się martwisz, a choć trochę ulżysz sobie. Opowiesz mi o swojej rodzinnej wiosce? Jeśli nie stanowi to dla ciebie problemu oczywiście. Przywoływanie wspomnień nie zawsze jest łatwe.
- Powiem - stwierdził Loter - Mieszkaliśmy z bratem w domu wuja od strony matki. Wychowywał nas, bo rodzice zmarli podczas epidemii . Kilkanaście lat temu zaraza zbierała krwawe żniwo w zachodniej części królestwa. Miałem dwa lata kiedy niedługo po narodzinach Linta śmierć dosięgła rodziców.
Liczba mieszkańców wioski nie przekraczała setki. Niestety nie mieliśmy wielu rówieśników. Zaraza okazała się szczególnie śmiertelna dla najmłodszych. Tylko my i piątka innych przetrwali. Wśród nich była nasza cioteczna siostra Maera. Nie lubiliśmy jej, zresztą tak jak reszta. Udawała dumną i wyniosłą, nie chcąc pokazać swojej prawdziwej twarzy. Teraz wiem, że była w porządku.
Pozostała czwórka to dwójka dzieci kowala, córka zielarki i niejaki Reohn, który był mi z nich najbliższy. Lint był najmłodszy i nie trzymał się nas. Prawdę mówiąc nie chciałem go dopuścić do naszej grupy. Teraz tego żałuję. Z czasem pojawiły się inne dzieci z którymi się zaprzyjaźnił, ale zawsze chciał chodzić za starszymi. Teraz ma czternaście lat i musi się czuć samotny.
A ty masz rodzinę? Powiedz mi to o czym nie wiedziałem.
- Wszyscy rogacze są braćmi, ale zrodzonymi w tym samym czasie. Jesteśmy w tym samym wieku, żaden rogacz nie narodził się później. Moje imię nadali mi moi bracia, tak jak ja nadałem je niektórym. Jak pewnie wiesz dzielimy się na różne szczepy, ja pochodzę z Południowego Plemienia. Nie zostało nas wielu. Nasz ród stracił większość członków podczas ostatniej wojny z demonami. Długo po niej trzymaliśmy zło w ryzach, gdy reszta świata cieszyła się pokojem. Niezwykłe były nasze dzieje, choć dzisiaj odchodzimy w cień, nie mogąc dłużej bronić tego świata. Moi najbliżsi pobratyńcy odeszli na północ, tylko kilku z nas pilnuje południa. - po tej przemowie Yeon spojrzał w oczy chłopakowi. Loter usłyszał głos olbrzyma, chociaż ten nie otworzył ust.
-Nadzieja opuszcza kolejne narody. W obliczu takiego zagrożenia coraz więcej istot stroni od walki, każdy woli pilnować własnego podwórka. Oboje wiemy, że jeśli Ates nie otrzyma kolejnego wsparcia, prędzej czy później upadnie.
CZYTASZ
Requiem for peace
FantasyPokój w królestwie Atesu stał się przeszłością. Demoniczne armie potworów starają się wybić wszystko co ma duszę. Śmiertelnicy stawiają opór, lecz nadzieja na zwycięstwo maleje z każdą bitwą. Prorocy twierdzą, że będzie to ostatnia wojna, która prz...